47. ,,Co tu się odpier***a?!"

408 33 78
                                    


Minął już tydzień odkąd wróciłam do domu i przyznam, że w ogóle nie czułam się lepiej. Myślałam, że dystans od Kastiela i naszej kłótni, dobrze mi zrobi, ale musiałam przyznać prawdę przed samą sobą. Czułam się paskudnie. Zarówno w aspekcie psychicznym, jak i fizycznym. Poza chronicznym poczuciem winy i ogromną tęsknotą za mężem, zdarzały mi się mdłości i odczuwałam stałe zmęczenie. Mimo, że podświadomość podsuwała mi pomysły, co jest przyczyną mojego okropnego samopoczucia, ignorowałam wszystkie symptomy, wmawiając sobie, że to niemożliwe, bo przecież jestem na tabletkach, a to, co się ze mną dzieję to tylko efekt stresu i moich zszarganych nerwów. Poza tym miesiączkę powinnam dostać dopiero za parę dni. To stanowczo zbyt wcześnie, żeby wysuwać, tak duże wnioski. Być może po prostu panikuje. Dlatego też stwierdziłam, że nie ma sensu wspominać o tym Kastielowi. 

Jeśli o niego chodzi, rozmawialiśmy parę razy. I każda z tych rozmów była niezręczna. Nic nie poradzę na to, że nadal byłam urażona jego pijackim wybrykiem i słowami, które wtedy wypowiedział, natomiast on miał mi za złe oskarżanie o zdradę, co swoją drogą, wcale nie miałam na myśli. Po prostu byłam wściekła i chciałam mu wbić szpilkę w ramach zemsty.

Po tym, jak tamtego pechowego dnia, wylądowałam w Nowym Jorku i zobaczyłam jego wiadomość oraz  dwadzieścia cztery nieodebrane połączenia, postanowiłam oddzwonić. I tak musiałam czekać na swój bagaż, a z doświadczenia wiedziałam, że trochę to potrwa, nim pierwsze walizki pojawią się na taśmie. Cóż, takie są uroki latania klasą ekonomiczną. Jak widać ludzie szybko przyzwyczajają się do luksusu. Ale gdy tego ranka kupowałam bilet, całkowicie o tym nie myślałam. Chciałam po prostu, jak najszybciej, wrócić do domu.

 Wybrałam jego numer, a on odebrał już po pierwszym sygnale, zupełnie jakby czatował przy telefonie.

- Bree?! Gdzie jesteś?! Wszystko w porządku? Jesteś bezpieczna? - zasypał mnie pytaniami, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

- Hej ... - zaczęłam niepewnie, zupełnie jakbym rozmawiała z obcym człowiekiem, a nie swoim mężem. - Tak. Jestem w drodze do domu.

- Co ci strzeliło do głowy, żeby wracać do domu, sama, w środku nocy, w obcym mieście i obcym państwie?! - karcący ton jego głosu mnie zirytował.

- Po pierwsze, nie unoś na mnie głosu, bo się rozłączę. Po drugie, zrobiłam tylko to, o co mnie poprosiłeś. 

- O czym ty mówisz, Bree? - albo faktycznie tego nie pamięta, albo robi ze mnie idiotkę.

- Mam ci zacytować, co powiedziałeś do mnie dzisiejszej nocy? - mam nadzieję, że usłyszał tą nutę sarkazmu w moim głosie. 

- Tak, oświeć mnie. Bo za chuja nie rozumiem, dlaczego postanowiłaś zachować się tak nieodpowiedzialnie. 

- Nie?! To chętnie ci to wytłumaczę! Łopatologicznie, żebyś na pewno zrozumiał! - uniosłam się, przez co ludzie, którzy czekali nieopodal na swoje walizki, spojrzeli na mnie, jak na wariatkę. Odchrząknęłam i ściszyłam głos do prawie szeptu. - Powiedziałeś, że do rana ma mnie nie być i że nie chcesz mnie przy sobie. Więc jako posłuszna żona spełniłam twoją prośbę. Nie musisz dziękować. Mówiłeś też coś o swoim penisie w moich ustach, ale pozwól, że oszczędzę sobie języka na takie brednie.- wysyczałam, prawie ziejąc jadem.

On pozostał w stanie jakiegoś zawieszenia. Nic nie mówił, a w słuchawce słyszałam tylko jego oddech, a że czułam jak w środku, aż cała się gotuję ze złości, kontynuowałam.

- Nie oczekuj, że jeszcze kiedyś wyświdczę ci jakąkolwiek przysługę. W ciągu dwudziestu osiem godzin zdążyłam przylecieć z Nowego Jorku do Londynu, a z Londynu znowu do domu! Chciałam z tobą być, Kastiel. Chciałam być przy tobie i cię wspierać, a później razem wrócić do domu, do naszego normalnego życia, za którym tak tęsknię. A ty postanowiłeś odesłać mnie, jak jakiegoś kundla, albo jeszcze gorzej, przy okazji mnie poniżając.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz