Ważna notatka pod rozdziałem!!!
Minęło już pół roku odkąd przeprowadziłam się do Paryża. Między mną a Kylianem wszystko rozwijało się tak jak powinno. Spędzaliśmy ze sobą kupę czasu, a ja czułam że moje życie w końcu się uspokoiło. Pracuję w reprezentacji, co zajmuje mi praktycznie większość czasu, a gdy mam wolne, mój ulubiony napastnik zabiera mnie na zwiedzanie swojego rodzinnego miasta. nawet w samym Paryżu zaczynam się już czuć swobodnie, i co najważniejsze ani razu nie pożałowałam decyzji przeprowadzki. Czułam się szczęśliwa, i podobno tak samo wyglądałam.
Dzisiaj wieczorem PSG grało swój ostatni mecz w sezonie, mając już co prawda zapewnione mistrzostwo. Gruba impreza wyczuwalna była nawet w powietrzu.
- stary, nie mam się w co ubrać - rzuciłam, przeglądając zawartość szafy
- przecież idziesz na mecz, chyba nie masz innej opcji niż koszulka z moim nazwiskiem? Z resztą uważam, że w niczym nie wyglądasz tak dobrze jak w moich ubraniach. Szczególnie tych z moim nazwiskiem, pasuje Ci - zaśmiał się, otaczając mnie ramionami w talii - weź do torebki jakąś kieckę i po sprawie. Zawsze wyglądasz zabójczo. Nawet przez ostatni tydzień - puścił mi oczko, przypominając tym samym, że cały ostatni tydzień czułam się fatalnie. Codzienne mdłości, osłabienie i senność dawała mi się we znaki. Gdyby nie fakt, że tydzień temu skończył mi się okres, z pewnością obstawiałabym ciążę. - jeszcze raz mówię, że chorujesz już za długo, i chyba przyszedł czas zobaczyć się z lekarzem
- oj daj spokój, Kylian. To tylko osłabienie. Pobiorę te witaminy od Waszego lekarza i mi przejdzie, zobaczysz.
- no dobrze, ale jeśli po weekendzie nadal nie będzie poprawy, sam wsadzę Cię w auto i zawiozę do tego cholernego szpitala!
- dobrze, niech tak będzie. Tymczasem wypad na zbiórkę! - powiedziałam, dając chłopakowi kopniaka na szczęście i popchnęłam go w stronę wyjścia. Wzięłam relaksujący prysznic, i owinięta ręcznikiem położyłam się na łóżku, by jeszcze przez chwilę odpocząć. Gdy się podniosłam, ponownie zakręciło mi się w głowie, i poczułam jak wszystko co dzisiaj zjadłam, podchodzi mi do gardła. Zasłoniłam dłonią usta i czym sił w nogach pobiegłam do toalety.
Lepszego momentu na wykonanie testu ciążowego raczej już nie znajdę. Wyjęłam zakupione niedawno pudełeczko z szafki, i z lekko trząsącymi się dłońmi wyjęłam plastik z opakowania.
Na wynik czekałam trzy minuty. Najdłuższe trzy minuty mojego życia. Serce wyskakiwało mi z piersi, a dłonie nie uspokoiły się nawet na chwilę. Podeszłam do testu odwracając wynik w swoją stronę i zamarłam. Dwie mocno widoczne, czerwone kreski jasno informowały, że przebyty tydzień temu okres był tylko plamieniem implatacyjnym. Totalnie zszokowana chwyciłam za telefon, i najszybciej jak mogłam wykonałam połączenie do swojej przyjaciółki
- Ewa, potrzebuję pomocy! Błagam Cię i proszę, przyjedź do Paryża pilnie. Mam problem. Problem życia, i śmierci - powiedziałam poważnie patrząc się na nią przez połączenie wideo.
- co się stało? Czy Kylian coś Ci zrobił, powinnam już się do niego odezwać i wymierzyć sprawiedliwość? Jedno Twoje słowo i przyjeżdżam z tasakiem obciąć mu jaja!
- Dziecko mi zrobił. Jestem w ciąży. Dlatego sama rozumiesz, musisz tutaj przyjechać - kontynuowałam obserwując jak wyraz jej twarzy diametralnie się zmienia. Z rozbawionej, stała się zszokowana jakby to co usłyszała, było czymś fizycznie niemożliwym
- żartujesz teraz tak? Dzisiaj pierwszy kwietnia, czy coś?
- Nie Ewa, nie żartuję. Mimo, że bardzo chciałabym żartować. Właśnie zrobiłam test. Przez tydzień się powstrzymywałam, bo myślałam że normalnie mam okres, ale to było tylko plamienie. Nie wiem co mam zrobić, Ewka. To nie jest dobry czas na dziecko, Kylian zaraz wyjeżdża na zgrupowanie, ja dopiero co zaczęłam pracę w reprezentacji. Potrzebuję Twojej rady, błagam Cię przyjedź. Dziś wieczorem jest mecz.
CZYTASZ
Lost in the reality
FanfictionOn, wyjeżdżając na Mistrzostwa Świata wewnętrznie borykał się z problemami. Skrzywdzony przez los zakładał na siebie maskę bufona. Ona nie miała w życiu łatwo. Toksyczny ojczym, niejednokrotnie przekraczający powszechnie przyjęte granice zmienił ją...