Rozdział 28

1.1K 101 13
                                    

- Jack-

Nie zliczę ile już razy w swoim życiu  miałem ochotę pierdolnąć to wszystko i zacząć od nowa gdzieś daleko stąd. Setki kilometrów od tych pieprzonych uprzedzeń, fałszywych spojrzeń i włażenia mi w tyłek tylko dlatego, że jestem synem właściciela Wilson Company. Jednak zawsze zatrzymywała mnie miłość do moich rodziców, którym zawdzięczam tak wiele.

Dokładnie taką samą ochotę mam właśnie teraz stojąc w moim gabinecie, przy ogromnym oknie z widokiem na Nowy Jork. Obracam w dłoni szklaneczkę z whisky i obserwuje zgiełk miasta i zastanawiając się gdzie byłbym dziś gdyby nie to co otrzymałem od losu. Zapewne bym nie żył, albo koczowałbym na ulicach miasta w poszukiwaniu jedzenia. 

Moje rozmyślania zostają gwałtownie przerwane przez wzburzonego Matta, który wbiega do pomieszczenia jak torpeda. 

- Czy ja dobrze słyszałem, że dziś popołudniu przylatuje Daniel ?! Przecież twój ojciec miał się zjawić dopiero tydzień przed pokazem - wykrzykuje, a w jego głosie słyszę frustrację. 

Mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Niewieloma rzeczami mogłem się pochwalić, ale przyjaciela lepszego nie mógłbym mieć. Zawsze by stanął po mojej stronie. Był jak pieprzona ściana, nie do ruszenia jeśli chodziło o obronę bliskich mu osób. 

Odwracam się w końcu w jego stronę i mierzę leniwym spojrzeniem. Jak zawsze elegancki i stonowany strój kompletnie nie pasuje do wyrazu jego twarzy, na której widać wkurwienie, ale także niepokój. 

- Dobrze usłyszałeś. Mój najdroższy kuzyn poskarżył się ojcu twierdząc, że podejmuje kiepskie wybory, które mogą doprowadzić do upadku firmy - informuje siadając przy biurku i gestem dłoni pokazując Mattowi miejsce naprzeciwko. 

- Mocne słowa biorąc pod uwagę, że jesteś prezesem zaledwie dwa miesiące - rzuca z kpiną rozpinając guzik w marynarce. Rozsiada się wygodnie na fotelu, a widząc spokój jakim ja emanuje jego zdenerwowanie również nieco stygnie.

Wzruszam ramionami, po czym upijam whisky rozkoszując się jej palącym wpływem, które sprawia, że moje zakończenia nerwowe budzą się do życia. Doskonale wiedziałem, że David będzie próbował nastawić ojca przeciwko mnie, więc jestem przygotowany na tego typu zagrywki z jego strony. Nie zmienia to jednak tego, że czuję się cholernie wypalony, a to dopiero początek mojej prezesury! Muszę zacząć działać, muszę poczuć ten dreszczyk emocji, który towarzyszy mi zawsze gdy coś się dzieje. Z natury jestem ryzykantem i każdy skok adrenaliny działa na mnie pobudzająco. Muszę sprawić, że im wszystkim opadną szczęki. Wtedy poczuje to coś, co sprawia, że cieszę się z zajmowanego stanowiska i kocham to co robię. 

- To się zdziwią jak przedstawisz im swoje najbliższe plany związane ze starymi kolekcjami. Już widzę minę Dawida, kiedy dotrze do jego pustego łba, że dzięki twojej pomysłowości zarobimy sporo kasy i opłacimy przy tym najlepszą modelkę w stanie - prycha, a na jego twarzy pojawia się zadowolenie. 

- Gwoli ścisłości to dzięki pomysłowości mojej asystentki - poprawiam go , po czym unoszę prawą brew kiedy uśmiech na jego twarzy poszerza się do dziwnych rozmiarów. Nie wiem co go tak cholernie bawi, ale znając jego zaraz mnie powiadomi o tym co siedzi mu w głowie, a ja po raz kolejny nie będę mógł wyjść z podziwu nad jego pomysłami. 

- No tak, niezły z ciebie szczęściarz, stary. Mieć obok siebie taką perełkę to prawie jak wygrana w totka - mówi wciąż dziwnie szczerząc się do mnie. Na serio mam teraz wrażenie, że doskonale nadawałby się do zagrania w jakimś horrorze, gdzie grałby jednego z tych największych psychopatów z diabelskim uśmiechem na ryju. 

- Miałem nosa co do tej dziewczyny i czuję w kościach, że nasza współpraca będzie udana - informuje kumpla próbując zignorować jego zachowanie. - Możesz powiedzieć o co ci chodzi, do kurwy nędzy?- Pytam w końcu tracąc cierpliwość. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz