Rozdział 19

1.6K 91 7
                                    

-Hope-

Wgryzam się w pyszną kanapkę przyglądając się przy tym uważnie mojej nowej koleżance. Stołówka, jak nazywam restauracje, w której większa część pracowników jada lunche dzisiaj dosłownie świeci pustkami. Niezmiernie cieszy mnie ten fakt, ponieważ im mniej wścibskich spojrzeń, tym lepiej dla mojej głowy oraz biednego serca. 

- Właściwie tak, to nigdy nie pytałam czemu jesteś niedostępna w weekendy. W niedziele dzwoniłam do ciebie ale miałaś wyłączony telefon. Szkoda, bo chciałam zaprosić ciebie na lampkę wina i plotki. Przyleciał Peter, mój najlepszy przyjaciel i miałam nadzieje, że się poznacie - tłumaczę obserwując reakcję Rose na każde moje słowo. 

Cały czas towarzyszy mi wrażenie, że Rose coś ukrywa. Tak na prawdę nie powinnam drążyć tematu, bo przecież ledwo się znamy. Poza tym ona nie ma obowiązku spowiadania mi się, ani tłumaczenia z czegokolwiek. Chcę jednak dać jej jakiś werbalny znak, że mimo krótkiej znajomości może zgłosić się do mnie z każdym problemem. 

Twarz Rose nie zdradza ani niepokoju, ani jakiejkolwiek emocji świadczącej o zdenerwowaniu czy kłamstwie. Tak na prawdę nie mogę dzisiaj z niej zupełnie nic wyczytać i sama nie wiem czy mnie to bardziej cieszy, czy martwi. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że się czepiam, albo co gorsza jestem wścibska, ale moja natura najzwyczajniej w świecie nie pozwalała mi przejść obok tego obojętnie. Bo gdzie jest ta Rose, którą poznałam? Ta z rumianymi policzkami i szerokim uśmiechem na twarzy? 

Kobieta siedząca naprzeciwko niby wygląda tak jak zawsze lecz smutek, który dostrzegłam podczas naszego poznania dziś widoczny jest nieco bardziej. 

I tak jak myślę, Rose próbuje zatuszować reakcję, którą ja niestety zdążyłam już zauważyć. Co najdziwniejsze, serio udaje jej się wszystko ładnie ukryć. Zaczynam się zastanawiać, czy aby mi się to nie przewidziało, bo jeśli nie to okazuje się, że Rose jest świetną aktorką. 

Posyła mi delikatny uśmiech, a rysy jej twarzy od razu wydają się być łagodniejsze, wręcz dziecięco delikatne. 

- A nie mówiłam ci, że w weekendy zawsze jeżdżę do domu opieki? Moja babcia tam przebywa i zawsze kiedy tylko mam dzień wolny jadę do Bronxville i spędzam z nią jak najwięcej czasu - odpowiada bez zająknięcia patrząc mi prosto w oczy. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam, więc jedynie kiwam głową na znak zrozumienia. Przeczucie jednak mówi mi, że to nie wszystko. Jest tutaj jakieś drugie dno, ale odpuszczam mając nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy  Rose się otworzy. 

- Jasne, jakbyś potrzebowała pomocy to daj znać. Umiem zajmować się starszymi ludźmi, nawet jakiś czas temu, a dokładniej zaraz po wypadku mojego taty byłam wolontariuszką w hospicjum, w którym przebywał - mówię rozglądając się po lokalu. - Uwielbiam kiedy tutaj panuje taki spokój - dopowiadam rozmarzona, na co Rose zaczyna się cicho śmiać. 

- Powiedz lepiej jak ci się układa współpraca z szefem. Mija już dwa tygodnie, a ty nie wzdychasz do Jacka jak nastolatka, ani nie robisz się czerwona na jego widok - wylicza i kiedy ma zamiar powiedzieć coś więcej, co zapewne wprawiłoby mnie  w dyskomfort, natychmiast biegnę sobie na ratunek i przerywam jej unosząc brwi. 

- Jestem jego asystentką, a nie jakąś tam jego adoratorką, jakich ma pewnie wiele - mówię próbując brzmieć w miarę racjonalne. Moje słowa chyba jednak nie przekonują Rose na tyle, na ile bym chciała. 

- No załóżmy hipotetycznie, że coś mi się obiło o uszy o małej awanturce tam na górze, ściślej mówiąc na ostatnim piętrze, gdzie urzędują anioły i demony - naśmiewa się ze mnie co jedynie bardziej mnie rozsierdza. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz