66. Rodzinna tradycja

309 29 330
                                    

6 maja 2023 roku

- Kassi! Synku! - po całym szpitalnym korytarzu rozniósł się irytujący głos mojej matki oraz stukot jej obcasów. Biegła w moim kierunku i gdybym jej nie złapał, jestem pewien, że skręciałaby sobie kark. - Gratulacje! Jestem taka szczęśliwa! Nie mogę uwierzyć, że mój mały synuś, sam jest teraz tatą! Widziałam wszystkie zdjęcia! Jest przepiękna! - wrzeszczała do mojego ucha, równocześnie łamiąc mój kręgosłup w silnym uścisku.

Zza jej ramienia obserwowałem, również jak spokojnym krokiem podąża w naszą stronę mój ojciec. Niósł pęk różowo-białych balonów oraz pokaźny bukiet kwiatów. Można by pomyśleć, że nie jest podekscytowany, gdyby nie jeden szczegół. Ogromny uśmiech na jego twarzy, który nie był codziennością.

- Gdzie ona jest?! Już nie mogę się doczekać, żeby wyściskać wnuczkę! - kobieta nie zamierzała tłumić swoich emocji.

- Hola, hola! Uspokój się. Chyba musimy ustalić sobie kilka zasad - chwyciłem ją za ramiona, aby utrzymać bezpieczny dystans. - Po pierwsze nie wydzieraj się tak przy Charlotte. Przestraszysz ją. Po drugie nie ma mowy o żadnym wyściskiwaniu. Jest na to zbyt mała - powiedziałem stanowczo. - Poza tym Filip i Lucia są już w środku, więc nie narób mi wstydu.

- Dobrze, dobrze! Będę ostrożna - wyminęła mnie jednym sprawnym ruchem i już wchodziła do sali. Pisnęła z euforią zaraz po otworzeniu drzwi.

- Wybacz jej. Jest podekscytowana - podszedł do mnie ojciec. - Odkąd wysłaliście zdjęcia Lottie nie potrafi mówić o niczym innym.

- Tak ... zdążyłem zauważyć - prychnąłem, gdy usłyszałem słowa zachwytu wydobywające się z wnętrza pomieszczenia. Nie mogłem jej winić. Lottie działała tak na wszystkich.

- Gratulacje, synu. Masz teraz własną rodzinę - dodał, patrząc na mnie z uśmiechem. Lecz za szarymi oczami kryło się coś jeszcze. Duma? - Może wejdziemy do środka? Przyznam, że sam nie potrafiłem dzisiaj zasnąć z ekscytacji przed spotkaniem z wnuczką.

- Ach tak? - moje usta wykrzywiły się w kpiącym grymasie. - Pewnie, dziadku. Może załapiesz się na zmianę pieluchy.

- Zostawię to tobie - zaczepnie poklepał moje ramię. - Minęły dwadzieścia cztery lata odkąd musiałem to robić ostatnim razem i przyznam, że nie tęsknię za tym - zaniósł się śmiechem.

Weszliśmy do środka, gdzie trwała już żywa dyskusja między moim teściem, a matką. Usiadłem obok Bree, wcześniej składając na jej ustach krótki pocałunek.

- Filipie, proszę cię. Charlotte jest wykapanym Kastielem. Wygląda identycznie jak on, gdy się urodził!

- Z całym szacunkiem Valerio, ale nie zgadzam się. Spójrz na jej policzki. Są typowe dla Lorrenów. Widzę w niej mojego dziadka ze strony ojca.

- Filpie, nie porównuj naszej pięknej wnuczki do tego starego zgreda! - rzuciła z niesmakiem teściowa, kołysząc wnuczkę w ramionach.

- Tato, przykro mi, ale musisz przyjąć tą klęskę. Lottie to wykapany Veilmont - Bree westchnęła, zmęczona tą dyskusją.

- Ale z twoimi policzkami! - Filip nie mógł pominąć tej uwagi, czym wszystkich rozbawił.

- Po prostu zgódźmy się, że to najpiękniejsza dziewczynka na świecie. Podobna do obojga rodziców - przemówił głos rozsądku i o dziwo należał do mojego ojca, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w wnuczkę. Zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy zauważyłem, że jest na granicy płaczu.

- Dokładnie! Zgadzam się z Louisem. Nie ma sensu tego rozpatrywać. Lottie ma pięknych rodziców i odziedziczyła ich najlepsze cechy - rudowłosa kobieta z szerokim uśmiechem wpatrywała się w noworodka. - Nasza śliczna Szarlotka.

Trying not to love you (Historia z Kastielem)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz