65. Za chwilę znowu go zobaczę

13 1 0
                                    

BEATA


- Nie ma mowy, żebyś dalej prowadziła.

- To mój samochód.

- Mogliśmy pojechać moim.

Poczułam dłoń Krystiana na swoim karku. Kilka delikatnych, ale stanowczych ściśnięć sprawiło, że ochłonęłam. Zjechałam na pobocze i wysiadłam z samochodu.

- Rozsądna decyzja – powiedział Krystian bez złości, mijając mnie.

Był poranek dwudziestego szóstego grudnia, a mój ford miał za chwilę wjechać na autostradę A4 w kierunku Krakowa.

W ciągu ostatniego kwadransa zdenerwowałam się trzy razy. Po raz pierwszy, gdy Krystian kazał mi zahamować, bo to moja fiesta była na podporządkowanej, a nie czarne BMW. Po raz drugi, kiedy Krystian ponownie kazał mi zahamować, bo światło zmieniło się na czerwone, mimo że z niewiadomych przyczyn wciąż widziałam zielone. I po raz trzeci, gdy sama gwałtownie zahamowałam, widząc, że na mój pas wpycha się jakiś jeep.

Nie był to udany początek podróży.

Gdy Krystian przejął kierownicę, pogrążyliśmy się w bezpiecznym milczeniu. W radiu podawali informacje drogowe, słońce świeciło, jakby był środek lata, zmuszając nas do założenia okularów przeciwslonecznych, a za kilka godzin Dorota i Łukasz mieli zostać małżeństwem.

- Nie powinnaś być trochę bardziej podekscytowana faktem, że twoi najbliżsi przyjaciele biorą ślub? - odezwał się Krystian, przerywając ciszę.

- Nie potrafię być jednocześnie zmęczona i podekscytowana. - Było w tym trochę prawdy. Liczba wyjazdów na szkolenia zwiększyła się na tyle, że czasami miałam wrażenie, że żyję na walizkach. Nie narzekałam, bo chciałam mieć jak najwięcej pracy: w końcu zbierałam na nowy samochód. Klara miała jednak na ten temat swoje zdanie.

- Wariujesz - powiedziała mi przez telefon kilka dni temu, słysząc, że właśnie wróciłam z kolejnego szkolenia. - I obie wiemy dlaczego.

- Nawet nie zapytam, co masz na myśli.

- Wiem, że wiesz. Ale zmieniając temat, odebrałyśmy z Dorotą sukienkę. - Klara też postanowiła się dołożyć do tego zakupu, więc Dorota mogła wybrzydzać, jak przystało na przyszłą pannę młodą. - Zaraz przyślę ci zdjęcia. Dorota jest zachwycona, i ma powody, bo wygląda w niej sto razy lepiej niż bosko. I bardzo seksownie. W sam raz na drugi dzień świąt.

Kiedy Klara po chwili przysłała mi dziesięć zdjęć Doroty, bo nie lubiła się ograniczać, musiałam przyznać jej rację. Sukienka była beżowa, jedwabna, gorsetowa, rozchodziła się swobodnie ku dołowi, w lekki i niezobowiązujący sposób, sięgając do połowy łydki. Dorota promieniała.

- Jest genialna i... całkowicie letnia. - Od początku uważałam, że ślub w tym terminie to zły pomysł, z kilku powodów, teraz doszedł kolejny. Klara była jednak zachwycona. Twierdziła, że to termin, kiedy przecież całe miasto, a nie tylko sala weselna, jest odświętnie przystrojone.

- Wiem, pracujemy nad rozwiązaniem tego problemu. A ty masz już kieckę?

- Jeszcze o tym nie myślałam.

- To lepiej pomyśl - odpowiedziała z naciskiem. - A jak będziesz dokonywać wyboru, odrzucaj wszelkie sugestie zdrowego rozsądku, bo nie ma czegoś takiego jak zimowa sukienka. Po prostu nie ma.

Zamówiłam przez internet sukienkę, na przekór sobie kierując się radą Klary. Wszystkie miałyśmy zmarznąć, trudno.

No i za kilka godzin miałam ją na siebie włożyć.

Krystian zaakceptował moje wyjaśnienie, bo kiwnął głową, a potem pogrążył się w milczeniu, skupiając się na drodze.

W grudniu nasz związek wszedł w nowy etap - już nie próbowałam za wszelką cenę wyhamować albo przynajmniej nie rozpędzić naszej relacji. Pojechaliśmy nawet na weekend do Dzierżoniowa.

- Stresujesz się? - zapytałam, gdy wyjmowaliśmy torby z bagażnika.

- Ty się stresujesz - rzucił w odpowiedzi. Trafił w punkt.

Rodzice przywitali nas nadmiernie wyprostowani i uśmiechnięci szerzej niż kiedykowiek wcześniej: ich trzydziestodwuletnia córka po raz pierwszy przywiozła chłopaka do rodzinnego domu. Bajka trwała do obiadu. Krystian rozgadał się o swojej firmie i siłą rzeczy zszedł na temat skoków na bungee. Niesiony własną opowieścią o ulubionym sporcie, nawet nie zauważył, że w tym momencie w oczach moich rodziców jego gwiazda zgasła. Przez chwilę rozważałam, czy dla równowagi nie opowiedzieć o jego ponadprzeciętnie czystej i uporządkowanej przestrzeni w mieszkaniu, ale upiłam łyk wiśniówki i mi przeszło.

GPS w telefonie bezbłędnie poprowadził nas do hotelu w Krakowie, jakby na zamówienie słonecznym. Uparłam się zapłacić za nocleg. Dwukrotnie, bo najpierw musiałam do tego przekonać Dorotę i Łukasza, a potem Krystiana. Pozwolenie mu na pokrycie kosztów jawiło mi się jako nadmiarowy krok naprzód.

Krystian włożył na siebie grafitowy garnitur i białą koszulę. Teraz, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, wyglądał na kogoś, kto właśnie wrócił z długich wakacji. Gdy szykowałam się w łazience, niedbale spinając włosy tak, by pozostawić odsłonięte szyję i część pleców, rozmawiał przez telefon z Matyldą, w pełni zrelaksowany. 

Tymczasem ja trzęsłam się z nerwów i wiedziałam, że żadne hokus-pokus mnie nie uzdrowi. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie skończy się atakiem paniki. Pewnie trochę pomógłby drink. Ale nie chciałam otwierać przy Krystianie hotelowego barku. Zacząłby pytać, czym się stresuję. Może zacząłby podejrzewać chorobę alkoholową - co i tak byłoby lepsze, niż gdyby się dowiedział się, co tak naprawdę zaprząta mi głowę.

Zaniemówił, gdy wyszłam z łazienki. Szybko zakończył rozmowę z córką. Powinno mi to schlebić, a nawet mnie uskrzydlić, ale tylko mnie rozdrażniło. Miałam na sobie sukienkę bez ramiączek w stalowym kolorze, trochę pudru, odrobinę czerwonej szminki. Do tego żakiet i jeszcze płaszcz - nie ma to jak wesele w grudniu.

- Chodźmy wreszcie – mruknął, wzdychając cicho. – Bo jeśli stąd natychmiast nie wyjdziemy, to nie mogę obiecać, że w ogóle wyjdziemy.

Mimo napięcia, które trzymało mnie w żelaznym uścisku, zmusiłam się do uśmiechu. Wiedziałam, że to dzień, gdy będę musiała się często uśmiechać. I to zupełnie na trzeźwo. 

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz