Rozdział 4

1.6K 58 9
                                    


Po nagrywkach stwierdziłem, że przed wyjazdem utnę sobie małą drzemkę. Mieliśmy z Fausti wyruszyć o 19:00. Przebudziłem się, patrzę a na zegarze 20:00. Ranyyy, zaspałem! Szybko sięgnąłem po telefon, 10 nieodebranych od Fausti. Mam przerąbane!

* U Fausti

Krzątałam się po mieszkaniu jak oszalała. Cały czas myślałam nad tym, czy wszystko spakowałam. Wybiła 19:00 a po Bartku ani śladu, wiem że się spóźnia więc nie panikowałam. Gdy czas zbliżał się do 20:00 nie wytrzymałam i stwierdziłam, że jadę do niego. Nie mogłam skupić się na jeździe, a jeśli coś się stało ? Nie odbiera telefonu, nie dał znaku życia. Gdy podjechałam pod jego dom zauważyłam jego samochód, a więc musi być w domu. Tylko co się stało?

Zabrałem wszystkie rzeczy, w pośpiechu otworzyłem drzwi. Na moje nieszczęście stała za nimi Fausti i nabiłem jej guza.

F: O matko, chciałeś mnie zabić czy jak ?

B: Żartujesz sobie, chodź przyłożymy lód. Ale co Ty tu robisz ?

F: Martwiłam się o Ciebie! Spóźniasz się, nie odbierasz telefonu. Bałam się, że coś Ci się stało, ale jak widać Tobie nic. Za to ja zostałam znokautowana.

B: Przepraszam, zaspałem i dodatkowo wyciszyłem telefon. Za nokaut, też przepraszam. Bardzo mi przykro!

F: Nieźle się zaczyna wycieczka, może poderwę jakiegoś surfera na litość.

B: Blizny dodają uroku, zaśmiał się.

F: Taa, z guzem na głowie na pewno sobie kogoś znajdę!

B: Na mnie już robisz wrażenie! Uśmiechnął się szyderczo.

F: Ty już lepiej nic nie mów!

B: Masz rację, schowam rzeczy do samochodu a Ty jeszcze przykładaj ten lód.

F: Lepiej będzie jak pojedziemy moim samochodem, jest większy. Będzie nam wygodniej, wystarczy tylko włożyć Twoje bagaże.

B: W sumie racja.

Bartek spakował swoje rzeczy, wziął Fausti pod rękę i ruszyli do samochodu.

F: Wszystko mamy ?

B: Nigdy nie ma się pewności! Jedziemy, ahoj przygodo!

Droga przebiegła spokojnie, gdy dojechali ukazał im się piękny wschód słońca!

B: Dojechaliśmy, witaj w Chałupach. Stolicy surferstwa!

F: Jak tu jest pięknie, byliśmy tu z Genzie na Twoich urodzinach, dobrze pamiętam?

B: Tak, ale to było na chwilę a teraz mamy kilka dni abyś zakochała się w tym miejscu, jak ja!

F: Powiem Ci, że już czuję motylki w brzuchu.

B: Już działa, widzisz!

F: Zatrzymaj się proszę, zdążymy jeszcze na plażę posiedzieć przy wchodzie.

B: Jeszcze wiele wschodów i zachodów przed nami, Faustynka najpierw poszukajmy naszego Kampera.

F: Proooszę, Bartuś!

B: Co ja z Tobą mam, no dobra!

Wybiegła z samochodu i ruszyła w stronę plaży. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, nawet guz na czole przestał boleć. Czuła się jak w raju, a to był dopiero początek dnia!

Dwoje ludzi, jedno miastoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz