Rozdział 26

1.2K 93 4
                                    

-Hope-

Lecę jak na złamanie karku na ten cholerny przystanek, a spadające z nieba krople deszczu opadające na szkła, które teraz wiszą na moim nosie sprawiają, że moje drugie oczy są całkowicie bezużyteczne. 

Czasami żałuję, że nie posiadałam własnego samochodu i prawa jazdy choć biorąc pod uwagę całkowite beztalencie jeśli chodzi o tę kwestię zapewne stanowiłabym na drodze ogromne zagrożenie. Jeśli czegokolwiek w życiu byłam bardziej pewna od tego, że jestem brzydka to fakt, że byłabym najgorszym kierowcą na świecie. 

Na tę myśl od razu przed oczami widzę obraz z pewnego upalnego lata, dokładniej zaraz po ukończeniu studiów. Moi rodzice namówili mnie wtedy na darmowy kurs jazdy z Peterem, który wytrzymał ze mną raptem kilka godzin. A należy zaznaczyć, że mój przyjaciel jest bardzo cierpliwym człowiekiem. 

Mój tato oczywiście nie byłby sobą gdyby, jak to ma w zwyczaju, nie zapytał dzisiejszego ranka czy mnie podwieźć. Nie chciałam jednak robić im kłopotu tym bardziej, że sami się dziś nawzajem pospieszali w obawie przed spóźnieniem. 

Od jakiegoś czasu myślę o wyprowadzce, ale wolę im o tym na razie nie wspominać. Dla moich rodziców jest to nieco drażliwy temat nie tylko dlatego, że boją się samotności. Oni po prostu obawiają się o mnie i o to, że mi się nie powiedzie. 

Zawsze tak było, a ja się do tego zdołałam przyzwyczaić dawno temu. W szkole, kiedy jakiś dzieciak mnie obrażał interweniował Peter, zaś na dzielnicy o moją godność zazwyczaj walczył mój tato. 

Przeszkadza mi to, bo uważam, że sama dam sobie radę, ale nie chce go zranić w tej kwestii. Jeśli czuje potrzebę chronienia mnie nie muszę tak szybko wyprowadzać go z błędu. Mam przeczucie, iż mój tato dobrze wie, że poradziłabym sobie zarówno bez jego pomocy, jak i Petera. Nauczyłam się walczyć, nauczyłam się chronić i nauczyłam się ukrywać. Jestem w tym mistrzynią. Nie uznaje jednak agresji pod jakąkolwiek postacią, dlatego też walka o cokolwiek to ostatnia droga jaką wybieram. Zazwyczaj chowam się w cień.

Tak właśnie chciałam zrobić kilka dni temu, kiedy to pan David wpadł do gabinetu Jacka, a później jawnie zaczął mnie obrażać. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że jestem świadkiem prawdziwej walki dwóch liderów, z których żaden nie chciał odpuścić. Siedziałam tam jak na ostrych igłach wiercąc się nerwowo na fotelu, ale coś w spojrzeniu mojego szefa sprawiło, że postanowiłam tym razem zostać i nie uciekać. 

Może obietnica lunchu tak na mnie podziałała? Niee, nie mogę tak myśleć. Przecież to tylko lunch z szefem, na którym omawialiśmy sprawy biznesowe. To nic, że każdy na piętrze wytrzeszczył oczy na widok naszej dwójki wychodzącej w swoim towarzystwie na zewnątrz w porze popołudniowej. Kiedy na drugi dzień opowiadałam o tym Rose, ta wybuchła głośnym śmiechem, a ja musiałam nadzwyczaj dokładnie zrelacjonować minę każdego pracownika inaczej nie dałaby mi żyć. Później nie mogła wyjść z podziwu, że kojarzę już wszystkich ludzi, ale tak to już jest kiedy Jack wysyła mnie w różnych sprawach do wszystkich działów. Gdybym nie znała choć części imion osób zatrudnionych w firmie i nie miała pojęcia jakie pełnią stanowiska wszystko zajęłoby mi dwa razy więcej czasu. 

Zjedliśmy więc razem lunch rozmawiając przy okazji o moim pomyśle włączenia do standardowej kolekcji naszych zabytkowych okazów zalegających w magazynie. Ogromnie ucieszył mnie entuzjazm Jacka oraz fakt, że chce w to wejść. Nic nie motywuje tak bardzo do działania jak pochwały od szefa. Niestety złapałam się przy tym kilka razy na tępym przyglądaniu się prezesowi podczas gdy ten zajęty był jedzeniem lub rozmową przez telefon. 

Należę do ludzi nieśmiałych dlatego obawiałam się, że oprócz pracy zabraknie nam tematów do rozmowy. Pominęłam wysuwające się w pamięci wspomnienie z pewnego wieczora, kiedy to postanowiłam zostać w firmie i napić się z Jackiem czegoś mocniejszego. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz