-Jack-
Stoję przy jednym z okien podziwiając widoki miasta, które budzi się do życia, kiedy do mojego gabinetu wpada Matt oczywiście nie siląc się na pukanie do drzwi.
- Mógłbyś czasem zapukać - fukam nie odwracając wzroku od miejskiego natłoku. Nie mam potrzeby sprawdzenia, czy za moimi plecami na pewno stoi mój przyjaciel. Tylko on bowiem wchodzi tu jak do siebie. Nikt inny nie ma odwagi na taką opieszałość, poza tym ,tylko z nim przyjaźnie się w tej firmie nie licząc Hope, która jest dobrze wychowana. Nie to co ten kretyn. - Twoja mama byłaby wściekła. Z tego co pamiętam starała się ciebie wychować na kulturalnego chłopca - nabijam się z niego doskonale się przy tym bawiąc.
- Nie wkurwiaj mnie stary, tylko opowiadaj lepiej jak tam randka - odpowiada, a ruch który słyszę po mojej prawej stronie każe mi sądzić, że Matt podszedł do jednego z foteli ustawionych przy biurku. Odwracam się, po czym spoglądam na niego marszcząc brwi. Niezrozumienie musi być na mojej twarzy doskonale widoczne, ponieważ mój przyjaciel krzyżuje dłonie na piersi, po czym unosząc prawą brew tłumaczy mi jak małemu dziecku co miał przed chwilą na myśli.
- Wczoraj byłeś na randce z dziewczyną o imieniu Hope. Drobna, brązowe włosy z reguły sterczące na wszystkie strony, kolorowe zęby i duże okulary. Mówi ci to coś Romeo spod ciemnej gwiazdy?
Jego rozbawienie działa mi dzisiaj na nerwy głównie z dwóch powodów.
Po pierwsze, nie lubię kiedy mówi się o Hope w taki sposób choć dobrze wiem, że Matt tylko żartuje. W rzeczywistości lubi tę dziewczynę i już dawno przestał oceniać ją po wyglądzie. Po drugie, zastanawia mnie o jaką randkę mu chodzi, do kurwy nędzy.
Podchodzę wolnym krokiem do biurka. Czuję na sobie uważne spojrzenie Matta, ale nie przejmuje się tym.
Milcząc zasiadam na swoim fotelu, po czym bez pośpiechu podwijam rękawy granatowej koszuli. Zerkam na tatuaże zdobiące skórę na prawym przedramieniu na chwilę wracając wspomnieniami do imprezy, na której razem z Mattem i Jeremym postanowiliśmy zrobić sobie pierwsze dziary,
- Nie mam ochoty komentować ani twojego pytania, ani twojego trudnego do zrozumienia entuzjazmu- mówię tonem, który wśród moich pracowników najczęściej wzbudza respekt oraz strach.
To jednak nie działa na mojego kumpla, który czuje się przy mnie na tyle swobodnie, żeby zignorować moje słowa.
- Aż tak było źle, że nie chcesz się podzielić nowinkami ze swoim najlepszym kumplem? Hope to fajna laska, nie wierzę żeby było aż tak źle! - Wykrzykuje jakby chciał stanąć w jej obronie. Kiwam głową z niedowierzaniem. Matt jest jedyny w swoim rodzaju i przysięgam na wszystko w co wierzę, że chciałbym dożyć chwili, kiedy jakaś biedna dziewczyna odda mu swoje serce, a ten idiota odwzajemni się tym samym.
- Myślałem, że przynajmniej jesteś mądry, ale widzę, że tego również nie odziedziczyłeś po swojej rodzicielce. Nie głąbie, było świetnie. Tak świetnie się bawiliśmy, że wróciliśmy do domu po północy. I przestań tak się ekscytować, bo jeszcze cię usłyszy - odpowiadam mimowolnie zerkając w stronę przeszklonej ściany dzięki której mam idealny widok na moją asystentkę. Na szczęście jest tak pochłonięta przygotowywaniem wszystkiego na jutrzejszy pokaz, że nie ma czasu rozglądać się na wokoło.
Cisza jaka zalega w pomieszczeniu sprawia, że przenoszę znów spojrzenie na mojego kumpla. Dostrzegam na jego twarzy szok, lecz dopiero kiedy słyszę jego pytanie domyślam się skąd się wzięła taka, a nie inna reakcja.
- Spałeś z nią?!
Mam ochotę podejść do niego i pierdolnąć go porządnie w łeb. Nie robię tego jednak, bo szkoda mi rozładowywać energii, która dziś będzie mi potrzebna. Jutro otwarcie kolekcji, a co za tym idzie mnóstwo pracy związanej z pokazem.

CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...