45.

232 11 4
                                    

Hej! Spóźniony Mikołaj!
Jeżeli coś jest niespójne, bardzo przepraszam ale obowiązki nie pozwalają mi na regularne pisanie. Dajcie o sobie znać w komentarzu. Jak to dalej widzicie?

Bez zastanowienia oddałam pocałunek, jednak po kilku sekundach otrzeźwiałam. Oderwałam się od francuza, wymierzając w jego prawy policzek siarczystego „liscia".

- co Ty sobie, kurwa, wyobrażasz? Nagle się pojawiasz, kradniesz mój telefon zmuszając mnie do przylotu do tego jebanego Paryża, żeby na koniec jakby nic się nigdy nie wydarzyło mnie całować! Oddaj mi telefon i wracam na lotnisko. Koniec dziecinady - oznajmiłam ostro mając dość całej sytuacji i odepchnęłam go nerwowo

- właśnie dlatego Ci go nie oddam. Najpierw ze mną porozmawiasz. Dobrze mnie znasz i wiesz, że nie odpuszczę - stał twardo, z rękami w kieszeni i tym ironicznym uśmiechem na ustach

- dobrze, słucham - skrzyżowałam ręce na piersiach - Twoje pierwsze i ostatnie piec minut zaczyna się właśnie teraz. Tik-tak - powiedziałam ironicznie wskazując na swój złoty zegarek

- oooo jednak do Ciebie dotarł. Tak myślałem. Dostałaś go dwa lata temu w listopadzie, prawda? - zerknął na mnie tajemniczo - oj Monika, teraz rozumiem dlaczego zniknelas - wyjal zza pleców smartfona wskazując moja tapetę, a ja zamarlam. Poczułam jak tracę zdolność oddychania, a powietrze zrobiło się wyraźnie gęstsze - miałaś inne obowiązki niż zastanawianie sie kto mógłby przysłać Ci akurat ten rzadki zegarek o którym tak marzyłaś

- proszę Cię. Nikt go nie przysłał, to prezent

- od Ewy? Jesli tak to tym bardziej dowód na to, ze to prezent ode mnie - uśmiechnął się szeroko, a ja tylko zmarszczylam brwi - poprosiłem by Ci go dała jesli kiedykolwiek Cię spotka

- przecież Wy nie mieliście kontaktu

- na początku mieliśmy. Dopóki nie zablokowała mojego numeru bo miała mnie dość - podrapał się po głowie - dobra, czy możemy usiąść chociaż w stadionowym sportbarze, czy musimy odbywać te rozmowę na murawie? - zapytał, a w jego oczach dostrzegłam malutkie iskierki, które bardzo dobrze znałam

- dobrze. Jednak nie myśl ze to cokolwiek zmieni, nienawidzę Cię Kylian. Zniszczyłeś wszystko to, w co na nowo nauczyłam się wierzyć - powiedziałam i skierowałam swe kroki w stronę restauracji. Znaleźliśmy kameralna loże z kanapami i szybko zajęliśmy miejsca

- co zjesz ?

- Kylian... - westchnęłam zrezygnowana - Twoje piec minut zaraz minie. Nie przyszliśmy tu jeść.

- nie interesuje mnie to. Wyglądasz jak kościotrup. Została Ci sama skóra i kości - stwierdził dokładnie mnie lustrując - o, dzień dobry - odwrócił się w stronę kelnerki

- dużą wodę niegazowaną i steka dla mnie, dużą colę i gnocchi w sosie serowym dla Pani - wskazał na mnie i skinięciem głowy podziękował za obsługę. Uśmiechnęłam się niezauważenie. Pamiętał. Byłam uzależniona od Coli, i kochałam dania mączne z obfitym serowym dodatkiem.

- jak to zjem to wtedy będziesz zadowolony i dasz mi spokój? - spojrzałam na niego błagalnie

- czy on Cię dobrze traktuje? - zapytał prosto z mostu, czym wprawił mnie w zakłopotanie

- nie wiem co mam Ci powiedzieć. Nie wiem, czy chce odpowiadac. To Ty miałeś cos wyjaśniać.

- Chce żebyś wiedziała ze to naprawdę nie było tak jak wyglądało. Dosypali mi jakieś gowno do drinka, to wszystko było ukartowane. Wiem jak to brzmi, i wiem, ze nie uwierzysz mi od tak. Mam na to świadków, wszystkie dowody świata jakie potrzebujesz

Lost in the realityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz