Rozdział 70

987 37 10
                                    

Rodzice Bartka wpadli na pomysł, że zrobimy dzisiaj ognisko. Bardzo cię cieszyłam, uwielbiam taki klimat. Wstałam przed Bartkiem i poszłam na dół od progu przywitał mnie uśmiech jego mamy, jest taka słodka. Marzenie mieć taką teściową, może kiedyś...

MB: O Faustynka, wyspana ?

F: Tak, dziękuję bardzo.

MB: Bartek jeszcze pewnie śpi, prawda ?

F: Tak, chyba wczorajszy spacer go wykończył.

MB: Haha, no może. Chodź zrobiłam kawę, wypijemy na tarasie.

F: Z chęcią.

MB: Wiesz co kochana, wpadłam na taki pomysł. Może zaproś swoich rodziców dzisiaj do nas na ognisko, ile im zajmie droga ? 20 minut ?

F: Bardzo dziękuję, zadzwonię. Na pewno się ucieszą.

MB: Jak się czujesz ?

F: Dziękuję, lepiej. Czas sprzyja na moją korzyść i oczywiście pani syn.

MB: Jestem z Was bardzo dumna. Taka miłość rzadko się zdarza, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.

F: Jest dobrze i chciałabym aby to trwało, ale los jest nieprzewidywalny.

MB: Niestety, o cześć synku.

F: Cześć kochanie, pocałowała go w policzek.

B: Już ploteczki od rana ?

F: Oj tam, Twoja mama zaproponowała aby zaprosić moich rodziców.

B: No i świetny pomysł, dzwoń teraz.

Wybrała numer, po chwili odebrała mama dziewczyny. Fausti opowiedziała o co chodzi, bez zastanowienia zgodziła się przyjechać. Reszta dnia minęła bardzo szybko, przygotowania pochłonęły czas. Nadszedł wieczór pod drzwiami domu w Chęcinach zjawili się rodzice dziewczyny.

MF: Dobry wieczór, bardzo nam miło. Proszę to taki mały prezent.

MB: Nie trzeba było, dziękujemy. Proszę, zapraszam.

F: Cześć mamuś!

MF: Ojej, jak tu pięknie i nastrojowo. Witaj Bartku, jaki uśmiechnięty.

Objął Fausti.

B: Mam powody.

Wszyscy zajęli miejsca przy ogniu, nie brakowało rozmów, śmiechów, pieczonych kiełbasek czy śpiewu przy dźwiękach gitary. Było tak błogo, czas się zatrzymał.

*Bartek

Poczułem przechodzące mnie ciepło, nie mam tu na myśli ogniska tylko czas spędzony z osobami, które nie muszą nic mówić. Wystarczy, że są a świat jest piękniejszy. Patrzyłem na Fausti, jak iskierki ognia odbijały się w jej oczach, była szczęśliwa a ja chciałem tylko jednego aby ten wieczór się nie kończył. Zaczęła się trząść, przyniosłem koc i okryłem nas. Delikatnie masowałem jej plecy, położyła głowę na moim ramieniu. Jej dłoń złączyła się z moją, jak ta dziewczyna na mnie działa. Tylko ona potrafi, wzbudzić we mnie emocje o które nigdy bym siebie nie podejrzewał.

MF: Kochani, bardzo nam miło ale musimy się zbierać.

MB: No co wy, zostajecie na noc. Pokój gościnny czeka, odmowy nie przyjmuję!

TF: Skoro tak, to nie mamy wyjścia.

MF: Robert...

TF: Słyszałaś Renatę, bez wymówek!

Nasi rodzice poszli się położyć, a ja jeszcze chwilę siedziałem z Faustynką przy cieple ognia. Zasnęła na mnie, nie miałem serca jej budzić. Po chwili wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do sypialni. Wróciłem do ogrodu ugasić ognisko a gdy otworzyłem drzwi do pokoju, moim oczom ukazała się moja dziewczyna wtulająca się w mojego misia z dzieciństwa. Słodszej rzeczy nie widziałem, przysunąłem się do niej i zasnąłem tak jak Fausti w ubraniach. Ta chwila była zbyt piękna by ją psuć. 

Dwoje ludzi, jedno miastoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz