Rozdział 40

2.2K 141 32
                                    

-Hope-

Nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy pokaz. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zamiast skupić się na tym całym show jakie rozgrywa się na wybiegu, ja będę odliczała minuty do zakończenia tego dnia. Ba, ja oddałabym wszystkie pieniądze jakie mam byleby znaleźć się już w swoim ciepłym łóżku. 

W czterech ścianach mojego kolorowego pokoju poczułabym nie tyle ulgę, co wolność. Tam nikt nie patrzyłby na mnie spod byka, ani nie oceniał na podstawie tego jak wyglądam na jednym z najbardziej wyczekiwanych pokazów tej jesieni. Wśród tych wszystkich ikon modowych, dam z wyższych sfer i projektantów w wyszukanych strojach wyróżniam się tak bardzo, że ciężar licznych spojrzeń omal nie wywołuje we mnie ataku paniki. 

Powinnam skakać z radości, gdyż przez cały wieczór patrzę na aprobatę i zadowolenie widoczne na twarzach gości, co dla firmy Wilson Company, jak i również jej pracowników powinno oznaczać jedno - bezapelacyjny sukces. 

Kiedy Jack wyszedł na scenę i przemówił, tłum dziennikarzy rzucił w jego stronę grad pytań, a miliony fleszy rozbłysło oślepiając nawet mnie. Mój szef poradził sobie z tym jednak dość sprawnie wymigując się od odpowiedzi i większego zainteresowania. Mogłam się tego spodziewać, bo przecież doskonale wiem, że jego status gwarantuje mu także rozgłos, do którego musiał prędzej czy później przywyknąć. 

Nie wiem jedynie czy tylko ja zauważyłam grymas na jego przystojnej twarzy, który tak szybko zniknął jak nagle się pojawił. Jack Wilson jest przecież dobrym aktorem i pokazuje prawdziwego siebie tylko tym których sam wybierze z grona otaczających go ludzi.

Ta myśl pojawia się w mojej głowie kiedy na wybieg wychodzą po kolei wszystkie modelki, po raz drugi tego wieczoru prezentując suknie z naszych kolekcji. Muszę przyznać, że projekty, które oglądałam choćby w kilku procentach nie odzwierciedlają tego co teraz widzę w rzeczywistości. 

Każdą suknie wyróżnia jakaś wyjątkowa cecha dodająca poszczególnym kreacjom niesamowitości. 

Bez wątpienia mogłabym nazwać tę kolekcje dziełem sztuki. Nic więc dziwnego, że oklaskom i pochwałom nie było końca, a wypite lampki szampana donoszonego przez kelnerów jedynie wyzwalały w ludziach odważniejsze reakcje. 

I tak na przykład, właścicielka jednej z największych kancelarii prawniczych, siedząca obok rodziców Jacka, okazała kilkoma przekleństwami swoją radość na wieść o ponownym wystawieniu kreacji z archiwum.

Za to jeden z tych ważniaków w garniturach, którego spotkałam wcześniej w gabinecie Jacka po zobaczeniu naszej głównej modelki Annabele prawie wkroczył na wybieg tylko po to żeby zobaczyć ją z bliska i Bóg wie co jeszcze począć. 

Powinno mnie śmieszyć to całe wariactwo. Dzieje się jednak ze mną coś, czego nigdy w życiu nie było mi dane doświadczyć. W miarę upływu kolejnych minut ciągnących się niemiłosiernie,  moje ciało coraz bardziej drży. Ledwo stoję na nogach, a kiedy wszyscy wstają by oklaskami powitać wchodzącego na scenę Michaela ja przymykam oczy i liczę w myślach do dziesięciu skupiając się na biciu swojego serca, które łomocze coraz to głośniej.

Cały pokaz czułam na sobie spojrzenia obcych ludzi, które kłuły mnie niczym maleńkie igiełki. Nie to bolało mnie jednak najbardziej, lecz fakt, że Jack jako jedyny na mnie nie patrzył. Ignorował mnie przez cały pokaz z wyjątkiem sytuacji kiedy czegoś ode mnie potrzebował. Wydawał wówczas krótkie polecenia zimnym jak lód tonem i odchodził. 

Poczucie niesprawiedliwości zakorzenia się we mnie zbyt mocno i zbyt szybko co tylko wzmacnia dziwny stan, w którym się właśnie znajduję. Zerkam w górę spostrzegając piękny kryształowy żyrandol, który nie  wprawia mnie w zachwyt. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że za chwilę spadnie prosto na mnie przygniatając mnie do tej wypolerowanej podłogi. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz