-Jack-
Obserwuje uważnie jak każdy członek dzisiejszego zebrania wychodzi z sali. Moi pracownicy musieli wyczuć napiętą atmosferę pomiędzy mną i moim kuzynem. Nic dziwnego, w powietrzu wisi gęsta mgła oblepiająca zarówno mnie jak i wszystkich obserwatorów najścia. Większość wybiega z pomieszczenia jakby ich coś goniło. Kątem oka dostrzegam bladą jak ściana Hope i nie mam pojęcia dlaczego, ale wyraz jej twarzy na chwilę przysłania wszystko inne.
Dopiero kiedy zostaje w sali tylko z Davidem wkurwienie krążące w moich żyłach ponownie daje o sobie znać. Jednak w mojej postawie ciała ten idiota nie zauważy nic, co by świadczyło. że wyprowadził mnie z równowagi.
- Myślałem, że masz więcej w sobie ogłady kuzynie - wypluwam słowa w jego stronę. Przysięgam, że mówienie do tego człowieka przynosi mi ogromne trudności. Tak się właśnie dzieje kiedy nie ma się szacunku do swojego rozmówcy.
Na twarzy Davida pojawia się szyderczy uśmiech, którym zawsze częstuje mnie kiedy ma jakiegoś asa w rękawie. Od razu zapala mi się w głowie czerwona lampka ostrzegawcza. Przyszedł tu w jakimś określonym celu. I nie muszę nawet dociekać by wiedzieć, że cel tej wizyty kompletnie mi się nie spodoba.
- Zabawne, że mówi to akurat ktoś, kto przejął firmę tylko dlatego, że wkupił się do rodziny - odpowiada chcąc swoimi słowami wywołać wybuch. Mógłby już się nauczyć, że nie okaże w żaden sposób słabości.
Opieram dłonie na blacie mahoniowego biurka i pochylam się nieco w jego stronę. David rozsiadł się wygodnie na drugim końcu i dobrze, bo gdyby nie ten dystans mógłbym mu zrobić krzywdę.
Posyłam mu uśmiech pełen wyższości pokazując tym samym, że gówno mnie obchodzi to co myśli i to co ma do powiedzenia. Już dawno nauczyłem się, że ta hiena chce jedynie mojego upadku.
- No tak, bo tobie przecież należy się to wszystko - kpię również siadając na skórzanym fotelu. To jedyny mebel w tej sali, który obity jest skórą. - Do rzeczy kuzynie. Wyjaśnij mi jaki to ważny powód cię tutaj sprowadził, bo jak sądzę musi to być coś na prawdę ważnego skoro zakłóciłeś spotkanie firmowe wpadając tutaj jak rozjuszony byk.
Moje słowa wywołują odpowiednie wrażenie. David zaciska zęby, a uśmiech chwilowo znika z jego paskudnej twarzy.
- Tak jak powiedziałem chciałbym wiedzieć, dlaczego nie zaproszono mnie na spotkanie. Jestem jedynym udziałowcem oprócz ciebie, który jest obecny w kraju...- zaczyna, a jego ton głosu staje się coraz bardziej napięty.
- Z tego co mi przekazał ojciec zająłeś się swoim nowym biznesem i miałeś nie ingerować już w sprawy Wilson Company. Pominąłem więc ciebie w przekazanej asystentce liście zaproszonych na dzisiejsze spotkanie.
- Doskonale w takim razie tuż po wyjściu z tej sali zajdę do twojej asystentki żeby jej dosadnie wyjaśnić, że jednak będę honorowym gościem na tego typu spotkaniach. Swoją drogą nie widziałem tutaj Elizabeth, a jako twoja prawa ręka i organizatorka powinna chyba siedzieć u twego boku nieprawdaż?
Jego spostrzegawczość sprawia, że staję się bardziej czujny. Coś mi tu nie gra i czuję w kościach, że za chwilę zostanie na stół zrzucona taka bomba, że będę potrzebował czegoś mocnego by uspokoić nerwy.
- Eli przeszła na przedwczesną emeryturę. Jak widzisz mój ojciec również stwierdził, że nie warto powiadamiać cię o sprawach związanych z firmą - odpowiadam mierząc Davida pogardliwym spojrzeniem.
- To która teraz zabawia się u twojego boku hmm? Ta blondyna w krótkiej kiecce co obsługiwała zebranych gości? Zawsze byłeś kobieciarzem, ale sądziłem, że w pracy zachowasz rezon - mówi drapiąc się po brodzie. Skurwiel udaje, że go to bawi jednak w jego oczach dostrzegam wyraźnie chęć mordu. Takich uczuć nie da się zatuszować tak łatwo. Wiem to doskonale, bo sam musiałem nieźle nad tym pracować.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...