74. To będzie ostatni raz

15 1 0
                                    

MATEUSZ

- Dziwne, ale udane wesele – powiedziała Edyta, stając naprzeciw mnie. Zasapana, z zaczerwienioną skórą na twarzy, uśmiechnięta.

- Przede wszystkim dziwne. Nie zmarzniesz?

Nie rozumiałem, jak mogła zupełnie niczego nie zauważyć. Ani razu nie zaniepokoić się, nie zmarszczyć brwi. Jakby Beaty w ogóle tutaj nie było. Czy to dlatego, że była „jedynaczką, wychowaną na księżniczkę i rozpieszczaną do granic możliwości", jak opisała siebie, gdy poznaliśmy się na przyjęciu u Gruzińskiego? 

Wybuchnęła śmiechem.

- Gdybyś widział swoją minę. Nawet zdegustowany wyglądasz świetnie.

Teraz to ja się roześmiałem.

- Nie oczekuję od mężczyzn rozpieszczania, to już dostałam - odezwała się, trochę poważniejąc. - Jestem bardzo rozsądna, chcę partnerstwa i szczerości.

Z tym drugim od początku był problem. Ale pocieszałem się, że z czasem zaangażowanie udawane zmieni się w autentyczne. Wystarczy się postarać.

- Wracamy do środka? - zapytałem, bo oboje marzliśmy.

- Jeśli nie masz jeszcze zupełnie dość tego wesela... - uśmiechnęła się. Dziewczyna idealna.

Na parkiecie tańczyło kilka osób. Beata była jedną z nich. Nie spodziewałem się po niej takiego zaangażowania w zabawę, być może był to jej sposób na przetrwanie wesela. Usiedliśmy przy stole. Zanim napełniłem Edycie kieliszek winem, przysiadła się do nas Dorota, z zadyszką i swoim niezbywalnym entuzjazmem.

- Jak się bawicie?

Zignorowałem jej pytanie, wiedząc, że Edyta udzieli lepszej odpowiedzi.

- Ja się bawię doskonale – odparła. – Kiedy wielka przeprowadzka?

Dorota miała sporo do powiedzenia. Najpierw zamieszkają u Klary, która sama takie rozwiązanie zaproponowała, bo większość czasu i tak spędzała u Tomka. Potem przeprowadzą się do własnego mieszkania, które zamierzają kupić w sąsiedztwie Klary, w czym pomocne będą pieniądze od rodziców, oszczędności i odszkodowanie z wypadku. Od jutra zaczną przeglądać ogłoszenia, a za kilka dni, jeśli dobrze pójdzie, pakować się...

Przez chwilę udało mi się zapomnieć, że ten plan obejmuje także moje życie (co Dorota taktownie przemilczała), choć w mniej rewolucyjnym wydaniu. Kiedy jeszcze miałem nadzieję, że we Wrocławiu będę się zajmować nie tylko pracą, myślałem o wynajęciu mieszkania w Krakowie i znalezieniu kawalerki we Wrocławiu. Teraz zamierzałem być w tym przeklętym mieście tylko do czasu rozhulania interesu. Wysłałem przyjaciół do innego miasta, które sam musiałem omijać z daleka. Trudno to nazwać inaczej niż strzałem w kolano. Skupiałem się jednak na tym, co pozytywne: rozmowa telefoniczna z pośrednikiem wypadła na tyle dobrze, że właściwie można było odfajkować najważniejszy punkt - znalezienie lokalu na siedzibę pracowni.

Do stołu podeszła Beata, odciągnęła na bok Dorotę. W pobliżu pojawił się Łukasz. Beata żegnała się z nimi długo, szeptem o czymś dyskutując.

- Zmęczona? – spytałem Edytę, żeby skoncentrować się na czymś innym.

Pokręciła głową.

- Masz rozmach, jeśli chodzi o prezenty - uśmiechnęła się.

Kilka dni temu powiedziałem jej, co szukuję dla Doroty i Łukasza. Wtedy też uśmiechnęła się z uznaniem, resztę - jeśli była jakaś reszta - taktownie przemilczała.

- Dorota chyba naprawdę nienawidzi Krakowa - dodała. - Zabawne, że takie rzeczy uświadamiamy sobie, gdy na dobre wsiąkniemy w jakieś miejsce. Wiesz, jak trudno wtedy podjąć decyzję o przeprowadzce. A ty podsunąłeś im pod nos cały pakiet. - Mówiła to z łechcącym moje ego niedowierzaniem.

- Kiedyś oni mi pomogli, teraz moja kolej. - To było niedopowiedzenie dekady. W końcu Dorota i Łukasz potrzebowali jedynie kopa do działania, czyli w porównaniu z dawnym mną niewiele. Ale Edyta nie wiedziała o mojej przeszłości, jeszcze nie zdobyłem się na taką rozmowę. 

Jak zawsze nie drążyła tematu, po prostu przyjęła ze zrozumieniem moją odpowiedź.

- Przenocujesz u mnie? - Pochyliła się tak, żeby dotknąć ustami mojego ucha.

- Nie dzisiaj. Jutro muszę wcześnie wstać.

- W niedzielę?

- Wiedziałaś, na co się piszesz - uśmiechnąłem się do niej. Miałem nadzieję, że to wystarczy.

- Zawsze wiesz, co powiedzieć - rzuciła pół żartem, bez pretensji. Choć być może ją miała.

Tyle jeśli chodzi o partnerstwo i szczerość, a wszystko to było moją winą.

- Wynagrodzę ci to - zapewniłem ją miękko, kładąc dłoń na jej udzie.

- Ile razy?

- Wiele razy. Co najmniej dwa.

- Mięczak. - Lekko klepnęła mnie w nogę.

Beata skończyła się żegnać i wyszła. Przez krótką chwilę jakiś impuls ponaglał mnie do wstania od stołu i pobiegnięcia za nią. Pomyślałem, że przez Grad ośmieszam się na każdym kroku. Nie musiałem daleko sięgać pamięcią, by znaleźć na to dowody. Natychmiast odsunąłem od siebie wspomnienie dziwnej rozmowy z jej chłopakiem, która nigdy nie powinna mieć miejsca. 

Edyta dyskretnie wsunęła dłoń pod moją koszulę. To była śruba, która przytrzymała mnie w miejscu. Co by było, gdyby nie ta śruba? Dogoniłbym ją, przytrzymał w miejscu i zmusił do spojrzenia mi w oczy? Co by to dało? Poszedłbym z nią do hotelu, dokończylibyśmy to, co zaczęło się w tańcu, i co potem? Kolejne „nie", kolejne dochodzenie do siebie.

Wracaliśmy w milczeniu, patrząc na miasto przez okna taksówki. Przyszło mi do głowy, że nie tak powinien wyglądać powrót z wesela najlepszych przyjaciół. I nie tak powinno wyglądać moje życie. Taksówkarz zagadnął nas, pytając, skąd wracamy. Edyta chętnie wdała się z nim w rozmowę, a ja usiłowałem chociaż słuchać. Potem wysiadłem razem z nią, żeby odprowadzić ją pod same drzwi. Wiedziałem, że jak tylko za nimi zniknie, wrócą obrazy z wesela. Wróci tamto pożądanie.

Ale to będzie ostatni raz.        


Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz