63. Szarlotka

383 24 188
                                    

POV Kastiel

- Cholera ... Dziesięć centymetrów to strasznie dużo - rozłożyłem dłonie w podobnej długości, aby lepiej to sobie uzmysłowić. - Chcesz mi powiedzieć, że przez otwór tej wielkości ma wyjść całe dziecko? - zapytałem z przerażeniem patrząc na żonę.

- Mhm. Dziecko wielkości dojrzałego arbuza - była chyba jeszcze bardziej zniesmaczona niż ja.

- Jesteś pewna, że nie chcesz cesarki?

- Jeśli mam taką możliwość, to wolałabym zrobić to własnymi siłami - wytłumaczyła lecz panika w jej głosie zdradzała z jakimi emocjami się teraz bije.

Byliśmy właśnie po konsultacjach z położną i muszę przyznać, że trochę sprowadziło mnie to na ziemię. Dotychczas jedyne, co widziałem w swoich myślach to słodki, uśmiechnięty bobas. Położna uświadomiła nas przez jaki proces musimy przejść, żeby sprowadzić go na ten świat. To nie tak, że o porodzie dowiedziałem się dopiero teraz, ale widząc te wszystkie grafiki, symulacje i nagrania, wszystko stało się bardzo realne i ... straszne. Po chwili zdałem sobie sprawę jakim egoistą jestem. To nie ja miałem wypchnąć nasze dziecko na świat.

Bree siedziała w zupełnej ciszy i drapała skórki wokół swoich paznokci. Spojrzałem czule na żonę, starając się odpędzić wszystkie obrazy, które przed chwilą pokazała nam położna i zebrać w sobie siłę, aby pocieszyć ukochaną.

- Hej ... - chwyciłem ją za dłoń, aby zwrócić jej uwagę. Spojrzała na mnie kompletnie nieobecna, jakbym wyrwał ją z głębokich myśli. - Wszystko będzie dobrze. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Dasz sobie radę - przybliżyłem jej dłoń do swoich ust i ucałowałem każdą z jej kostek.

- Łatwo ci powiedzieć ... - westchnęła, marszcząc brwi z przejęcia.

- Tak wiem - musiałem przyznać jej rację. - Ale nie zostawię cię ani na moment. Zrobimy to razem. Razem stworzyliśmy to dziecko i razem je tu sprowadzimy.

- Z tym że ja będę musiała się zdecydowanie więcej nacierpieć, niż ty - prychnęła z wyrzutem. Tutaj też nie mogłem się nie zgodzić.

- Pomyśl tylko o momencie, w którym pierwszy raz weźmiesz naszą córeczkę w ramiona. Pokocha cię od pierwszego wejrzenia. Póki co zna tylko ciebie i jesteś dla niej całym światem. Dopiero później uświadomi sobie, że to tatuś jest najlepszy, ale do tego czasu masz jeszcze kilka miesięcy na podium - dodałem zawiadacko, wywołując u blondynki szczery śmiech.

- Będziesz ze mną konkurował o tytuł najlepszego rodzica?

- Nie ...? Ale to nie ty kupisz jej dmuchany, personalizowany, różowy zamek - prychnąłem prześmiewczo, na co Bree znowu się zaśmiała. Ucieszyłem się, że atmosfera nieco się uspokoiła, a na twarzy kobiety znowu zagościł uśmiech.

- Wiesz co? Masz rację. Dla niej warto wycierpieć każdą sekundę - przyłożyła dłoń do swojego brzucha, w którym kryła się nasza gwiazdeczka. Lubiłem tak ją nazywać. Głównie dlatego, że przy każdym zdjęciu USG "pozowała", unosząc rączki lub nóżki w najdziwniejszych pozycjach. Wymyśliłem teorię, że odziedziczyła parcie na szkło po mnie.

- Będziesz najlepszą mamą na świecie. Już nią jesteś - stwierdziłem z uśmiechem.

- Chyba jest jeszcze za wcześnie, żeby to stwierdzić - zawahała się, a ja postanowiłem rozwiać te wątpliwości.

- Już teraz dbasz o nią najlepiej jak potrafisz. Spełniasz każdą jej zachciankę. Ja nie odważyłbym się zjeść korniszonów z majonezem - dodałem lekkim tonem.

- Nie wiesz co tracisz - odpowiedziała zaczepnie, a jej dobry humor powrócił. - Podrzucisz mnie do doktor Butler? Mam wizytę za pół godziny.

- Pewnie - odpaliłem silnik i zapiąłem pas. - Myślałem, że skończyłaś już terapię - zagaiłem rozmowę.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz