4. ,,Tym razem nie uciekniesz, dziewczynko"

636 54 16
                                    

POV Kastiel

Jeszcze tylko kilka piosenek i koniec koncertu. Jedyne o czym marzyłem to to, żeby znaleźć się w łóżku. Pomimo zmęczenia dawałem z siebie 200%. Wszystko szło w dobrym kierunku. Nie byliśmy już małym zespołem, grającym na jakiś dziwnych imprezach, tylko pełnoprawnym zespołem rockowym. Co prawda jeszcze długa droga przed nami, ale na dzień dzisiejszy jestem dumny z Crowstormu. Spoglądając na te wszystkie fanki zebrane pod sceną, uśmiechnąłem się do siebie. Pomyśleć, że każda z nich marzy, żebym chociaż zamienił z nimi słowo. Nie powiem...to dodawało mi pewności siebie. Dziewczyny wykrzykiwały moje imię a ja się świetnie bawiłem. Ciekawe jak na to by zareagowała....Nieważne. Skup się na koncercie. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że przed oczami mignęła mi znajoma twarz. To pewnie zmęczenie. Codzienne próby, praca w studiu, spotkania....Wydawało się, że nie mają końca. Ale coraz to nowsze kontrakty motywowały mnie do działania. Ostatnia piosenka i nareszcie będę mógł wrócić do domu. Nie tak wyobrażałem sobie życie rockmana. Myślałem, że z tym wiążę się alkohol, pieniądze, imprezy, dziewczyny....taaak...

Z tym ostatnim próbowałem kilka razy. Pierwszy raz, gdy moja sława otworzyła przede mną te magiczne wrota, jakaś dziewczyna zaczepiła mnie po koncercie. Zaczęła się typowa gadka, że jest pod wrażeniem moich umiejętności i tak dalej a skończyło się na propozycji, czy dam się zaprosić do niej ,,na herbatę". Wiedziałem co się święci i nie bardzo miałem na to ochotę, ale minęło sporo czasu odkąd ostatni raz kochałem się z....Na myśl o niej poczułem gniew zmieszany ze smutkiem i tęsknotą. Byłem idiotą. Minęło sporo czasu od naszego rozstania, a ja dalej nie potrafiłem się z niej wyleczyć. Miliony razem wymyślałem w głowie jak jej powiedzieć, że to był błąd, że tęsknie, że ją kocham...ale za każdym razem, gdy już wybierałem jej numer, tchórzyłem i rozłączyłem się zanim pojawił się sygnał. Właściwie czy ja kiedykolwiek powiedziałem jej, że ją kocham wprost, a nie przez piosenkę, czy głupi żart. Tak, zdecydowanie byłem idiotą, który nie potrafi wyrażać uczuć. 

W każdym razie cała historia z tamtą dziewczyną skończyła się tak, że zgodziłem się do niej pójść. W końcu jestem facetem i mam swoje potrzeby. Zrobiliśmy to. Mimo, że było całkiem nieźle, a dziewczyna wpisywała się w mój typ, była to tylko czynność, pozbawiona jakichkolwiek uczuć i emocji. Czułem się ....pusty. Po tym incydencie zdarzało mi się to jeszcze paręnaście razy, ale przestałem, gdy zrozumiałem, że zachowuję się jak maniakalny psychopata, niczym Ted Bundy. Zawsze był to ten sam schemat. Wybierałem  dziewczyny, które miały długie blond włosy. Brałem je tylko od tyłu i wyobrażałem sobie, że to ONA. Ale one nigdy nie mogły być nią. Nie miały tych błyszczących oczów, niczym niebo w gwieździstą noc. Tego uśmiechu, który potrafiłby rozjaśnić najgłębsze ciemności. Tego ciepła, które otulało moją duszę i ciało. Po prostu ... nie były NIĄ. Po którymś razie stwierdziłem, że to co robię jest obrzydliwe, zarówno w stosunku do tych kobiet, jak i samego siebie. Postanowiłem poczekać, aż rany się zagoją i spróbować za jakiś czas, ale to nigdy nie nastąpiło, a ja nocami dalej śniłem o ...

-Brianna! - z hałasu jaki panował w barze, wyłapałem tylko to jedno słowo . Zacząłem wypatrywać charakterystycznych, długich, blond włosów. Jednak ledwo co rozpoznawałem pojedyncze twarze. Światła oświetlające scenę mnie oślepiały. Dałem znać technicznemu, żeby lekko je przyciemnił i wtedy ją zobaczyłem. Co prawda była zwrócona do mnie tyłem szukając kogoś w tłumie, ale to bez wątpienia była ona. Wszędzie poznałby jej włosy. Miały charakterystyczny odcień jasnego blondu. Gdy byliśmy razem potrafiłem godzinami bawić się jej włosami i obserwować jak pod wpływem zmiany światła, przybierały różne odcienie. W końcu się odwróciła, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Natychmiast poczułem, jak przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Ona chyba czuła to samo, bo wyglądała na oszołomioną. Była tak blisko, że wydawało mi się, że czuje jej zapach. Cholera ... jest naprawdę piękna. Piękniejsza niż zapamiętałem. Trudno to określić, ale jest inna, a równocześnie taka sama. Oczy, o orzechowych tęczówkach, mimo szoku, nadal spoglądały na mnie z fascynacją i hipnotyzowały mnie. Jej usta tak samo pełne, rumiane i proszące o pocałunek. Za to jej figura nabrała zdecydowanie pełniejszych kształtów. Biodra i uda idealnie zaokrąglone, a talia wąska. Podniosłem wzrok, trochę wyżej, tylko żeby odkryć, że tam również, co nieco się powiększyło. Nie potrafiłem ukryć uśmiechu. Będę musiał zrezygnować z mojej ulubionej ksywki ,,płaskiej deski". Musiała przybrać parę kilogramów, ale wyszło jej to na korzyść. Zawsze powtarzałem, że jest za szczupła i powinna więcej jeść. Moje ciało natychmiast zagregowało na jej obecność, przez co poczułem natychmiastowe zażenowanie i musiałem trochę zniżyć gitarę, żeby zasłonić dowód mojej słabości. 

Nagłą euforię spowodowaną, że ONA jest tutaj, zaledwie kilka metrów ode mnie, zastąpiła złość. Z pamięci wygrzebałem tekst piosenki, którą napisałem zaraz po naszym rozstaniu. Spojrzałem na nią z najbardziej kpiącym uśmiechem na jaki potrafiłem się zdobyć i zapowiedziałem piosenkę. Brianna podjęła moje wyzwanie, dumnie podniosła głowę i spojrzała na mnie z arogancją. Rozbawiła mnie. Podczas śpiewania piosenki nie spuściłem z niej wzroku ani przez sekundę. Ona również, czym mi zaimponowała. Nigdy nie włożyłem tyle złości w piosenkę co teraz, natomiast blondynka wydawała się być tym niewzruszona, co potęgowało moją irytację. Spodziewałem się jakiekolwiek reakcji...płaczu, złości, rzucenia we mnie pomidorem...cokolwiek. A ona po prostu stała i wpatrywała się we mnie, swoimi jasno brązowymi oczami, jakby chciała wniknąć w moją duszę. Skończyliśmy koncert, podziękowałem fanom, a Brianna zniknęła mi z oczu.  Zeskoczyłem ze sceny i zacząłem jej szukać, równocześnie przedzierając się przez tłum ludzi, którzy na każdym kroku mi gratulowali udanego koncertu, a ja zbywałem ich krótkim ,,dzięki". Nie chciałem jej zgubić. Nagle dostrzegłem jej blond włosy. W zaskakującym tempie, kierowała się w stronę wyjścia. Uciekała. Już drugi raz podczas tego wieczoru udało jej się mnie rozbawić, nawet bez użycia słów. Niewiele myśląc poszedłem w jej ślady. W końcu znalazłem się w odległości pozwalającej mi na złapanie jej. Niewiele myśląc szarpnąłem jej nadgarstek, trochę zbyt mocno niż chciałem. Zaskoczona tym gestem odwróciła się i znaleźliśmy się twarzą w twarz. Po chwili zdobyłem się na jedyny tekst jaki przyszedł mi do głowy. Niewiele myśląc palnąłem:

- Tym razem nie uciekniesz, dziewczynko.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz