-Hope-
Spoglądam na siebie w lustrze marszcząc brwi ze zdenerwowania. Czuje na sobie spojrzenie mojej siostry, która stoi w wejściu do łazienki i opierając się o framugę drzwi przygląda mi się w milczeniu.
- Gdybym cię nie znała pomyślałabym, że szykujesz się na randkę - odzywa się w końcu, a w jej głosie można dosłyszeć nutkę zaciekawienia. - Stoisz przed tym lustrem z dobre pół godziny i zastanawiam się nad czym tak rozmyślasz. Bo to nie jest tak, Hope, że darzysz swojego szefa jakimś tajemniczym uczuciem, co powoduje, że cholernie stresujesz się przed zwykłym wyjściem do kina, prawda? - Jej pytanie wprawia mnie jedynie w jeszcze większy stres przez co szybko spuszczam wzrok próbując ukryć ogarniający mnie wstyd przejawiający się czerwonymi rumieńcami na policzkach.
Czuję jak moje dłonie zaczynają się pocić i drżeć niekontrolowanie co nie umyka uwadze Amandy, która zna mnie jak własną kieszeń.
- Siostrzyczko - zaczyna robiąc w moim kierunku niepewny krok i wyciągając dłonie do przodu jakby chciała pocieszająco mnie objąć. To powoduje, że rozklejam się na dobre. Podświadomie czuję, że moja siostra rozgryzła mnie, a troska w jej głosie jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem głupią, bardzo głupią dziewuchą, która wierzy w cuda. Problem w tym, że mimo iż w sprawach związanych ze mną jestem z reguły pesymistką i realistką, to w przypadku tego co zakorzeniło się w moim sercu nie potrafię pozbyć się nadziei. Mimo, że to bardzo złe i jestem pewna, że doprowadzi do mojego cierpienia to nie umiem wyzbyć się wiary, która chociażby teraz przejawia się w postaci ekscytacji i przyspieszonego bicia serca na myśl o tym, że niedługo zobaczę Jacka i to nie w miejscu, w którym obydwoje pracujemy.
Mówią, że wiara matką głupich co idealnie pasuje do mnie i mojego naiwnego marzenia. Marzenia o tym, że mój szef dostrzeże we mnie coś, co sprawi, że spojrzy na mnie jak na atrakcyjną kobietę godną uwagi i zainteresowania. Tak bardzo pragnę aby mnie zauważył, że nawet nie wiem kiedy to pragnienie rozprzestrzeniło się w moim sercu do tego stopnia, że już nie liczy się dla mnie fakt, że Jack Wilson jest moim szefem i absolutnie, pod żadnym pozorem nie powinnam myśleć o relacji innej niż szef - asystentka.
Nie mówiąc już o tym, że ukrywam przed nim coś co mogłoby zaważyć na więzi jaką do tej pory zdołaliśmy utworzyć oraz zaufaniu, którym siebie obdarzyliśmy. Jack nie wie bowiem, że spotkaliśmy się już kiedyś i to spotkanie sprawiło zapewne, że chodzi dalej po tym świecie i pnie się w górę czemu ja mogę się przyglądać z szerokim uśmiechem na twarzy.
Na tę myśl w mojej głowie od razu pojawiają się obrazy z tamtego dnia co sprawia, że zaczynam czuć nieprzyjemne dreszcze, a niepokój na chwilę odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia. Tak dzieje się zawsze kiedy wspomnienia atakują mój umysł i przed oczami widzę obraz zakrwawionego, ledwo oddychającego mężczyzny leżącego w ciemnym zaułku. Moje serce zostaje boleśnie ściśnięte przez niewidzialną dłoń i czuję, że znów zaczynam myśleć o tym co by było gdybym przypadkiem nie znalazła się właśnie w tamtym miejscu. Rzadko odczuwam strach, ale w przypadku tego typu rozważań atakuje mnie on z taką mocą, że ledwo mam siłę oddychać.
To jedynie świadczy o tym, że ten człowiek zbyt wiele dla mnie znaczy i mimo iż zupełnie nad tym nie panuje, a mój rozum nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia, to uczucie jakim go obdarzam z każdym dniem coraz bardziej się rozrasta.
- To mnie przeraża - komentuje szeptem swoje własne myśli jednak Ami doskonale słyszy to co wydostaje się z moich ust zanim zdołam ugryźć się w język.
- Co dokładnie? - pyta z troską stając blisko mnie, po czym przysiada na brzegu wanny cierpliwie czekając na moją odpowiedź.
- Do jakich rozmiarów rozszerza się to co nosze tu - tłumacze wskazując trzęsącą się ręką miejsce, w który bije moje serce. - Boję się tego, ponieważ powoli przestaje mi wystarczać to, że widzę go jedynie w pracy. Chciałabym go więcej. Boże Ami, w co ja się wpakowałam? Czy ja powinnam odejść z Wilson Company?
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...