-Jack-
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co u diabła w naszej firmie robi jeden z najsławniejszych raperów w mieście?!- słyszę za sobą wkurwiony głos Davida, lecz ignoruje go, bo jestem zbyt zajęty obserwowaniem Victona zmierzającego w stronę windy. Mam nadzieje, że facet wyczytał w moim spojrzeniu determinację i wkurwienie. Sądząc po jego cwaniackim uśmiechu, facet przyjął moje wyzwanie.
Dopiero kiedy Victon znika za drzwiami windy uświadamiam sobie, że mam przejebane. Obecność Victona w mojej firmie może zrobić za dużo szumu, nie mówiąc już o tym, że zobaczył go mój kuzyn.
Lepiej byłoby jakby David nigdy go tu nie spotkał. Nie zadawałby wówczas zbędnych pytań, które przedwcześnie mogłyby ujawnić moje plany.
Chcę ukrywać jak najdłużej się da zarówno moją współprace z Victonem jak i otwarcie nowej filii przeznaczonej do sprzedaży odzieży męskiej.
- Przyszedł do Hope - oznajmiam nawet nie niego nie patrząc. Zerkam za to w kierunku swojego biura by po chwili zorientować się, że Hope nadal siedzi w gabinecie. Marszczę brwi dostrzegając na jej twarzy smutek. Bawi się palcami, jak to ma w zwyczaju w sytuacjach stresowych, a jej opuszczone ramiona wydają się teraz jeszcze bardziej drobne. Już mam ruszyć w jej kierunku kiedy do moich uszu znów dociera głos kuzyna.
- Jasne - mówi z jawną kpiną, po czym również spogląda w stronę nieświadomej Hope. - Czego on mógłby chcieć od tego paskudztwa... - nie dokańcza gdyż zanim zdąży wypowiedzieć choć jedno parszywe słowo więcej moja pięść ląduje na jego fałszywej gębie. Nie mogę jednak uszkodzić go bardziej, ponieważ na piętro zaczynają schodzić się z przerwy inni pracownicy. Nie chcę więc by mieli pretekst do plotek. Poza tym wolę nie narażać się niepotrzebnie ojcu. Za miesiąc ma odbyć się zebranie zarządu, na którym omówimy moje dotychczasowe wyniki sprzedażowe. Mam jednak skrytą nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się w końcu przegonić stąd tego dupka.
Problem tkwi w tym, że David raczej nie uwierzy w bajeczkę jakoby Victon zjawił się tutaj tylko po to by pogawędzić sobie z moją asystentką. Musiałby być naprawdę głupi żeby nie ogarnąć śmierdzącego na kilometr kłamstwa.
David bez słowa opuszcza piętro, a ja dzięki temu nie mogę pozbyć się wrażenia natychmiastowego oczyszczenia atmosfery. Choć nieco dziwi mnie, że nie próbował dziś ze mną walczyć tylko otrzepał się z kurzu i wstydu i grzecznie zszedł na dolne piętro. W jego przypadku wydaje się to bardzo podejrzane.
- Niedobrze, że widział Victona. Teraz będzie węszył i patrzył nam bardziej na ręce - mówi mój przyjaciel, który chyba zaczyna czytać mi w myślach.
Poprawiam pomiętą marynarkę i przeczesuję palcami włosy, po czym klepie Matta po plecach i ruszam do swojego gabinetu.
- Trudno, stało się. Teraz będziemy musieli być po prostu bardziej ostrożni. Idę powiadomić Hope, a ty przynieś mi te raporty od Connora. Chce przejrzeć jego ostatnią pracę, bo coś czuję, że będzie chciał skorzystać z tego, że go nie zwolniłem i znów zacznie kombinować.
Matt kiwa głową na zgodę i oddala się w szybkim tempie po drodze mijając się z moją sekretarką.
Zanim wejdę do biura przystaję przy drzwiach by wziąć głęboki oddech. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czuję dziwny niepokój. Jakby rozmowa z Hope miała zwiastować jakąś okropną katastrofę.
W końcu przekraczam próg gabinetu i od razu siadam na kanapie obok mojej asystentki. Hope nie patrzy na mnie i gdyby nie to, że znam ją na tyle dobrze by zauważyć jak delikatnie się wzdryga to zapewne pomyślałbym, że w ogóle nie reaguje na moją obecność.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomansCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...