♡69♡

1K 48 38
                                    

Zaparkowaliśmy nieopodal budynku. Nasze samochody wręcz stały w równym rzędzie i wszyscy jednocześnie je opuścili. Odwróciłam się w stronę moich ludzi.

- wszyscy są w środku - zaczął William widząc z daleka masę czarnych jeep'ów

- dlatego to musi być wszystko przemyślane, nie możemy działać pochopnie - odparłam

- myśli szefowa że tam trzymają Leie? - zapytał jeden z chłopaków

- mam nadzieję, jeśli nie to jesteśmy w czarnej piździe - powiedziałam zaciskając usta

- A jeśli się nie uda i wszyscy zginiemy? - zapytał Tyson - wiem że mało to możliwe ale jednak gang Marcusa był i jest mocny

- jeśli ktoś zginie to ja - powiedziałam patrząc na wszystkich po kolei - jeśli powiem ze macie uciekać tak robicie, rozumiemy się?

- Tak jest szefowo - przytaknęli

- I jeszcze jedno - przygryzłam z nerwów środki policzków - jeśli do was celują, strzelajcie pierwsi, nie obchodzą mnie teraz nasze zasady które mówiłam na początku tego gówna, ta sytuacja jest wyjątkowa bo chodzi o życie młodej dziewczyny - powiedziałam - możecie zrobić tam rzeźnie, tylko nie na oczach Leii

- powybijamy wszystkich ludźmi Marcusa, bez skrupułów, zapamiętają to że śmieli się chociażby tknąć palcem Leie - powiedział chłopak przeładowując broń

- I taką postawę cenie Tyson - zapewniłam - chodźmy, trzeba zakończyć to gówno raz na zawsze - dodałam

Po chwili wszyscy ruszyliśmy w stronę opuszczonego budynku. Oczywiście szliśmy pomiędzy drzewami aby nikt na początku nas nie zauważył. Po chwili znajdowaliśmy się wszyscy przy drzwiach wejściowych jak i pomiędzy samochodami ludzi Stevena jak już zdążyliśmy się doinformować. Popatrzyłam na wszystkich po kolei aby też na mnie spojrzeli. Gdy to zrobili pokazałam im gestami dłoni że ja wchodzę pierwsza a oni za mną i ma zacząć się akcja. Zero zawahania. Gdy wszyscy już mi przytaknęli zauważyłam że jednak brakuje mi jednej osoby. Nie było mi ciężko odgadnąć i kogo chodzi. Brakowało mi jedynej kobiety w gronie mężczyzn. Coffee do cholery. Dopiero po chwili zobaczyłam jak biegnie w naszą stronę. Podbiegła do mnie i szepnęła na ucho

- Leia jest na pierwszym piętrze w pokoju gościnnym od lewej - szepnęła do mnie

- zmiana planów - odszepnęłam - ja wejdę oknem i ją zgarnę, wy idźcie tędy - pokazałam na drzwi

Coffee od razu mi przytaknęła i podeszła do reszty żeby im to przekazać jakby wszyscy nie usłyszeli naszych szeptów. Ja za to cały czas delikatnie skulona zaczęłam iść w stronę prawidłowego okna. Tak naprawdę nie wiedziałam które to ale mimo niepewności zaczęłam wspinać się do góry. Kierowałam się do pierwszego lepszego gdzie było zapalone światło. Gdy już byłam przy parapecie mocno się podciągnęłam do góry aby wejść przez jak się okazało otwarte okno. Dobra. Myślałam że będzie ciężej. Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam się rozglądać. Nigdzie nie było Leii. Cholera to nie ten pokój. Już miałam z niego po cichu wychodzić gdy usłyszałam za sobą męski głos.

- szefie, ptaszek wpadł w pułapkę - powiedział mężczyzna za mną do krótkofalówki

- Gdzie Leia - zapytałam chłodno przeładowując broń

- martwa - zaśmiał się gorzko

Od razu poczułam uścisk w sercu na samą myśl. Wiedziałam że może kłamać ale mimo to wolę nie wyciągać pochopnych wniosków na ten temat. Z przyspieszonym oddechem zaczęłam wycofywać się do drzwi dalej mierząc do niego z broni. Strzeliłam w niego. Gdy tylko otworzyłam drzwi usłyszałam strzały które dobiegały z dołu. Od razu tam zbiegłam. Zobaczyłam że jakiś typ trzyma Coffee od tyłu i próbuje dźgnąć nożem. Od razu w niego wycelowałam i strzeliłam w ten głupi łeb. Od zawsze miałam dobrego cela. Mężczyzna opadł na ziemię jak połowa stąd. Jak na razie nie dostrzegłam nikogo z nas żeby był jakoś bardzo ranny. Coffee podeszła do mnie i spanikowana popatrzyła mi w oczy

Oddałam Ci się i... (T.1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz