Rozdział 68

993 35 10
                                    

TF: Pobudka, wstajemy szkoda dnia! Szybko się ubierać i lecimy na grzyby.

Zastanawiałam się, czy mi się to śni, czy ten koszmar to jawa. To nie był sen, mój tata wraz z Bartkiem stali nade mną gotowi do wyjścia a ja modliłam się o nagły deszcze i burzę. Spojrzałam na telefon, 5:00 rano.

F: Czy wy się dobrze czujecie, nigdzie nie idę. O tej godzinie się śpi!!!

TF: Bartek ja czekam na dole, a Ty ją zgarnij.

B: Ma się rozumieć! Faustynka wstajemy, pocałował ją w czoło.

F: Kochanie daj mi spokój, ja chcę spać.

B: Czyli nie wstaniesz ?

F: Nie!

B: To zobaczymy, wylał na nią szklankę wody.

F: Oszalałeś !? Wszystko jest mokre!

B: O wstałaś jednak, super to teraz wystarczy się wygodnie ubrać i w drogę.

F: Nie chcesz wiedzieć, co mam teraz w głowie.

B: Pewnie myśl jak mnie bardzo kochasz.

F: Ojj, byś się zdziwił.

*Skip time

Tata Fausti wraz z Bartkiem byli zachwyceni wyprawą, natomiast dziewczyna nie ukrywała swojego niezadowolenia. Nie zebrała ani jednego grzyba, w dodatku rozcięła nogę o jakiś krzak. Zdecydowanie to nie był jej dzień.

F: Wracajmy, błagam!!!

B: Dopiero minęła godzina, kochanie spokojnie.

TF: Wdychaj świeże powietrze.

F: Żebyście wy zaraz nie przestali oddychać.

B: Co tam mówiłaś ?

F: Nic, nic.

TF: Drużyno zobaczcie ile mamy pięknych okazów.

B: Ile prawdziwków i podgrzybków, będzie pyszna zupa.

TF: A jak, resztę się ususzy i będą na święta. Bartek, musicie częściej przyjeżdżać. W końcu znalazłem bratnią duszę do moich wypraw.

B: Z wielką chęcią!

Panowie byli tak pochłonięci sobą, że nie zauważyli jak zgubili Fausti.

*Fausti

Skaleczyłam się w nogę, odwróciłam się aby poinformować o tym Bartka natomiast go nie było.

F: Bartek...

Aha no i super zostałam sama w tym głupim lesie z rozwaloną nogą i brakiem zasięgu. Czy coś jeszcze musi się stać, żeby ten dzień stał się jeszcze gorszy ?!

W tym momencie poczuła jak po jej włosach spływają ptasie odchody.

F: Okej, nie było pytania.

Usiadła na pniu i czekała aż ktoś ją znajdzie.

*Bartek

B: Panie Robercie, jest problem.

TF: Jaki ?

B: Nie ma z nami Fausti.

TF: Co ?! Szybko musimy ją znaleźć.

Po godzinie szukania, znaleźli ją przemarzniętą.

B: Faustynka kochanie, wszystko okej ?

F: Nie, nie jest okej. Mam rozwaloną nogę przez jakiś krzak, narobił na mnie ptak a w dodatku mój ojciec zakochał się w moim chłopaku, stracił dla niego głowę i mnie zgubili.

Bartek nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Dziewczyna uderzyła go w ramię.

F: No i co Cię tak bawi ? Pomóż mi lepiej wstać.

B: Słodko wyglądasz jak się złościsz, chodź wezmę Cię na ręce a w domu opatrzę ranę.

Gdy dotarli do domu od razu skierowali się na górę, mama dziewczyny podała Bartkowi apteczkę.

B: Najpierw idź się umyć i przebrać w suche ciuchy a ja wszystko przygotuję.

Bartek wyciągnął z apteczki wszystko co było mu potrzebne i wykorzystał chwilę czasu na przeglądanie Tiktoka.

F: Już jestem.

B: Dobrze, usiądź sobie a ja już się Tobą zajmuję.

Usiadła i podwinęła nogawkę od dresu.

B: Uuu, nie wygląda to za dobrze. Ale opatrzymy i powinno być okej.

Przyłożył środek odkażający.

F: Sss, ała! Przyłożyła czoło do czoła Bartka.

B: Wiem kochanie, już kończę.

Po opatrzeniu rany pocałował bolące miejsce i przytulił mocno Fausti.

B: Przepraszam, gdybyśmy Cię pilnowali to nic by się nie stało.

Położyła się na łóżku.

F: Chodź do mnie, wtuliła się w Bartka. Już nic nie mów, tylko po prostu przy mnie bądź.

Oboje zasnęli, gdy obudzili się pod wieczór zjedli ostatnią kolację z rodziną i zaczęli się pakować, jutro wyjazd do Chęcin. 

Dwoje ludzi, jedno miastoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz