BEATA
Odwrócił się ode mnie, żeby odpalić papierosa, a tak naprawdę żeby przede mną uciec. Przetarł twarz wierzchem dłoni i przeczesał palcami włosy. Próbował doprowadzić się do porządku.
Stałam obok, otępiała. Nie zaproponował mi papierosa, a ja o niego nie poprosiłam.
Odsunąć się od siebie, nie drążyć, tak jest lepiej - wmawiałam to sobie, tuż przy wejściu do baru, w którym kiedyś wszyscy siedzieliśmy przez kilka godzin, aż Klara poczuła się źle i trzeba było zaprowadzić ją do domu. To był jeden z beztroskich długich wieczorów. Nawet Łukasz tamtego dnia nie obserwował uważnie każdego mojego ruchu, chcąc mnie uchronić przed katastrofą. Śmiali się z Mateuszem, przy kolejnych piwach. A ja bardzo chciałam katastrofy, wierząc, że da się zderzyć z kimś takim jak Winter i wyjść z tego bez szwanku.
Teraz też bardzo chciałam katastrofy. A jeszcze bardziej chciałam sprawić, żeby Mateusz więcej nie płakał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, ale też nigdy wcześniej nie widziałam go tak wyraźnie jak teraz.
Chciałam też sprawić, żeby ucichły moje myśli krążące wokół strzępów informacji, które rzuciła mi Lila, i tego, co sobie wyobraziłam na ich podstawie. Ale nic nie pomagało. Ani ten szalony marsz przez Kraków przed siebie, jak w transie. Ani szklanka z drinkiem na podwójnej wódce.
Nie widziałam. Nie rozumiałam. Zawiodłam. Byłam ostatnią idiotką.
- Pomaga? - odezwałam się. - Palenie?
- Nie bardzo. - Wreszcie postanowił się do mnie odwrócić. Wciąż miał zaczerwienione oczy i ochrypły głos. - Beata... - zawahał się. - To było bagno - powiedział przez ściśnięte gardło. - Można się łudzić, że potrafi się w nim brodzić po kostki, ale w końcu wpada się po szyję. Zawsze będę wdzięczny Łukaszowi za wszystko. Za to, że odsunął nas od siebie, też. - Zamilkł, a ja próbowałam przetrawić jego słowa. - I... wierz mi, nic dziwnego, że nie zauważyłaś, rozumiesz? - zadrżał mu głos. - Funkcjonowałem normalnie, poza chwilami kiedy nie funkcjonowałem w ogóle, i wtedy wkraczał Łukasz. - Spuścił wzrok. Odszedł kilka kroków, żeby wyrzucić niedopałek. Ale jeszcze zanim się oddalił, po raz pierwszy dostrzegłam nieoczywistość koloru jego tęczówek i przez chwilę nic nie było oczywiste.
Stałam odrętwiała. Kim teraz jesteśmy? - odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Kimś innym - pojawiła się odpowiedź.
Kiedy wrócił i stanął przede mną, wiedziałam tylko jedno: coś z hukiem runęło. I mimo że jakaś część mnie była zupełnie nierozsądnie rozedrgana, jakaś inna była pewna zarówno tego, co się wydarzy, jak i tego, co powinno się wydarzyć. I wyjątkowo była to jedna i ta sama rzecz. Przestałam się chować sama za sobą. Już nie miałam na to siły po wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzydziestu ośmiu godzin.
- Wracamy? - zapytałam.
Popatrzył na mnie tak, jakbym właśnie spadła z księżyca. Ale zaraz potem jego spojrzenie zmiękło.
- Jeśli chcesz - odparł cicho. Chłód jego głosu wyjątkowo mnie nie przeszył.
Ruszyliśmy w stronę jego domu. Szliśmy tak blisko siebie, że nasze ramiona i dłonie od czasu do czasu dotykały się mimowolnie. Żadne z nas nie odsunęło się, a Mateusz nie sięgnął po papierosy.
Milczenie narastało, odbijało się od hałasów, jakie nawet o tej porze dnia i roku wydawało z siebie miasto. W końcu była sobota. Nawet jeśli Łukasz miał wypadek, a ja zupełnie wypadłam ze swojego życia i coraz gorzej radziłam sobie z wewnętrznym rozedrganiem - nadal trwał weekend i ludzie z niego korzystali.
Zatrzymało nas czerwone światło. Odwróciłam się tak, żeby stanąć przodem do Mateusza, który zawiesił wzrok na jakimś budynku znajdującym się po drugiej stronie ulicy. Kiedy na mnie spojrzał, bo nie mógł inaczej w tej sytuacji, zobaczyłam, jak bardzo jest zdenerwowany i zbity z tropu. Stanęłam na palcach, chwytając się jego ramion, i dotknęłam wargami jego ust. Nie drgnęły. Odsunął się, przejmując kontrolę nad moimi rękami.
- Co robisz? - zapytał oskarżycielskim tonem, jakbym chciała mu zrobić krzywdę.
- Pocałuj mnie.
Mierzyliśmy się wzrokiem, aż światło zmieniło się na zielone. Wtedy Mateusz puścił mnie i ruszył z miejsca. Po drugiej stronie skrzyżowania zatrzymał się gwałtownie, więc też stanęłam. Tym razem to on zadbał o to, żebyśmy się znaleźli dokładnie naprzeciw siebie.
- Jesteś w szoku, w rozsypce, nie wiem, jak to nazwać... - mówiąc to, patrzył na moje usta. - Nie powinniśmy...
Co mogłam odpowiedzieć - na ten głos rozsądku, który nie wydawał się ani trochę właściwy? Wszystko, co czułam, nagle sprowadzało się do tego, że chciałam być blisko Mateusza. Mogłam próbować stawić temu opór, ale nie znalazłam w sobie ani trochę woli walki.
- Chcę cię pocałować.
Ktoś w oddali zatrąbił. Nawet nie drgnęliśmy, wpatrując się w siebie w intensywnym, pełnym napięcia milczeniu. W pewnej chwili Mateusz bezradnie rozejrzał się wokół, jakby chciał się zorientować, gdzie jest, a potem nieznacznie kiwnął głową. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę najbliższej bramy.
Zatrzymaliśmy się przy ścianie, przylgnął do mnie całym ciałem i wsunął język w moje usta. Właśnie tego chciałam. Żadnego bufora między mną i jego klatką piersiową poruszającą się niespokojnie, żadnej bariery między mną i smakiem dymu papierosowego na jego języku. Byłam pewna, że za chwilę rozepnę mu spodnie i dopniemy swego na ulicy, nie przejmując się przechodniami.
Całowaliśmy się głęboko, rozpaczliwie i bez końca. Chwytaliśmy się za włosy, szyje, w desperacji próbowaliśmy przysunąć się do siebie jeszcze bliżej, ale to już było niemożliwe.
- Chodźmy do domu - odezwał się Mateusz, ciężko oddychając.
Kilka minut później opuściliśmy bramę z ciasno specionymi dłońmi, by ruszyć dalej, ale parędziesiąt kroków dalej pociągnęłam go na bok, żeby znowu zapaść się w jego usta.
Tych przystanków było jeszcze kilka. Serce waliło mi jak oszalałe, brakowało mi tchu, zalewały mnie kolejne fale gorąca. Kiedyś już tak szliśmy przez miasto, przez to miasto, zapominając, gdzie jesteśmy i pewnie też kim jesteśmy.
Na klatce schodowej też zrobiliśmy dwa postoje, jak niegdyś w kamienicy Klary.
Ale czas się cofnął pozornie, nie byłam tamtą dziewczyną - to jedno wiedziałam na pewno. Nie miałam tylko pojęcia, jak to możliwe, że nadal czuję to, co tamta dziewczyna.
W korytarzu po zatrzaśnięciu drzwi, od razu sięgnęłam do jego spodni.
- Zdawało mi się, że marzyłaś o pocałunkach. - Zdobył się na kąśliwy komentarz, a właściwie go wysapał.
Nasze wargi były już wtedy obolałe. Tonęłam w jego nieprzytomnym z pożądania spojrzeniu.
Rozpięłam mu spodnie, rozebraliśmy się na tyle, na ile to było konieczne. A potem Mateusz przycisnął mnie do ściany, podniósł i wszedł we mnie. Zatrzymał się i zajrzał mi w oczy; chciał wiedzieć, czy mamy kontynuować. W odpowiedzi przygarnęłam go do siebie, chwytając za kark. Na chwilę oparł czoło o moje ramię, jak przed barem jakieś półtorej godziny wcześniej, by po chwili gwałtownymi i szybkimi ruchami wprowadzić nas w nową erę. Już nie było tylko przeszłości, teraz otwierała się teraźniejszość: tylko trochę znajoma, bo przede wszystkim zupełnie nowa.
Potem usiedliśmy na podłodze, dysząc. A ja odwróciłam się w jego stronę, żeby wsunąć mu do ust język.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...