67.

209 11 1
                                    

-Ona z tego wyjdzie prawda?! No mów do cholery!jesteśmy cztery dni po operacji i nic sie nie zmienia!!!-usłyszałam w oddali znajomy krzyk, jednak nie potrafiłam połączyć go z żadną znaną mi twarzą

- proszę się uspokoić. Wszystko kontrolujemy, nie ma już zagrożenia życia, operacja przebiegła pomyślnie. To silny, młody organizm, nawet bardzo silny. Tak jak wspominałem ostrze noża całe szczęście minęło wszystkie najważniejsze organy, jednak krwotok wewnętrzny był zaskakujaco obfity. Musieliśmy wprowadzić pana żonę w stan śpiączki. Naprawdę powinien pan pójść i odpocząć, by być w gotowości, gdy żona się obudzi - żona? Ja jestem czyjaś żona? Operacja? Śpiączka? Jakie ostrze do cholery? Gdzie ja jestem?

- proszę mi nie mówić co mam robić. Nie ruszę się nawet o milimetr, czy się to doktorkowi podoba, czy nie! Gdyby karetka przyjechała szybciej, pewnie obyłoby się bez operacji!

- Panie Kylianie, naprawdę rozumiem Pana wzburzenie, ale nie ma Pan racji. Operacja byłaby konieczna tak czy siak. Jeżeli nie chce Pan opuścić szpitala, proszę się na coś przydać, i mówić do żony. Im więcej bodźców tym lepiej. Do widzenia - po chwili usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi i poczułam jak ktoś obok mnie zajmuje miejsce. Próbowałam otworzyć oczy, albo choć minimalnie się poruszyć, ale nie dałam rady.

- To moja wina. To wszystko to moja wina. Nie powinienem iść wtedy na górę. Ja...ja tak bardzo Cię przepraszam. Gdybym był z Tobą nic takiego by się nie stało. Jestem takim idiota. Nie potrafię Cię ochronić, nie potrafię zapewnić Ci bezpieczeństwa. To nie powinno się zdarzyć. Obiecuję, że jak tylko stąd wyjdziesz, zrobię wszystko by odzyskać Twoje zaufanie, byś niczego się nie bała. Nie chcę Cię stracić. Kocham Cię nad życie. Kocham Mel nad życie. Błagam wybacz mi. Wybacz mi że przeze mnie tu leżysz - słuchałam znajomego głosu, próbując skojarzyć fakty. Poszedł na górę? To przez niego? I teraz siedzi tu jak gdyby nigdy nic? O co w tym wszystkim chodzi? Mel? Czekajcie... Mel! Mel! Melissa! Moja córka! I... Kylian. Mój Kylian... tylko czemu on się o coś obwinia? Nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Tak bardzo chcialam wiedziec, a tak bardzo nie mogłam nic zrobić. Mój mózg zdawał się być już obudzony, za to ciało uczestniczyło w długim strajku.

- Przysięgam, nic nam już nie grozi. On nam już nic nie zrobi, obiecuję - on? Jaki on? Kto chciał mi zrobić krzywdę? W jaki sposób, kiedy, gdzie? Natychmiast chciałam poznać odpowiedzi na te pytania. Spróbowałam z całej siły podnieść powieki, jednak nadal widziałam ciemność. Z całej siły ścisnęłam rękę Kyliana, która trzymał na mojej. Miałam nadzieję, że to zauważy. Nic, nie zwrócił uwagi, a może po prostu nie udało mi się tego zrobić.

- błagam wróć do nas. Mel na Ciebie czeka. Od czterech dni jest u Ewy. Na razie powiedziałem jej że to takie wakacje, bo my musimy gdzieś pojechać na trochę dłużej. Niby łyknęła, ale nie omieszkała zadać pytań gdzie jedziemy i po co. Musisz szybko do nas wrócić, bo zacznie coś podejrzewać, a wiesz doskonale że ja jej okłamywać nie potrafię. Jedno spojrzenie i mogę się wygadać. Widzisz jak Cię potrzebuję? Ja bez Ciebie nie umiem.

Naprawdę nie pragnęłam teraz niczego poza jego silnymi ramionami. Chciałam móc się do niego przytulić. Chciałam poczuć na skórze jego ciepło. Chciałam móc go po prostu dotknąć. Po raz ostatni zebrałam wszystkie siły próbując poruszyć jakąkolwiek częścią mojego ciała.

- Mon...Monika? Skarbie! Jestem tutaj! - poczułam jak całuję mnie w głowę i mocno przyciska do swojej piersi - w końcu do mnie wróciłaś! Czuję to! - gadał jak najęty mimo że nie czułam bym wykonała jakiś wielki krok. Powieki wciąż miałam zbyt ciężkie, by udało się je otworzyć - doktorze! Poruszyła się. Ścisnęła mnie za dłoń, i poruszyła nogą, przysięgam! Widziałem to, czułem to! - usłyszałam podniesiony, lecz tym razem raczej radosny głos Francuza

Lost in the realityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz