48. Rozdział świąteczny 🎄

337 31 78
                                    


Jako, że ostatnie rozdziały były depresyjne, a drama kołem się toczy, postanowiłam dodać ten rozdział jako pozytywny, trochę cukierkowy, przerywnik z okazji świąt Bożego Narodzenia. Ta część jest wyrwana z timeline'u opowieści i ma miejsce, parę miesięcy wcześniej. Są to pierwsze, oficjalne święta Bree i Kastiela, jako państwa Veilmont.

Chciałam również wykorzystać to miejsce, żeby złożyć Wam najszczersze życzenia, zdrowych, pełnych miłości i radości świąt Bożego Narodzenia.

Wesołych Świąt!

~Aisuv


POV Kastiel

- Kastiel! Spójrz na to! - podekscytowana blondynka potrzasnęła moim ramieniem i wskazała na dziadka do orzechów, wielkości dorosłego człowieka.

- Nawet o tym nie myśl, Bree.

Moja żona wpadły w istny wir świątecznego konsumpcjonizmu i czułem, że muszę to zatrzymać, zanim zbankrutujemy. Sklepowy wózek był już pełen bombek, lampek i innych rupieci. Z niesmakiem spojrzałem na zieloną opaskę z uszami elfa, która leżała w koszyku, na samym szczycie tandetnych gadżetów, które wybrała moja żona i nie trzeba być wróżbitą, żeby wiedzieć, że będzie próbowała mnie zmusić do założenia tego. W głowię szukałem już dobrej wymówki, jak się przed tym uchronić. Ale z drugiej strony nie mogłem oderwać oczu, od jej roześmianej twarzy, gdy wybierała kolejne świąteczne pierdoły, więc z pokorą znosiłem to szaleństwo.

- Ale świetnie by wyglądał między regałem na książki, a komodą w salonie!

- Wiesz co jeszcze lepiej tam wygląda? Moja gitara. Która stoi tam od czterech lat. I nadal tam będzie stała. Nie zastąpisz jej tym plastikowym badziewiem. Poza tym wyobraź sobie, że w nocy wstajesz i idziesz po wodę do kuchni, a tam stoi to coś. Zawału można dostać. - na samą myśl, że miałbym tachać do mieszkania ten szmelc, przechodziły mnie ciarki, dlatego starałem się trochę ugasić jej entuzjazm.

- Okej, panie Grinch! - chyba się obraziła, bo w majestatycznym geście odrzuciła swoje długie, blond włosy do tyłu i zaczęła iść trzy metry przede mną. Nie przeszkadzało mi to, dopóki mogłem wpatrywać się w jej idealnie jędrny tyłek, z którego z całą pewnością, zrobię dobry użytek, gdy tylko wrócimy do domu.

Po zakupowym maratonie zostało nam już tylko znalezienie odpowiedniej choinki. Czy mogliśmy tego zrobić w pierwszym lepszym sklepie? Nieee ... według mojej żony było to zbyt proste rozwiązanie, dlatego też wymyśliła, że pojedziemy na farmę choinek, za miastem, a mi nie zostało nic innego niż zgodzić się na tą fanaberię. Ale czego się nie robi dla mojej pięknej pani Veilmont?

Na miejscu odbywał się istny festiwal świąteczny. Było mnóstwo rodzin z dziećmi, małych straganów z przeróżnymi wyrobami, punkty gastronomiczne, a nawet zagrody z żywymi zwierzętami. Oczywiście, że musieliśmy zatrzymać się w tych wszystkich miejscach, nie pomijając żadnego i choć trudno to przed sobą przyznać, bawiłem się całkiem nieźle. Zwłaszcza wtedy, kiedy Bree zdecydowała, że ma ochotę na grzane wino. Chyba nie spodziewała się, że wejdzie tak dobrze, bo po chwili miała ubaw z dosłownie wszystkiego, a ja z niej. Jako kierowca, musiałem zadowolić się klasyczną, gorącą czekoladą.

Zatrzymaliśmy się trochę dłużej przy wybiegu z reniferami. Jeden z nich nawet podszedł do nas i wpatrywał się w nasze duszy, oczekując na przekąskę, ale nie mieliśmy nic, czym moglibyśmy go poczęstować. Bree wyciągnęła rękę, żeby go pogłaskać.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz