Rozdział 11

1.1K 102 14
                                    

-Hope-

Czuję ciężkość przy każdym stawianym kroku i im bliżej gabinetu jesteśmy tym bardziej chciałabym cofnąć swoje słowa. Nie wiem dlaczego, ale nie opuszcza mnie dziś przeczucie, że ten dzień będzie całkowitą porażką. 

No dobra, okazało się, że to nie z mojej winy pan David był nieobecny na spotkaniu, ale złość wypisana na twarzy mojego szefa zaraz po wyjściu nieproszonego gościa mówi mi, że ten jeszcze nieraz zagości w firmie i nie będzie to raczej miłe spotkanie. Aż mnie przechodzą ciarki na wspomnienie jego szyderczego uśmiechu, kiedy to taksował mnie swoim fałszywym wzrokiem. Od zawsze mam nosa co do ludzkich charakterów i jestem niemal pewna, że ten człowiek nie należy do tych, z którymi chciałabym mieć cokolwiek wspólnego.

Atmosfera na najwyższym piętrze jest co najmniej dziwna, a wszechobecne szepty  wcale nie pomagają w uspokojeniu szefa. Dlatego też, mam wrażenie, że stąpam po kruchym lodzie i  brakuje niewiele bym poznała tę drugą, gorszą stronę pana Wilsona.

Idziemy w milczeniu chociaż ta cisza nie wydaje się być wcale krepująca. Zanim jednak prezes otworzy drzwi do swojego gabinetu, a  ja będę mogła tam wejść i odgrodzić się tym samym od innych, czuję na sobie masę wścibskich spojrzeń, które zaczynają mnie męczyć. 

- Siadaj Hope mam niewiele czasu do kolejnego spotkania. Mów szybko o co chodzi? Jeśli chciałaś porozmawiać o zachowaniu tego dupka, to niestety mogę ci jedynie powiedzieć, że taka jego natura. Radziłbym ci nie przejmować się nim, ale jeśli miałabyś z nim jakiś większy problem to daj mi znać ... 

- To nie o to chodzi - przerywam posyłając w jego stronę delikatny uśmiech. 

Obserwuje jak pan Jack ściąga granatową marynarkę i rzuca ją w stronę kanapy znajdującej się w rogu pomieszczenia. Zapach perfum jaki roztacza się wokół mnie podczas tego ruchu onieśmiela mnie i sprawia, że nogi uginają się pode mną. 

Pospiesznie siadam więc na krześle naprzeciwko fotela mojego szefa nie czekając na znak, że w ogóle mogę to zrobić. Pan Wilson nieznacznie ściąga brwi, po czym powolnym ruchem siada na swoim miejscu. Próbuje ukryć zażenowanie bawiąc się nerwowo palcami. W końcu słyszę zniecierpliwione chrząknięcie, które jest dla mnie sygnałem by zacząć mówić. 

- Chodzi o informacje przekazane w prezentacji wykonanej przez pana Connora. Znalazłam pewien błąd, który oczywiście mógł być wynikiem niechcianej pomyłki jednak sądzę, że liczby, które zostały błędnie wyliczone wiele zmieniają w ... pewnych kwestiach związanych z budżetem. 

- Słucham?!- pan Wilson podnosi nieznacznie głos, a kiedy zerkam w jego kierunku dostrzegam na jego twarzy tyle surowości, że mam ochotę wiać gdzie pieprz rośnie. 

Sama postanowiłam wejść na tę minę, więc nie mogę teraz tak po prostu uciec. 

Biorę głęboki  oddech, który wcale mnie nie uspokaja. Jak ja mam zrzucić taką bombę w momencie kiedy mój szef ledwo siedzi na krześle, bo tak targają nim nerwy?!

Poprawiam nerwowo okulary, które opadają mi na nos akurat teraz kiedy potrzebuje ich by swobodnie stąpać po zagrożonym terenie, którym jak sądzę jest w tym momencie gabinet oraz prezes we własnej osobie. 

Zaczynam powoli tłumaczyć jak najlepiej potrafię swoje wnioski dotyczące wstępnego raportu finansowego oraz wytykam błędy, które wydają się być dość istotne przy końcowej ocenie zysków. Na twarzy pana Jacka pojawiają się przeróżne emocje, które zmieniają się jak w kalejdoskopie z każdym wypowiedzianym przeze mnie zdaniem. Kiedy kończę mówić i czekam na jego reakcje dojmującą emocją wydaje się być złość, która jeśli się nie mylę w swoich osądach, jest całkiem zrozumiała. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz