-Hope-
Ledwo udaje mi się utrzymać równowagę kiedy Jack informuje mnie o dzisiejszym spotkaniu z jego rodzicami, a kiedy dokłada do tego, że pan David również będzie na nim obecny nie potrafię już ukryć stresu, który przenika do każdej komórki mojego ciała.
- Mam w takim razie przygotować wszystkie raporty z ostatnich miesięcy i dokumenty związane z wdrążeniem do sprzedaży ubrań zalegających w magazynach? - pytam siadając na swoim standardowym miejscu.
Jak tylko zostałam wezwana do biura przeczuwałam, że dzisiejszy dzień będzie dla nas ważny. Nie spodziewałam się jednak, że pan David zwoła zebranie w celu skontrolowania działań mojego szefa. Na miejscu Jacka byłabym co najmniej wkurzona. Przecież to nie może tak być, że każdy jego krok będzie sprawdzany, a każde posunięcie rozpatrywane pod kątem działania na szkodę firmy.
To jest największa ironia w tym wszystkim. Nie znam bowiem osoby, która byłaby bardziej oddana pracy od Jacka Wilsona. Nigdy, przenigdy nie zrobiłby nic co naraziłoby jego rodzinny biznes.
Po raz kolejny w moim sercu zakorzenia się głębokie poczucie niesprawiedliwości. I nie mam pojęcia czy to normalne, że przez to mam ochotę podejść do mojego szefa i go mocno przytulić oraz zapewnić go, że jesteśmy niezły teamem, który ze wszystkim sobie poradzi.
Z reguły nie żywię do ludzi negatywnych uczuć lecz dla pana Davida robię wyjątek zapisując go w swojej głowie na liście osób, których należy unikać. Z resztą, i tak już uciekam na jego widok i staram się na niego nie wpadać na korytarzach, bo jego diabelskie spojrzenie prześladuje mnie i wytrąca z równowagi. Do dzisiaj miałam jednak jeszcze resztki nadziei co do jego prawdziwych zamiarów.
-Tak. Trzeba wszystkie dokumenty zebrać w całość i jeszcze przed spotkaniem dobrze by było omówić kilka ważniejszych kwestii - instruuje obracając w dłoni pióro, po czym obrzuca mnie spojrzeniem, które mówi mi: "Zrozumiałaś?"
- Jasne - kiwam głową na potwierdzenie, następnie odwracam się i szybkim krokiem idę do wyjścia. Czeka mnie dużo pracy, aż mnie zaczyna głowa boleć od samego analizowania co powinnam zrobić w pierwszej kolejności. Przed wyjściem powstrzymuje mnie spokojny głos mojego szefa. Dosłownie zamieram w miejscu z ręką przy klamce.
- A ty gdzie się wybierasz?
Odwracam się tak by stanąć naprzeciwko jego biurka i patrzę na niego ze zdziwieniem nie do końca rozumiejąc skąd to pytanie. Przecież dał mi jasne instrukcje, a biorąc pod uwagę fakt, że za jakieś dwie godziny będzie miał spotkanie to muszę raczej streścić się w niewielkim przedziale czasowym.
- No idę do siebie ogarnąć raport i to wszystko o czym przed chwilą rozmawialiśmy. Będziesz musiał go przecież jeszcze przejrzeć i przygotować się na wszelkie pytania z ich strony. Myślę, że będą mieli ich dosyć sporo biorąc pod uwagę, że nie mają pojęcia ani o tym z czego będzie opłacana Annabele, ani o rozpoczęciu ponownej sprzedaży starych modeli ...- tłumacze zupełnie tracąc poczucie kontroli. Chyba jednak nie do końca zrozumiałam polecenia Jacka i świadczy o tym między innymi jego twarz wyrażająca rozbawienie.
- Ale ty będziesz razem ze mną na tym spotkaniu, Hope - mówi walcząc z chęcią roześmiania się.
O Jezusie Nazareński.
- Że co?! - wykrzykuje nie przejmując się tym, że pracownicy piętra mogą mnie usłyszeć. - Przecież ja nie wyglądam, nie jestem przygotowana, nigdy nie widziałam na oczy pana Daniela - panikuję wyliczając po kolei każdą wątpliwość, a przychodzi mi ich do głowy coraz to więcej i więcej.
Nawet nie zauważam jak Jack do mnie podchodzi. Rejestruje jego obecność obok mnie dopiero kiedy czuje jego duże dłonie na moich wątłych ramionach, które ukryte w dużej marynarce w kolorze mięty wydają się być mikroskopijne, wręcz kruche. Jakby ciężar jaki na nie spadł miał je za chwile całkowicie zgnieść.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...