Rozdział 24

1.1K 99 7
                                    

-Hope-

Czuję ich spojrzenia na sobie mimo, że ledwo rozpoczęłam swoją pracę. Poranny kac nieco utrudnił mi dzisiejszy poranek, dlatego też dotarłam do Wilson Company z lekkim opóźnieniem. 

Pominę fakt, że od momentu otworzenia oczu aż do przekroczenia progu firmy przeklinałam swoją głupotę i wyzywałam się w myślach od najgorszych co tylko wzmocniło wyrzuty sumienia związane z wczorajszym wieczorem. Powiedziałam za dużo i obawiam się, że mogę mieć przez to kłopoty. Tak właściwie to cholernie boję się, że mój szef będzie próbował wyciągnąć ze mnie więcej szczegółów z wczorajszych wyznań, o których na serio nie chce rozmawiać. Z resztą, po co chciałby wiedzieć więcej? To przecież nie poprawi wydajności pracy, ani nie zmieni sposobu wykonywania przeze mnie obowiązków asystentki. 

  W końcu nie wytrzymuje i pod naporem ich spojrzeń ja również zbieram się na odwagę by zerknąć w stronę biura mojego szefa. Kiedy tylko unoszę wzrok napotykam nieco zażenowane spojrzenie Jacka. Nie mija sekunda, a prezes przenosi wzrok na swojego przyjaciela. Poważny wyraz twarzy sugeruje, że albo rozmawiają o czymś ważnym, albo Matt dostaje właśnie jakąś reprymendę. 

Wychodzi więc na to, że faktycznie mi się przyglądają. Nie mam pojęcia co jest tego powodem, ale spojrzenia, które na sobie czuje wywołują we mnie dyskomfort. Poprawiam okulary, po czym zaczynam szybkim ruchem stukać końcówką długopisu o blat biurka. Patrzę w terminarz wypalając wzrokiem na kartkach dziurę za dziurą. Żałuję, że to pomieszczenie nie ma drzwi, za którymi mogłabym się ukryć, bo choć przyczyn może być wiele to w mojej głowie od razu pojawia się myśl, że patrzą tak na mnie żeby móc skomentować moją brzydotę. Nic nie mogę poradzić na to, że ta opcja przebija się wśród jakiejkolwiek innej. 

Co mogą o mnie powiedzieć? Może rozprawiają na temat moich ogromnych okularów? Może przedmiotem rozmowy jest aparat ortodontyczny, albo włosy, które akurat dzisiaj nie pozwoliły dać się ujarzmić choćby na tyle by nie sterczeć w każdą stronę?

Czuję jak w moich oczach wzbierają się łzy bezradności, a kiedy przypomnę sobie wczorajszy wieczór mam ochotę stąd wyjść i wrócić do domu. Wiedziałam, że pożałuje chwilowej utraty ostrożności, która zawsze chroniła mnie przed niepotrzebnym uzewnętrznieniem się. Tak naprawdę nie znam Jacka na tyle dobrze by być pewną, że nie wykorzysta tego co mu powiedziałam przeciwko mnie. Może opowiada teraz Mattowi, jak to wczoraj spanikowałam kiedy udawał, że chce mi ściągnąć okulary?

Od razu sięgam ręką do szkieł poprawiając je po raz setny tego dnia. Lubię tę chwilę, kiedy czuję pod palcami grube oprawki, a w moim ciele wybucha ulga na myśl, że mam swoją drugą parę oczu.  Cóż, każdy ma jakieś fobię albo lęki,  a moim jest właśnie brak dodatkowych gogli.

Kiedy jakimś cudem udaje mi się skupić na wypełnianiu terminarza dosyć głośne trzaśnięcie drzwiami wyrywa mnie z letargu w jaki wpadam zawsze gdy coś mnie odpowiednio zaabsorbuje. 

Obserwuję jak uśmiechnięty Matt idzie w stronę windy. Dłonie ma włożone w kieszenie szarych, eleganckich spodni co sprawia, że jego postawa wydaje się być jeszcze bardziej wyluzowana. Oczywiście gdy tylko przechodzi obok mojego miejsca pracy puszcza mi oczko co jedynie potwierdza, że ta dwójka przed chwilą rozmawiała o mnie. 

- Hope, zapraszam do siebie - słyszę z głośnika rozkaz wydany przez Jacka. 

Dlaczego zawsze gdy mam tam wejść mam wrażenie, że za chwilę opuszczę swoją bezpieczną kryjówkę i wtargnę prosto do paszczy lwa? To już wydaje się być po prostu jakąś dziwaczną normą, którą wypracowałam sama w swojej głowie.

Wchodzę więc do gabinetu Jacka z kotłującymi się myślami, które ostrzegają mnie nawet przed złym dotknięciem klamki. Moja mina także musi wyrażać wiele, co potwierdzają słowa Jacka, które rzuca w moją stronę jak tylko zamykam za sobą drzwi. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz