64. Cisza przed burzą

325 28 298
                                    

1 maja 2023 roku

Pierwszy raz było mi dane odkrywać nasz dom w tej nowej scenerii. Nadszedł maj, a wraz z nim wiosna, która zazieleniła trawniki, przyozdobiła gałązki drzew pączkami kwiatów i przywiodła gwar ptaków. Słońce rzucało złote promienie na powierzchnię morza, które spokojnie kołysało się na horyzoncie. To z całą pewnością było magiczne miejsce, które teraz miało stać się naszym własnym, osobistym rajem.

Wraz z nowym miesiącem pojawiły się również pewne uporczywe i przerażające myśli, że jesteśmy coraz bliżej rozwiązania i czeka mnie jedno z najbardziej traumatycznych, ale równocześnie najpiękniejszych doświadczeń w całym życiu. Miałam tylko nadzieję, że Rozalia nie kłamała mówiąc, że gdy zobaczę małą, to cały ból zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Siedziałam na tarasie i pozwoliłam, aby słońce ogrzewało moją twarz.  Czerpałam garściami z tej chwili ciszy, beztrosko popijając lemoniadę. Do moich uszu dochodził dźwięk morskich fal, które co chwilę obijały się o wybrzeże. Moje dobre samopoczucie tylko potęgował fakt, że pod palcami cały czas czułam drobne ruchy mojej córeczki.

- Też nie mogę się doczekać, aż będziemy tutaj razem. Pokochasz to miejsce tak samo jak ja - zareagowała na mój głos lekkim kopnięciem. Nasza sekretna więź zawsze chwytała mnie za serce.

Mój spokój zakłócił dźwięk otwieranych drzwi i pewien irytujący głos, przepełniony sarkazmem.

- Obijasz się? Całkiem sprytna taktyka. Schować się tutaj i oczekiwać, że inni odwalą brudną robotę. Może do ciebie dołączę?

- Wypraszam sobie! Nie obijam się - odpowiedziałam zaczepnie, nadal nie otwierają oczu. Było mi zbyt dobrze. - Ja ciężko pracuję. Cały dzień hoduję w sobie ludzkie organy. Wiesz jakie to wyczerpujące? Nie wspomnę o tym, że twoja córka cały czas ćwiczy kickboxing na moich żebrach.

Kastiel zaśmiał się i kucnął przy mnie, obejmując dłońmi mój spory, ciążowy brzuszek. Uśmiechnął się, kiedy mała się poruszyła.

- Z góry przepraszam w imieniu córki - powiedział z rozbawieniem. - Jak się czujecie?

- Całkiem dobrze. No może nie licząc tego, że co pół godziny muszę biegać do toalety - odparłam żartobliwie.

Spojrzałam na jego twarz i parsknęłam śmiechem.

- Co jest? - zapytał z konsternacją.

- Muszę przyznać, że wybrałam ładny kolor do pokoiku naszej Szarlotki. Jest bardzo ... Twarzowy - dodałam, powstrzymując śmiech.

- No nie gadaj. Czy ja właśnie mam zieloną farbę na twarzy? - po omacku zaczął zamazywać plamy ze swojej twarzy, z marnym skutkiem, czym rozśmieszył mnie jeszcze bardziej.

- To nie zielony! To ,,szlachetna, szmaragdowa toń" - zacytowałam opis z puszki z farbą.

- Naprawdę dużo to zmienia. I pomyśleć, że przed chwilą gadałem w takim stanie z gościem od klimatyzacji. Teraz już wiem, dlaczego tak się we mnie wpatrywał. A podjerzewałem, że jest gejem - jego głupkowaty wyraz twarzy, wywołał moją kolejną salwę śmiechu.

- Pomóż mi to zmyć, zamiast się śmiać - odburknął niezadowolony.

Pociągnęłam go w stronę domu, a konkretnie do kuchni. Zamoczyłam czystą ścierkę pod kranem, aby móc zmazać farbę z jego twarzy. Kastiel rozsiadł się na wysokim krześle przy wyspie kuchennej i podziwiał dzieło, które wcześniej stworzyłam.

- O wow. Nie wiedziałem, że mamy tyle wspólnych zdjęć - przebiegł wzrokiem po kolażu ramek, które misternie układałam od kilku ładnych godzin.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz