14. A więc razem studiowaliście...

13 1 0
                                    

ŁUKASZ

- Zamówiliśmy też dla ciebie – usłyszałem głos Doroty, co oznaczało, że przyszedł. - Porzeczkowy.

Oderwałem wzrok od telefonu i tym samym od trudnego klienta, któremu miałem ochotę napisać, że skoro tak świetnie zna się na architekturze, to dlaczego sam nie zaprojektuje sobie pieprzonego bliźniaka? No, ale po trzydziestce, gdy ma się dziecko, można jedynie pofantazjować o takim mailu. 

Mateusz wyglądał na znacznie bardziej zmęczonego, niż kiedy widzieliśmy się we Wrocławiu. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co to może znaczyć. 

- Czasem lubię wypić coś, co chociaż udaje alkohol - rzucił, siadając.

- Nigdy nie piłeś wina porzeczkowego? - zapytałem. - Jeśli nie, to chyba zmarnowałeś młodość.

- No dobra, prawda jest taka, że nie zamówiliśmy dla ciebie, bo nie wiedzieliśmy, ile się spóźnisz.

- To kto to wypije? - Spojrzał z niesmakiem na sok.

- Oczywiście ja, matka polka. Bo przyjemną, czyli procentową, część wieczoru już kończę.

- I tak wyglądasz na pijaną - skwitował Mateusz, po czym zamachał na kelnera. Poprosił o małego lagera.

- Naucz się sztuki komplementowania. Wyjdzie ci to na dobre.

- Raczej tobie.

- To będzie tylko taki pozytywny rykoszet.

Dorota przysunęła do siebie szklankę z sokiem, Mateusz dostał swoje piwo i zapadła cisza. Nie tyle niezręczna, co taka, w której każda osoba z zebranych wie, o czym myślą pozostałe, bo myślą o tym samym.

- Tyle czasu cię nie widzieliśmy - odezwała się Dorota.

- Ostatni raz dwa dni temu. I nie będę rozmawiał o Wrocławiu. To było polecenie służbowe.

- Ale...

- Nie magluj go - przerwałem jej. Mimo że nadal byłem na niego wściekły za Wrocław. Dorota go broniła, że to przecież nie jego wina, że szef kazał mu jechać do Wrocławia i tak dalej. Miała do niego słabość. Gdyby nie ta słabość, nasz związek pewnie by nie przetrwał. - To wolny kraj i wyjście na drinka.

No bo w końcu znowu byliśmy w Krakowie i mogliśmy odetchnąć. Weekend nie okazał się katastrofą. Grad bardzo starała się być uprzejma i nie okazywać złości, i wychodziło jej to nawet wtedy, gdy u Klary pojawił się Mateusz. Być może gdyby nie ten incydent, więcej udałoby się naprawić.

Klara przeżywała swój nieudany fortel, zapewne snuła też rozmaite śmiałe teorie, którymi podzieliłaby się ze mną, gdybym dał jej szansę. Ale kiedy poprzedniego wieczoru rozmawialiśmy przez telefon, miałem siłę skupić się jedynie na tym, żeby sprawa nie została rozgrzebana. Teraz też dobrze byłoby po prostu wypić piwo i cieszyć się chwilą rodzicielskiej wolności i obecnością przyjaciela, który wreszcie wrócił z emigracji. To znaczy: wrócił trzy miesiące temu, ale przez ten czas widzieliśmy się tylko dwa razy. Bo on ogarniał sprawy po powrocie, my ogarnialiśmy dom, pracę i dziecko. Częściej spotykaliśmy się, gdy mieszkał w Londynie: wtedy zwykle raz w miesiącu przylatywał na weekend.

Dorota pokręciła głową, miała na temat maglowania Mateusza zupełnie inne zdanie. Winter rzucił mi niedowierzające spojrzenie.

- No dobrze, to mów, jak było w Londynie. Wcięło cię, odkąd wróciłeś.

Kiedy zobaczyłem jego minę, jakieś dziesięć procent gniewu wyparowało. Nie chciał opowiadać o tej swojej bajce - wiedziałem, że ze względu na nas. Uprawialiśmy ten sam zawód, ale on wybił się znacznie wyżej niż my, niż wszyscy z naszego rocznika. Po skończeniu stażu w pracowni Audreya, który wygrał w prestiżowym konkursie, został w Wielkiej Brytanii. Po kilku latach niespodziewanie wrócił. W każdym razie niespodziewanie dla mnie. 

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz