-Hope-
Pukam w drzwi do gabinetu mojego szefa biorąc przy tym głębokie oddechy. To, że stresuje się błahym zaproszeniem do kina jest po prostu śmieszne i już sama nie wiem, czy bardziej obawiam się odmowy, czy tego, że zgodzi się gdziekolwiek ze mną wyjść. Kiedy tylko słyszę jego słowa wymawiające zgodę na wejście do pomieszczenia moja nieśmiałość bierze górę, a cała odwaga jaką w sobie znalazłam chwilę temu dosłownie ulatnia się w mgnieniu oka.
Niepewnym krokiem przekraczam próg gabinetu i pierwsze co dostrzegam to Matt siedzący na kanapie w rogu pomieszczenia. Obok mężczyzny siedzi Jack zaabsorbowany jakimiś dokumentami.
Przełykam ślinę próbując walczyć z ogarniającym mnie rozczarowaniem.
Okej Hope, przecież i tak by się nie zgodził na hulanie z tobą o mieście.
- Dobrze, że jesteś Hope. Mamy mały problem. Pomylono zamówienia i dostarczono nam nie te produkty, o które prosiliśmy. Dzwonili ponoć kilka razy, z resztą ja też do ciebie dzwoniłem, gdzie byłaś? - Pada pytanie z jego pełnych ust, na które na chwilę pozwalam sobie zerknąć. Nagana w jego głosie sprawia, że moje serce zaczyna nieco szybciej bić, co jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi.
- Ja... ja byłam na dole. Miałam przerwę - tłumaczę przeskakując wzrokiem z jego twarzy do twarzy Matta, który uśmiecha się do mnie dzięki czemu czuje się nieco pewniej.
- Przerwę. O ile mi się wydaje to nieco za wcześnie. Pracownicy w mojej firmie mają przerwę dopiero za dwie godziny, Hope. Gdybym był teraz na spotkaniu bylibyśmy w dołku. Za to ja zamiast siedzieć nad ostatnimi poprawkami przed otwarciem nowej kolekcji grzebie się z papierami i sprawami, którymi ty powinnaś się zająć! - Podniesiony ton oraz wyraz jego twarzy świadczy o tym, że nieświadomie otworzyłam furtkę, przez którą właśnie wypełza jego druga strona, znacznie mroczniejsza od tej do której mnie przyzwyczaił.
Nienawidzę siebie za to, że uczucia jakimi darzę tego człowieka wpływają na usłyszane przeze mnie słowa. Po moim ciele przebiega dreszcz strachu przed rozczarowaniem mężczyzny.
Spuszczam wzrok nie mogąc znieść złości malującej się na jego twarzy. Zaczynam wykręcać nerwowo palce zastanawiając się w myślach czy powinnam się jakoś bronić przed jego atakiem i powiedzieć mu, że przecież sam pozwolił mi kilka tygodni temu na robienie sobie wcześniejszych przerw. Tylko w takich godzinach mogłam spotkać się na dole z Rose, której system pracy był nieco inny niż mój.
- Ale... - zaczynam ponownie spoglądając w ich kierunku. Obydwaj mają na sobie koszule w ciemnych kolorach. Obydwaj są wielcy i kiedy tak na nich patrzę mimowolnie mam ochotę spieprzać jak najdalej stąd. Wiem, że żaden z nich nie zrobiłby mi krzywdy jednak w tej chwili emanują taką siłą i władczością, że automatycznie zaczynam czuć się jak mały, nic nieznaczący człowiek.
Nie udaje mi się dokończyć mojego wytłumaczenia, ponieważ Jack przerywa mi moją wypowiedź wywołując swoimi słowami zadrę w moim sercu.
- Co "ale", Hope! Błagam cię, do jasnej cholery! Chociaż ty mnie dzisiaj nie wkurwiaj! Weź ode mnie te papiery i zadzwoń do głównego producenta. Masz tam też namiary do szwalni, która od czasu do czasu jest wykorzystywana przez nas, a dokładniej kiedy potrzebujemy większej ilości zamówień, a nasze docelowe szwalnie się nie wyrabiają. Myślę, że bez problemu uda im się połączyć siły i nadrobić czas, który będzie potrzebny na posprzątanie bałaganu. Kurwa! Przez jakiegoś idiotę, który nie potrafi odróżnić luksusowych materiałów od szmat będziemy do tyłu o prawie tydzień!
Podchodzę bliżej drżącą dłonią odbierając dokumenty. Kiedy nasze oczy się spotykają w jego spojrzeniu dosłownie przez ułamek sekundy dostrzegam cień skruchy. Nie wiem jedynie, czy poczucie winy związane jest ze mną, czy może z czymś lub kimś zupełnie innym.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...