-Jack-
Mimo porannych korków i faktu, że po drodze zgarnąłem Matta do firmy udaje mi się dojechać idealnie na czas.
- Widziałeś jak się tu panoszy? Skurwiel. - Jak tylko przekraczamy próg mojego gabinetu słyszę komentarz Matta dotyczący obecności mojego kuzyna w firmie. Mimo wcześniejszych obiekcji David zajął posłusznie gabinet w dziale księgowości. Niestety oznacza to także, że Matt najprawdopodobniej będzie go widywał częściej ode mnie. Powinienem mu współczuć jednak w myślach przybijam sobie piątkę. Na prawdę nie mam ochoty na widywanie tego człowieka częściej niż muszę. Poza tym znając nasze wybuchowe charaktery jego stacjonowanie na moim piętrze kończyłoby się dość częstymi bójkami.
Nie mam zamiaru dawać wchodzić sobie na głowę i bardzo ciekawi mnie na czym będzie polegać jego kontrola. Bo to, że nie ufa mi i moim działaniom dał do zrozumienia już podczas naszego ostatniego spotkania kiedy to wparował do sali nie przejmując się trwającym zebraniem.
- Widziałem, ale myślę, że szybko zauważy, że jego władza nie sięga tak daleko jakby chciał - stwierdzam, po czym zdejmuję płaszcz i wieszam go w przyrożnej szafie.
- No tak, ty to odbierasz zupełnie na luzie. Masz szczęście, że nie będziesz widział jego fałszywej mordy częściej niż to konieczne.
Mam ochotę się roześmiać, ale wole nie drażnić jeszcze bardziej mojego przyjaciela, który już i tak od rana nie tryska humorem. Widok Davida tuż przy wejściu do firmy jedynie jeszcze bardziej go rozjuszył.
- Zobaczymy. Stary, jeszcze może się okazać, że będzie biegał tu jak pojebany ze skargami czy innymi pierdołami. Powiedz lepiej, co ty od rana taki wkurwiony?
Matt rozkłada się wygodnie na fotelu krzyżując nogi. Jego nienaganny i elegancki ubiór mógłby zbić z pantałyku. W rzeczywistości Matt nie ma nic wspólnego z grzecznym chłopcem.
- Nic. Nie mogę złapać mojej małej sarenki- mówi tonem pełnym frustracji.
- Okej, od początku, bo nie nadążam. Która to tym razem dała ci kosza? I jak to w ogóle możliwe, że któraś nie nabrała się na twój urok?- Nabijam się z niego nie mogąc się powstrzymać przed cwaniackim uśmiechem. Widok mojego najlepszego kumpla w takim stanie to na serio coś niebywale wyjątkowego.
- Która, która. Mówiłem ci przecież o niej. Skumplowała się z Hopinką, do chuja! - wykrzykuje wyrzucając ręce w górę, a jego mina świadczy o utracie w stosunku do mnie resztek cierpliwości.
- Ty mówiłeś o Rose Brighten? - pytam by upewnić się co do moich przypuszczeń.
- Dokładnie o niej mówię. Dostajesz normalnie nagrodę za bystrzaka roku - ironizuje coraz bardziej wkurwiony. - Ucieka ode mnie jakbym, kurwa, ją odstraszał.
- Może po prostu nie jest zainteresowana, bo wie jakie plotki chodzą na twój temat. Nie sprawia wrażenia kobiety, która chciałaby być kochanką na jedną noc.
- Lub kilka nocy - poprawia mnie szczerząc się jak głupi do sera.
- Lub kilka nocy - powtarzam marszcząc przy tym brwi. O ile dobrze pamiętam Matt nigdy nie zajmował się żadną panienką dłużej niż jednorazowe numerki wymagające jednego spotkania.
Odtwarzam w pamięci obraz asystentki naszego projektanta, który ostatnimi czasy stał się bardziej wyraźniejszy głównie ze względu na Hope, która coraz częściej z nią przebywa. Niewątpliwie się zaprzyjaźniły co już samo w sobie daje do myślenia. Wątpię bowiem by Hope mogła przyjaźnić się z kimś o odmiennych wartościach.
Ponadto Rose była w gabinecie mojego ojca kilkakrotnie podczas mojej obecności, głównie w celu poproszenia o urlop na żądanie.
Co jest zaskakujące Rose nieco odbiega urodą w porównaniu do dotychczasowych preferencji Matta.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...