- Hope-
Stoję jak wryta przy drzwiach kompletnie nie wiedząc co zrobić. Moje ciało ogarnia dziwny paraliż, przez który mam wrażenie, że mam stopy przygwożdżone do podłogi. Strużka potu spływa mi po kręgosłupie, a suchość w gardle jedynie wzmacnia panikę jaka pojawia się zawsze kiedy muszę mówić o tym co mnie spotkało.
- Chodź tutaj i usiądź koło mnie - mówi łagodnym tonem, który kiedyś sprawiał, że miękły mi kolana. W końcu wzdycham cicho tak jakby ten gest miał zlikwidować choć część ciężaru jaki zalega na mojej piersi, po czym zmuszam się by zrobić to o co prosi mnie Victor. Na galaretowatych nogach podchodzę do mężczyzny ze spuszczonym wzrokiem.
- Jedno się na pewno nie zmieniło - stwierdza unosząc dwoma palcami mój podbródek. Kiedyś przez ten gest skóra paliła mnie w miejscu gdzie mnie dotknął. Teraz czuję jedynie ciepło, które chociaż jest przyjemne, to nie ma nic wspólnego z uczuciem jakiego doznaje kiedy dotyka mnie Jack. - Dalej w stresowych sytuacjach bawisz się palcami i patrzysz w podłogę.
Spoglądam w jego niebieskie oczy, które zawsze pokazywały mi tę jego wrażliwą stronę muzyka. Nigdy nie mogłam pojąć jakim cudem inni ludzie tego nie dostrzegają. A to przecież było takie proste. Ludzie, którzy go otaczali chcieli widzieć jedynie to, co przynosiło im samym korzyści. Nie pragnęli poznać go tak naprawdę. A szkoda, bo Victor to dobry i wartościowy człowiek, który ma wiele do zaoferowania o czym przekonałam się w młodości wielokrotnie.
- Nie masz pojęcia co dzieje się teraz tu - mówi kładąc swoją dłoń w miejscu gdzie bije jego serce. - Z jednej strony cholernie się cieszę, że los postanowił spłatać nam takiego figla i postawić nas naprzeciwko siebie. Z drugiej jednak cała nienawiść jaką żywiłem do siebie przez lata i którą uparcie pielęgnowałem atakuje mnie ze zdwojoną siłą - wzdycha, po czym bezpardonowo z troską widoczną w oczach przygląda się mojej twarzy, co wygląda tak jakby uczył się jej na pamięć. Onieśmiela mnie to do tego stopnia, że przymykam powieki, a na policzkach czuję znajome ciepło.
- Powiedz coś Hope. Nienawidzę kiedy milczysz. Wykrzycz na cały głos, że bardzo się na mnie zawiodłaś, że mnie nienawidzisz. Walnij mnie w twarz lub zrób cokolwiek co powinnaś była zrobić lata temu - mówi z nadzieją w głosie, która sprawia, że gula w moim gardle robi się jeszcze większa.
Kiedy Victor dostrzega moją rozterkę natychmiast podchodzi do barku, po czym nalewa do szklanki wodę i znów siadając koło mnie wkłada szklane naczynie do mojej drżącej dłoni. Oplatam palcami zimne szkło, a po upiciu połowy zawartości od razu odczuwam ogromną ulgę.
Staram się nie myśleć o tym, że Jack i Matt obserwują nas lecz mimo wszystko czuję się tak jakbym grała w jakimś przedstawieniu, które jest oglądane przez liczną widownię.
- Nie mam w stosunku do ciebie żadnych złych uczuć. Nie mam do ciebie żalu. Kiedy dowiedziałam się o zakładzie, początkowo byłam zdruzgotana jednak dzięki temu wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsca. Domyśliłam się, że zerwałeś ze mną kontakt, bo obawiałeś się, że któryś z twoich znajomych powie mi o zakładzie. Nie wiem tylko czy wszystko to co między nami się wydarzyło miało na celu wygranie zakładu, czy jednak choć trochę mnie polubiłeś - mówię drżącym od emocji głosem.
- Kochałem cię Hope. Jak wariat. O zakładzie myślałem przez pierwsze dwa miesiące znajomości. Później to już nie miało znaczenia. Byłem jednak głupi i niedojrzały i zamiast wyznać od razu prawdę tobie i przyznać się moim kumplom do uczucia to udawałem, że dalej pracuję nad dobraniem ci się do majtek. Później było już coraz gorzej, a na końcówce pojawił się strach przed wyznaniem tobie prawdy. Bo ostatnie czego już wtedy pragnąłem to zranienie ciebie. Byłaś najważniejszą osobą w moim życiu. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...