29. Tuszowanie rzeczywistości o siódmej rano

12 1 0
                                    

BEATA

Kiedy wróciła Klara, siedziałam w kuchni nad kawą, która dawno wystygła. 

Wcześniej zdążyłam zamaskować korektorem cienie pod oczami, a różem ożywić twarz. „Tuszowanie rzeczywistości" - mruknęłam do siebie, stojąc przed lustrem. Minęła siódma, więc według rozsądnych kalkulacji Klara miała nie więcej niż pół godziny na wzięcie prysznica, przebranie się, zjedzenie śniadania i wyjście do pracy. To oznaczało, że nie starczy jej czasu, by wypytać o Krystiana. Nie wiedziałabym, co powiedzieć o minionym wieczorze: randka randką, ale później było dość spektakularnie: Mateusz Winter w centrum Wrocławia, atak paniki...

- Tym razem z noclegiem? - rzuciłam, nim Klara weszła do kuchni.

- Poznałam kogoś - powiedziała cicho. Stanęła w progu i zaczęła się rozbierać. - Zrobisz mi kawy?

Wstałam, żeby włączyć ekspres.

- Chyba zawsze kogoś poznajesz? Po to wychodzisz.

- Poznałam kogoś, z kim chciałabym wyjść jeszcze raz - rzuciła, po czym rozebrana do bielizny, z resztą rzeczy w ręku, zamknęła się w łazience.

Postawiłam na stole kubek z kawą dla Klary i zabrałam się za picie własnej.

- Jak Krystian? - krzyknęła Klara z łazienki.

- Ma na błysk posprzątane w mieszkaniu. Coś takiego trzeba zobaczyć na własne oczy, żeby uwierzyć.

- Dodatkowa zaleta! - Entuzjazm w jej głosie zirytował mnie.

- Raczej zaburzenie. Tak czy siak, dla mnie jest chyba za wcześnie.

- Za wcześnie? Nie byłaś z nikim od stu lat.

- Raczej od trzech.

- Od czterech.

- Od trzech i pół.

- Wszystko jedno, czy trzy i pół, czy sto, nie rozumiesz? - Weszła do kuchni. - Jak długo chcesz żyć tylko po to, żeby prowadzić szkolenia i naprostowywać życie seniorów? - Piła kawę, oparta plecami o krawędź blatu. Przybrała tak pewną siebie pozę, jak gdyby miała na sobie suknię sprowadzoną z Paryża, a nie granatowy szlafrok kupiony na przecenie w sieciówce.

Nie zamierzałam z nią polemizować. Założyłam, że pytania są retoryczne. I nie na miejscu. Każdy, bez względu na swoją sytuacją osobistą, powinien działać wolontaryjnie.

- Jeśli Krystian cię o mnie spyta, potwierdź, że jakaś moja koleżanka miała awaryjną sytuację i że nie znasz szczegółów, dobrze?

Pokręciła głową, pokazując, że to czysty obłęd. Powiedziała jednak:

- Nie ma sprawy.

- Dzięki.

- Wymyślona koleżanka, żeby uciec z randki? W twoim towarzystwie czuję się, jakbym przeżywała drugą młodość. Drugą, bardzo wczesną młodość. - Uśmiechnęła się krzywo.

- Sypianie z kim popadnie to też trochę mało dojrzałe.

- Ale jednak trochę bardziej.

Pozwoliłam jej mieć ostatnie zdanie. Kwadrans później zostałam sama w domu. Zadzwoniłam do pana Wieśka, który odebrał dopiero po szóstym sygnale.

- Pani Beatko, wszystko gra. Gra, że hej. Dziś kończymy.

- Na pewno?

- Jeśli mówię, że kończymy, to nie ma opcji, żeby było inaczej - powiedział wesoło. Jeszcze brakowało tylko tego, żeby zaczął pogwizdywać.

Umówiliśmy się na odbiór na siedemnastą, więc wyglądało na to, że tym razem pan Wiesiek nie sprzedał mi fikcji między jednym a drugim zaciągnięciem się papierosem.

***

Zygmunt przeglądał coś w telefonie, czekając na mnie przed korporacyjnym budynkiem.

- Jaki poród? – spytałam go na powitanie. Ta kwestia miała się rozstrzygnąć na wczorajszej wizycie u ginekologa.

- Naturalny. – Zygmunt schował komórkę do kieszeni marynarki. - Czy to nie najbardziej przerażająca wersja?

- Nie ty będziesz odwalał czarną robotę.

- Ale ja będę na to patrzył.

- Źle by się stało, gdybyś poprzestał na biernym obserwowaniu. - Uśmiechnęłam się.

- Beata, ja niczego nie potrafię robić biernie.

- Nawet palić?

Parsknął.

Spojrzałam na zegarek; za niecałe pół godziny mieliśmy zacząć szkolenie, powinniśmy się więc zbierać. Miałam to zaproponować, gdy Zygmunt zapytał:

- Jak chłopak?

Chodzenie do pracy służyło głównie temu, żeby nie myśleć o życiu osobistym. Ale w drodze powrotnej z Krakowa, kiedy dostałam esemesa od Krystiana, Zygmunt zdołał wyciągnąć ode mnie kilka podstawowych informacji na temat chłopaka od skoków. Zresztą innymi niż podstawowe nie dysponowałam.

- Nie najgorzej – odpowiedziałam wymijająco. - Musimy iść.

- Nie poszłaś na całość – stwierdził krótko, rzucając okiem na swój telefon. - Zamęczysz tego ogiera.

- Trudno. 

- Traktujesz to poważniej, niż powinnaś, czy co?

Nagle zainteresowały mnie własne buty. Potrzebowałam chwili, by przetrawić słowa Zygmunta. Czyżby moje zachowanie sugerowało, że jestem zakochana?

- Nie chodzi o ogiera. Ale to długa historia.

Zygmunt spojrzał na mnie pytająco.

- Nie zamierzam jej nigdy opowiadać. - I bez zwierzania się nie było łatwo.

- Zobaczymy - odparł Zygmunt, po czym wsunął telefon do kieszeni. - Dobra, ludzie na nas czekają. 

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz