24. ,,Kocham cię, Bree"

682 41 25
                                    

- ... Brianna, jest w ciąży.

Poczułem, jakby ziemia miała mi się osunąć spod stóp. Wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani, a ja nie byłem w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. ,,Brianna jest w ciąży" - słowa tej małej gotki huczały mi w głowie powodując, że miałam wrażenie, że zaraz eksploduje. Musiałem oprzeć się ręką o ścianę, żeby nie odlecieć na oczach wszystkich. 

- Co ...? - to było jedyne pytanie, na jakie potrafiłem się zdobyć. Chani tylko wzruszyła ramionami z zażenowaną miną.

- Przepraszam państwa, ale w świetle najnowszych informacji, muszę pilnie wrócić na salę operacyjną. Proszę o cierpliwość. - mężczyzna w białym kitlu zniknął za dużymi, dwuskrzydłowymi drzwiami.

Wszyscy zebrani otoczyli mnie i chyba czekali na jakąkolwiek reakcje z mojej strony, podczas gdy jedyne, co siedziało w mojej głowie to to, że ... będę ojcem. W myślach, jak mantrę,  powtarzałem te dwa, abstrakcyjne dla mnie, słowa, jakbym próbował sam siebie do tego przekonać. ,,Będę ojcem". Nie potrafię stwierdzić ile czasu minęło, kiedy się ocknąłem i w miarę możliwości, wróciłem do rzeczywistości. Wokół mnie dalej stało stado przyjaciół Brianny i spoglądali na mnie, jak na chorego psychicznie. Może, aż tak bardzo się nie pomylili. Odwróciłem się do małej blondynki, złapałem ją za nadgarstek i zaciągnąłem ją na drugi koniec poczekalni, z dala od ciekawskich oczu i uszu. Posadziłem ją na krześle, a sam zająłem miejsce obok. Nim cokolwiek powiedziałem, schowałem twarz w dłoniach i głośno wypuściłem powietrze. Z całych sił próbowałem się skupić i zebrać myśli, ale wydawało się to być niemożliwe do zrealizowania. Nerwowo przeczesałem włosy, zgarniając je do tyłu i wziąłem głęboki wdech. Nie patrząc na blondynkę zadałem jej pierwsze pytanie.

- Jak to się stało...?

- No wiesz, komu jak komu, ale chyba tobie nie muszę tłumaczyć jak dochodzi do zapłodnienia. Najwyraźniej jesteś ekspertem w tej dziedzinie. - jej sarkazm prawie dorównywał mojemu. To przerażające.

- Daruj sobie. Czy to dziecko ... jest moje? - Chani zacisnęła swoje małe piąstki i spojrzała na mnie z pogardą, jakby zaraz miała mi przywalić. W innych okolicznościach pewnie uznałbym to za zabawne. - Przepraszam ... to głupie pytanie. Oczywiście, że jest moje ...

- Już teraz się nie dziwię, dlaczego Brianna tak zwlekała, żeby powiedzieć ci o ciąży. Zdajesz sobie sprawę jak bardzo byś ją zranił takim pytaniem?! - wysyczała z wściekłością, a ja poczułem się jak zbrukany pies. Miała rację.

- Tak, wiem ... przepraszam. Możesz nie wierzyć, ale nie codziennie dowiaduję się, że będę ojcem i nie do końca wiem, co powinno się powiedzieć w takiej sytuacji. - mój mały żart, tylko sprawił, że Chani zmarszczyła nos i pokręciła głową z niedowierzaniem. - Okej ... już przestaję. - zapadła niezręczna cisza, przerwana jedynie stukaniem wskazówek zegara wiszącego na ścianie. - Od kiedy Brianna wie o dziecku?

- Od jakiś trzech tygodni. - odpowiedziała krótko.

- Który to miesiąc? - to pytanie wydawało mi się dosyć logiczne, zważając na okoliczności, kiedy dowiadujesz się, że w ciele kobiety, którą kochasz rozwija się twój mikroskopijny klon. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem sobie małą wersję siebie i ... przeraziłem się.

- Trzeci. - zrobiłem szybką retrospekcję wszystkich naszych ,,razów", próbując sobie przypomnieć, w którym momencie postanowiłem zostać nieodpowiedzialnym idiotą, który nie zakłada gumki.

- Jak Brianna to zniosła? - poczułem niewyobrażalne poczucie winy i wstyd. Powinienem z nią być, gdy dowiedziała się o ciąży. Powinienem trzymać ją za rękę i powiedzieć, że damy sobie radę , że wszystko będzie dobrze i że zatroszczę się o nią i dziecko. O dziwo, przez myśl mi nawet nie przyszło, że moglibyśmy się ,,pozbyć problemu".

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz