MATEUSZ
To był najszybciej wypalony papieros w moim życiu.
Kiedy wróciłem do szpitala, Beata nadal siedziała u Łukasza. Oparłem się plecami o ścianę i czekałem, aż wyjdzie z sali.
Robiło się coraz później. Czas nieubłaganie płynął.
Gdy w końcu wyszła, delikatnie przyciągnąłem ją za ramię bliżej ściany. Starannie unikała mojego spojrzenia, zajęła się szukaniem czegoś w torebce. W uciekaniu była lepsza ode mnie.
- To nie jest miejsce na takie rozmowy - powiedziała, ściszając głos.
- Takie? To znaczy, jakie?
- Wiesz, o co mi chodzi. Wczoraj było wczoraj, a dzisiaj... Zaraz wracam do Wrocławia.
- Czyli co? To by było na tyle?
- Teraz powinniśmy się skupić na Łukaszu. - Położyła mi rękę na ramieniu, jakby chciała mnie zatrzymać, choć wciąż stała w miejscu. Po krótkiej chwili zabrała ją, najwyraźniej zdawszy sobie sprawę, że dotyk nie współgra z jej słowami. - Naprawdę muszę iść.
Wiedziałem, że chciała powiedzieć coś innego, ale nic więcej nie dodała. Odwróciła się i odeszła jak prawdziwa profesjonalistka. Pewnym krokiem, bez zawahania, nie oglądając się za siebie.
Poczułem silny ból w klatce piersiowej. Pomyślałem: jeśli to zawał, wydarza się we właściwym miejscu. Przynajmniej mnie uratują. Poszedłem korytarzem w przeciwnym kierunku, instynktownie chwytając się jedną ręką za pierś. Ból nie minął, ale nagle, mimo pustki, miałem więcej siły.
Zawróciłem.
- Parking będzie bardziej odpowiedni?! - rzuciłem, szybkim krokiem zbliżając się do jej samochodu. Jeszcze nie wsiadła, na razie szukała kluczyków.
Odwróciła się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Pewnie upokarzający obrazek: koleś po trzydziestce z podejrzeniem zawału ugania się po szpitalnym parkingu za dziewczyną, która powiedziała mu „nie". Ale nie potrafiłem zrozumieć zmiany, jaka w niej zaszła rano. Nie chciałem się zgodzić na jej powrót do tego, co było przed weekendem. Nie po ostatniej nocy.
- Mateusz, powiedziałam swoje. - Jej spojrzenie zdawało się nieugięte, oddech miarowy. Znaleziony w torbie kluczyk do samochodu wsunęła do zamka.
Zaraz, kurwa, odjedzie - pomyślałem. Ja się rozpadam, a na niej to całe pożegnanie nie zrobi najmniejszego wrażenia?
- No więc, dobrze, porównałaś sobie, i jak wypadłem? - rzuciłem, oddając głos własnej złości. - Naprawdę zżera mnie ciekawość.
Zastygła, zaskoczona moim atakiem. Niby nic, ale byłem usatysfakcjonowany.
- Wiesz, że lubię wygrywać w prestiżowych konkursach.
Przekręciła ten cholerny kluczyk i pociągnęła za drzwi. Miałem ochotę je zatrzasnąć, ale stało się jasne, że tę bitwę, a nawet całą wojnę, przegrałem. Zresztą już wtedy na szpitalnym korytarzu.
Ból nasilił się, powstrzymałem się jednak przed instynktownym chwyceniem się za pierś. Litości nie potrzebowałem.
- Dość już pofantazjowaliśmy - odezwała się.
Kiedy wsiadła do samochodu, odsunąłem się. Ból zdawał się ogarniać już całą klatkę piersiową, więc nie czekałem, aż Beata uruchomi silnik. Ruszyłem z powrotem do szpitala.
- Co ci jest? - Niespodziewanie wyrosła przede mną Klara. Zatrzymała mnie, chwytając za ramię.
- A czemu pytasz? - zapytałem obcesowo. Kiedy spojrzałem na jej dłoń, natychmiast cofnęła rękę.
- Pokłóciliście się?
- Chyba można tak to nazwać. Powiem ci jedno. Ona byłaby bogata, gdyby się wyszkoliła w pokerze. - Mój sarkazm nie zrobił wrażenia na Klarze. - Spieszę się. - Wyminąłem ją, choć wiedziałem, że też wybiera się do Łukasza. Przyspieszyłem i nie oglądałem się za siebie.
Kilka minut później wszedłem do sali.
- Lepiej wyglądasz – stwierdziłem, choć nie wiedziałem, czy to prawda. W tym momencie ostrość widzenia nie była moją mocną stroną. Miałem nadzieję, że nie przewrócę się na plastikowym, cholernie niewygodnym krześle, umierając na oczach trójki pacjentów, z których jeden był moim najlepszym przyjacielem.
- Co teraz? - zapytał.
Od razu wiedziałem, że rozmawiamy o Beacie. Że Łukasz już mniej więcej wie, co się wydarzyło.
- Nic.
Przypomniałem sobie chwilę przed zaśnięciem. Beata leżała na brzuchu zwrócona do mnie twarzą, której połowa zatopiła się w poduszce.
- Jak było? - zapytała z leniwym uśmiechem.
Za pierwszym razem pieprzyliśmy się w pośpiechu i bez finezji w korytarzu, przy ścianie. Za drugim - pod prysznicem, trochę wolniej i przynajmniej nago, za trzecim - po długiej rozmowie, w łóżku. Zamierzaliśmy zasnąć, ale wyszło inaczej.
- No właśnie, jak było? - odpowiedziałem jej. Moje ciało jeszcze się nie uspokoiło, a powinno po drugim razie. Nie pomógł na to nawet papieros, pospiesznie wypalony po prysznicu.
- Jakoś inaczej, prawda?
- I nie muszę już spać na kanapie.
Roześmiała się. A teraz jej nie było, po prostu uciekła. Szach, mat.
- Chyba mam zawał – powiedziałem. Ból znowu nasilił się, niemal zgiął mnie w pół.
- Daj jej trochę czasu. Straszny z niej cykor, większy do ciebie.
- Słyszysz, co do ciebie mówię? – Wstałem. - Chyba mam zawał. Muszę iść na dół, na ostry dyżur.
Wyszedłem z sali, nie będąc pewnym, czy Łukasz coś do mnie mówi.
Tym razem nie mógł mi pomóc. W błądzeniu po kolejnych szpitalnych korytarzach byłem zdany tylko na siebie.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...