61. Skrzydła, które poniosły za daleko

372 30 139
                                    


Grudzień minął jak na pstryknięcie palców. Moje dwudzieste piąte urodziny świętowaliśmy w małym gronie przyjaciół. Podczas tego przyjęcia ogłosiliśmy też, że spodziewamy się córki. Rozalia oszalała ze szczęścia i już następnego dnia wręczyła mi ogromną paczkę wypełnioną rzeczami dla noworodka w odcieniach różu. W święta wykazaliśmy się ogromnym sprytem i na wigilię wprosiliśmy się do teściów, natomiast resztę świątecznych dni spędziliśmy u moich rodziców. Tym sposobem uniknęliśmy świątecznego gotowania i sprzątania, na które w ogóle nie miałam ochoty. W Sylwestra skorzystaliśmy z zaproszenia Lysandra i spędziliśmy kilka miłych dni na jego farmie, również w towarzystwie Rozalii i Leo. 

Nastał styczeń, a my zajęliśmy się namiastką przeprowadzki.

- Kochanie, gdzie mam to położyć? - Kastiel wkroczył do kuchni, niosąc sporej wielkości karton.

- Hmm ... - spojrzałam na koślawy napis na boku kartonu, próbując rozczytać się z własnego pisma, które teraz przypominało tajemnicze hieroglify. - To moje letnie sukienki. Możesz zanieść je do garderoby na górze.

- Robi się, szefowo. - puścił mi zalotne oczko i udał się we wskazanym przeze mnie kierunku.

Remont domu nadal trwa i zostało jeszcze sporo pracy, ale mogliśmy już przewieźć pierwsze rzeczy. Pomyślałam, że miło by było mieć tutaj chociaż podstawowe naczynia, czy ubrania oraz inne niezbędne środki do życia na sytuację awaryjną, gdybyśmy kiedyś postanowili zostać tutaj na noc. Z każdym przewieziony kartonem, coraz bardziej realna stawała się także wizja, że niedługo tutaj zamieszkamy i prawdę mówiąc nie mogłam się doczekać. Ceniłam sobie nasz apartament w mieście i na zawsze w moich myślach pozostanie wiele wspomnień z nim związanych, ale to miejsce już wkrótce będzie naszym prawdziwym domem. Całej naszej trójki. Uśmiechnęłam się do siebie i pogładziłam, już sporej wielkości, ciążowy brzuszek. Czułam jak mała nieustannie się rusza.

- Też jesteś podekscytowana? - podobno dzieci w łonie matki odczuwają jej emocje. To by potwierdzało tą teorię. - Świetnie cię rozumiem. Ja też nie mogę się doczekać, aż będziemy tutaj razem.

Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła i ponownie nie potrafiłam ukryć uśmiechu. Wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia i zaczęłam rozpakowywać jeden z kartonów ze szklanymi naczyniami.

Jak szybko się okazało mój wzrost nie był wystarczający, aby dostać się do górnych szafek. Postanowiłam zaimprowizować. Podstawiłam kuchenne krzesło, dzięki któremu bez problemu mogłam zacząć układać naczynia na najwyższych półkach.

- Kobieto! Co ty wyprawiasz?! - Kastiel zbiegł po schodach z prędkością światła. - Złaź stamtąd natychmiast!

- Co? Ja tylko ... - nim zdążyłam dokończyć zdanie, on już obejmował moje uda, podniósł mnie i ściągnął na dół.

- Chcesz spaść i złamać sobie kark? - rzucił oskarżycielskim tonem.

- Nie dramatyzuj. - prychnęłam krótko. - Byłam dosłownie pół metra nad podłogą. Nie mogłabym nawet nabić sobie guza. 

- Nie dramatyzuję. - jego zimne spojrzenie wskazywało, że nie jest teraz w humorze na dokazywanie. Ale i tak zaryzykowałam.

- Mhm. Wcale. I nie dramatyzowałeś też dzisiejszego ranka, kiedy wyrwałeś mi nóż z ręki, twierdząc że mogę się nim zranić. Nóż do masła. Z zaokrąglonym czubkiem. - założyłam ręce na piersi, powstrzymując śmiech.

- Nie śmiej się. Wiesz jak łatwo może dojść do tragedii? - pozostawał nieugięty.

- Och tak. Przypadkiem mogłam wyłupić sobie oko. - powiedziałam aż z nadmierną teatralnością.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz