BEATA
- Co dokładnie chcesz osiągnąć tym, co robisz? - Zygmunt pochylał się nad drinkiem, jakby to szklance z tequillą, a nie mnie siedzącej obok niego przy barze, zadawał pytanie.
Clubbing - na który Zygmunt naciskał już w drodze do Poznania - wyglądał inaczej, niż sobie wyobrażałam. Ludzie biegający od klubu do klubu, żeby w każdym się napić, zwykle nie mają poczucia, że odbywają wizytę u psychologa. W dodatku mało profesjonalnego, na wpół zamroczonego alkoholem.
Po raz pierwszy miałam do czynienia z nietrzeźwym Zygmuntem cierpiącym na syndrom spuszczenia ze smyczy. Nie wytrwałabym w jego towarzystwie nawet godziny, gdyby nie to, że chciałam zapomnieć. O Mateuszu, weselu i o tym, że w telefonie zalegała ciążąca mi wiadomość od Krystiana. Chłopak od skoków chciał się jak najszybciej spotkać, ale tego esemesa nie napisał stęskniony kochanek. Ja też nie widziałam go już w tej roli. Był teraz kimś, kto zbiegł z wesela. I, co gorsze, nie mogłam go za to winić.
Dwa dni temu - mniej więcej o tej porze - wyszłam z wesela i wróciłam do pokoju hotelowego, gdzie znalazłam kartkę od Krystiana: „Wrócę pociągiem. Tak będzie najlepiej". Napisałam do niego esemesa z pytaniem, czy dotarł do domu. Odpowiedź była znacząco lakoniczna: „Tak". Potem był jeden mały atak paniki - naprawdę nic wielkiego, szybko udało mi się zapanować nad oddechem. Rozebrałam się i bez prysznica położyłam do łóżka. Patrzyłam na hotelowy sufit, próbując zahamować myśli. Nie dać im się rozbiec. Bolały mnie nogi od szaleństw na parkiecie. Pij i tańcz - podpowiadał zdrowy rozsądek albo jego odwrotność. Po jakimś czasie uznałam: już po wszystkim. Już po wszystkim. Ta myśl wróciła do mnie w hotelu, pozwoliła zamknąć oczy i przespać kilka godzin.
Ale teraz - w trakcie clubbingu z Zygmuntem, który nieustannie wałkował temat mojego życia prywatnego, a ja mu na to pozwalałam - czy naprawdę mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że już po wszystkim?
- Więc dobrze: wyjdziesz za tego całego bungee-mana, kiedy już dłużej nie będziesz mogła go odprawiać z kwitkiem, i będziecie żyć długo i szczęśliwie. Chyba że nie będziecie. Bo czasami ciężko poskładać małżeństwo z samego pieprzenia. Zresztą co ja mówię? - Zrobił przerwę na łyk tequilli.
- Kto mówi o małżeństwie? - zapytałam zszokowana, ale tylko lekko, za co mogłam podziękować wyłącznie tequilli.
- No dobrze, masz dopiero trzydzieści dwa lata i całe życie przed sobą. Poradzisz sobie doskonale, bo jesteś twarda, konsekwentna i dokładnie wiesz, czego nie chcesz, chociaż – ale to nieważne - już pewnie zapomniałaś, dlaczego tego nie chcesz... - Zygmunt wziął następny łyk tequili. - Ktoś musiał ci to powiedzieć. Twoi przyjaciele widocznie nie mają dość jaj. - Przerwał swoją przemową, żeby zwrócić uwagę barmana i poprosić o jeszcze jedną kolejkę.
Naprawdę ubaw po pachy, pomyślałam. Z jakiegoś powodu przestałam go powstrzymywać, a nawet poleminować.
- Właśnie coś zrozumiałam - powiedziałam, kiedy odwrócił się w moją stronę, uzyskawszy od obsługi to, czego chciał. Zygmunt uniósł brwi. Liczył, że zaskoczyłam, że w końcu coś we mnie pękło. - Zrozumiałam, że nie ma czegoś takiego, jak miły wieczór w towarzystwie innego psychologa.
- Ej, to dopiero trzecia knajpa.
Ale w kolejnej, w której znaleźliśmy się pół godziny później, Zygmunt pochylił się do mnie, napierając na blat chwiejącego się stolika, jakby to, co zamierzał powiedzieć, wymagało niezwykłej dyskrecji.
- Odcinasz się od kluczowych informacji. To, co przyjmujesz do wiadomości, to tylko stereotypy i kilka smutnych wspomnień sprzed dziesięciolecia. Nie jesteś w stanie stworzyć spójnego obrazu swojej sytuacji.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...