-Hope-
-Dobra, to chyba wszystko jeśli chodzi o wstępne plany na najbliższy pokaz. Możesz to skserować, zrobić z tego raport i zanieść od razu jedną kopię Michaelowi? Wymuś od razu na nim obietnicę wyrobienia się w czasie, bo jak Bóg mi świadkiem jeśli uroi sobie jeszcze jakieś zmiany to uduszę go gołymi rękoma - mówi Jack, po czym upija kawy, którą zrobiłam mu jakąś godzinę temu, a która jak mniemam smakuje teraz co najwyżej znośnie.
- Jasne, bo mnie na pewno posłucha. Przecież on mnie nienawidzi - mamroczę pod nosem zanim w porę zahamuję swój niewyparzony jęzor.
Jack unosi prawą brew i zaczyna mi się przypatrywać. Sądząc po jego zdziwionym wyrazie twarzy oczekuje ode mnie rozwinięcia tematu.
- No taka prawda. W tej firmie toleruje mnie jedynie Matt i Rose -stwierdzam ponownie zasiadając na fotelu naprzeciwko prezesa, który nie komentuje w żaden sposób mojej nagłej szczerości. A szkoda, bo mam dziś kiepski dzień i fajnie by było usłyszeć kilka słów otuchy. Na przykład, że moja brzydka twarz nie wyklucza tego, że da się mnie polubić.
- Nie zauważyłem żeby ktokolwiek ciebie tutaj darzył nienawiścią. To dosyć mocne słowo, nie sądzisz? Fakt, że mamy w firmie kilka wrednych plotkarek, ale nie wydaje mi się żeby było aż tak źle - rzuca składając palce w piramidkę.
I już wiem, że nie wypuści mnie stąd bez wyjaśnienia. Pracuje tu nieco ponad miesiąc, a już zdołam wymienić co najmniej dwa nawyki, które w przypadku mojego szefa mogą oznaczać dwie rzeczy - natychmiastową ewakuację i pozostawienie go w spokoju lub siedzenie pod odstrzałem jego czujnego spojrzenia i tłumaczenie się dopóty nie uzna tematu za zakończony.
Jednym z tych nawyków jest właśnie bębnienie palcami o mahoniowy blat, albo składanie palców w piramidkę i stukanie nimi rytmicznie, tak że można by zapaść w jakiś trans obserwując ten jednostajny ruch. Nawet nie wiem czy on jest świadomy tego, że niektóre gesty powtarza w kółko dzięki czemu można zauważyć kiedy jest zły, zdenerwowany lub kiedy coś mu się nie zgadza.
Ciekawe czy ze mnie też można pewne rzeczy tak łatwo wyczytać. A może tylko ja zwracam uwagę na tego typu gesty. W końcu spędzam z nim najwięcej czasu, oprócz Matta oczywiście.
- No Hope powiedz w końcu co ci leży na sercu - prosi przybierając przy tym bardziej surowy wyraz twarzy.
- Po prostu mam oczy i widzę jak na mnie patrzą - odpowiadam po chwili spuszczając wzrok. Nie chce rozmawiać z nim na te tematy, ponieważ mógłby pomyśleć, że jestem słaba, a to nieprawda. Nie zależy mi na atencji jednak miło byłoby nie wysłuchiwać codziennych zaczepek. Mogliby mnie wszyscy nawet ignorować, to też by mi odpowiadało. Wtapianie się w tłum jest we mnie zakorzenione tak bardzo, że wcale mi by to nie przeszkadzało.
Jest jednak różnica między ignorowaniem, a jawnym obrażaniem kogoś, nie szanowaniem go, a co najważniejsze robieniem mu pod górkę przy każdej możliwej okazji.
- Jak na ciebie patrzą? - dopytuje szukając ze mną kontaktu, którego ja uparcie unikam.
Przecież nie powiem mu, że znalazłam wczoraj na swoim biurku kartkę z napisem "Brzydka Betty". Za nic w świecie nie pochwalę mu się także, że dziewczyny z dolnego piętra nazywają mnie szkaradą, a kilka dni temu z rąk Madison niby przez przypadek wymsknął się kubek z kawą, która rozlała się nie tylko po podłodze.
Rose była wściekła, ja z resztą również, tylko że uczono mnie by nie zniżać się do poziomu takich ludzi jak Madison. Staram się tego wszystkiego nie komentować i nie odpowiadać na zaczepki, ale czasem mam dość i tylko czekam na dzień, w którym któraś z nich przekroczy postawioną przeze mnie granicę.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...