-Hope-
- Powinnam odejść z tej pracy - oznajmiam z ciężkim westchnieniem, po czym obserwuje jak twarz Rose robi się dosłownie biała jak kreda.
Od kilkunastu minut macham łyżeczką jak oszalała, obijając srebrne narzędzie o ścianki filiżanki jakby od tego zależało moje życie. Rose do tej pory jedynie przyglądała mi się badawczo i cierpliwie czekała aż powiem jej co nowego zaprząta moją głowę. Dziś jesteśmy w pracy nieco wcześniej, więc możemy trochę pokorzystać z ciszy, po której za jakieś pół godziny nie będzie choćby maleńkiego śladu.
Moja przyjaciółka opiera się o blat biurka i lustruje mnie wzrokiem, a intensywność jej spojrzenia wbija mnie w fotel. Dzisiaj wyjątkowo postanowiłyśmy wypić poranną kawę w moim małym boksie i to właśnie dzięki temu, że jesteśmy na moim kawałku podłogi potrafię tak swobodnie z nią o tym rozmawiać.
Rozmowy o emocjach zawsze będą stanowiły dla mnie ogromny problem. W przeszłości wiele osób wzgardziło moimi uczuciami, dlatego nauczyłam się ich nie pokazywać. Tak było rozsądniej i bezpieczniej.
- Nie gadaj głupstw. Czy powodem tego pomysłu jest to o czym myślę? - pyta ściszając głos tak jakby miał nas tutaj ktoś usłyszeć. Na piętrze w tej chwili oprócz nas nie ma jeszcze żywej duszy jednak przezorny zawsze ubezpieczony.
Kiwam głową na potwierdzenie na co Rose marszczy brwi i powoli upija łyk swojej kawy. Na jej twarzy pojawia się śmieszny grymas przez który od razu wiem, że znów przesłodziła sobie kawę.
- Kiedy odejdziesz to już nie będzie to samo - stwierdza po dłuższej chwili, a w jej oczach dostrzegam łzy, które odgania jak natrętną muchę. Po chwili uśmiecha się do mnie lecz to nie jest jeden z tych uśmiechów, którym Rose jest w stanie rozświetlić każde pomieszczenie. Ona po prostu nie chce mnie martwić. - Chciałabym cię tu zatrzymać, ale zrozumiem każdą twoją decyzję.
- Rose uwierz mi, ja na prawdę próbowałam oddzielić to co czuję od spraw zawodowych. I może to śmieszne, ale właśnie wtedy gdy usilnie zaczęłam trzymać w ryzach moje uczucia zdałam sobie sprawę jak silne one są i to mnie przeraża. Ja już nawet boję się na niego spojrzeć, bo kiedy to robię to mam ochotę się rozpłakać nad swoim żałosnym losem.
- Ale nawet nie spróbowałaś Hope. Od razu się poddajesz. Nie masz pojęcia jak by zareagował gdyby dowiedział się co czujesz - gani mnie jak małe dziecko patrząc na mnie z wyrzutem. Kręcę jedynie głową chcąc tym samym dać jej do zrozumienia, że to po prostu nie miałoby sensu. Co miałabym mu powiedzieć?
Że jestem w nim bezwarunkowo i beznadziejnie zakochana?
Że poznał mnie zanim zaczęłam starać się o pracę w Wilson Company?
Że byłabym w stanie zrobić dla niego wszystko mimo, że on nigdy nie spojrzy na mnie jak na kobietę, którą można pożądać?
Nawet w moich myślach to wszystko wydaje się być całkowicie niedorzeczne.
Już mam jej coś odpowiedzieć kiedy słyszymy charakterystyczny dźwięk oznajmiający przyjazd windy.
- Pogadamy później. Trzymaj się dzielnie, a w razie gdyby te lafiryndy z dołu dokuczały ci służę pomocą. Mam dzisiaj luźniejszy dzień i chętnie bym trochę je podrażniła - rzuca na odchodne biegnąc w stronę windy i mijając się przy okazji z moim szefem.
Od razu spuszczam wzrok modląc się by przez kolejny dzień Jack pozwolił mi zachowywać dystans między nami. Znam go jednak na tyle, by być pewną, że w końcu przyjdzie dzień, w którym nastąpi nasza konfrontacja. To oczekiwanie powoduję, że każdego dnia siedzę jak na szpilkach w obawie przed jego wtargnięciem do mojej przestrzeni i zażądaniem przez niego wyjaśnień.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...