KLARA
Szłam szybko, chociaż nie byłam spóźniona.
Dotarłam na miejsce, odwiesiłam płaszcz i znalazłam wolny stolik przy oknie. I dopiero wtedy zrozumiałam: spieszyłam się, bo byłam podekscytowana.
Usiadłam, ale ożywienie nie minęło. Znowu sobie to zrobisz - skarciłam się w myślach. Nie powinnam czuć się jak przed randką.
Tomek Dobry wszedł do lokalu punktualnie. Miał zaczerwienioną skórę na twarzy. Na zewnątrz panował mróz, a on pewnie szedł szybko, ale ja pomyślałam: Może tak właśnie wygląda, gdy uprawia seks? Ogarnęła mnie wściekłość na samą siebie; mój Boże, czy moja wyobraźnia mogłaby przestać pracować chociaż na czas tego spotkania?
Rzucił puchówkę na wolne krzesło i usiadł. Wydawał się spięty, jakby znalazł się w niewłaściwym miejscu.
- Możemy przejść na „ty"? - zapytał.
Skinęłam głową uznając, że to jeden z tych bardzo dobrych fatalnych pomysłów.
- Zamówmy - powiedział. - Podejdę do baru. Co wziąć dla ciebie? - Wyraźnie mu się spieszyło.
- Jakiś sok - rzuciłam. O tej porze roku, w taką pogodę ludzie zamawiają alkohol albo coś ciepłego. Herbatę, kawę. Ale sok można szybko wypić, a na wodę nie miałam ochoty.
Tomek popatrzył, jakby z moim życzeniem było coś nie tak, a ja tylko dostosowałam się do ewidentnego pośpiechu, z którym on wkroczył na nasze spotkanie. Na szczęście nie odezwawszy się, ruszył do kontuaru. Nagle zaczęłam myśleć o piątku: dobrze byłoby gdzieś wyjść, znaleźć sobie kogoś, zaszaleć. Nawet jeśli oznaczałoby to kolejne rozczarowanie i samotny powrót do domu.
- Dziękuję, że przyszłaś - powiedział, gdy wrócił z dwiema szklankami wypełnionymi sokiem pomarańczowym.
- Nie ma sprawy. To przecież ważne. Ale sytuacja nie jest dramatyczna, chciałabym to podkreślić.
Posłał mi skromny uśmiech, który niemal od razu zniknął z jego twarzy. Wyglądał, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej. Może w jakimś klubie, tak jak ja. Przez chwilę wpatrywał się w swój sok, chciałam zacząć mówić, w końcu po to się spotkaliśmy. Ale ledwie otworzyłam usta, on podniósł wzrok i spojrzał na mnie uważnie. Tak uważnie, że miałam ochotę uchylić się przed jego wzrokiem, a jednocześnie poczułam się zahipnotyzowana.
- Klara... Muszę ci coś powiedzieć. - Brzmiał śmiertelnie poważnie, nawet jeśli lekko się przy tym uśmiechnął, jakby chcąc dać do zrozumienia, że sytuacja jest absurdalna.
- O swoim bratanku czy...? - urwałam.
- Mam partnerkę. Jesteśmy co prawda na etapie stabilizacji w wersji hard, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy razem, mieszkamy razem i... - tym razem to on urwał. Albo po prostu skończył. Tylko co właściwie skończył? Zaskoczona, może nawet zszokowana pomyślałam, że traktuje mnie jak terapeutkę, bo jestem po psychologii i pracuję w poradni. Że będzie chciał rady dotyczącej długoletniego związku.
- I? - dopytałam uprzejmie, wchodząc w rolę osoby potrafiącej udzielić profesjonalnego wsparcia, choć żadnej rady dla niego nie miałam.
- Nie wiem. - Patrzył mi w oczy. - Chodzi mi o to, że czasami tkwi się w czymś, co już do nas nie pasuje.
- Wow, punkt za otwartość, a nawet nie jesteśmy na randce! - wypaliłam, udając rozbawienie. - Słyszałam, że ten etap, to znaczy stabilizacja, jeśli już się komuś przytrafia, nie jest przyjemny. Sama nigdy tam nie dotarłam, moje szczęście - mówiłam szybko, za szybko. Za dużo. - Najdalej byłam na etapie: „zrobię semestr studiów zagranicą, bo to rozwija, tak, rzeczywiście jest fajnie, więc zostanę dłużej, a właściwie to okazuje się, że Hiszpania nie jest tak fajna jak Portugalia, więc pozwól, że teraz tam pomieszkam i jeszcze okazuje się, że studia nie są mi potrzebne, bo będę się chwytać różnych prac, teraz tak rozumiem szczęście. Aha, no i właściwie nie planuję wracać". No, ale to było dawno temu, a my mieliśmy rozmawiać o twoim bratanku.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...