16. Kiedyś będę twoim byłym

11 1 0
                                    

BEATA

- Kroisz ten kotlet z taką zapalczywością, jakby od tego zależało twoje życie - zwrócił mi uwagę Zygmunt. Żeby to zrobić musiał przerwać swój monolog na temat modyfikacji, które powinniśmy wprowadzić w program zajęć. Monolog gęsty od dygresji o idei slow food, najwyraźniej niedającej mu spokoju, zwłaszcza w takich miejscach jak to: bar, gdzie wpada się na szybkie jedzenie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Rzeczywiście głównie kroiłam, prawie wcale nie jadłam.

- Coś z facetami? – Zmarszczył brwi. - Facetem?

- Dlaczego zakładasz, że sposób, w jaki obchodzę się z obiadem, ma coś wspólnego z... - Nie dokończyłam, bo Zygmunt wszedł mi w słowo.

- Bardziej chodzi o sposób, w jaki milczysz.

- A w jaki sposób milczę?

Westchnął ciężko.

- Dobra, założyłem, że chodzi o faceta, bo nigdy o żadnym nie mówisz.

- I to ci wystarczyło?

- Do zadania pytania - tak. Bo to było tylko pytanie. Wystarczyło powiedzieć: nie, nie chodzi o faceta. Chodzi o niewyspanie, pogodę, kłótnię z przyjaciółką, znudzenie pracą, nie wiem, cokolwiek.

- Przetrawiam coś - odparłam po chwili.

A konkretnie - powrót do własnego mieszkania i wszystkie nieprzewidziane konsekwencje z tym związane. Nie chodziło o to, że pan Wiesiek chłodnym tonem wyraził szczere zdziwienie, że pojawiłam się w domu, po czym doradził, żebym jednak wyprowadziła się ponownie. Chodziło o to, co wydarzyło się wieczorem. Nawet teraz trudno mi było w to uwierzyć, ale przecież dowód miałam w swojej poczcie. Wypadek przy pracy, czyli piciu wina.

- Więc wciąż może chodzić o faceta... - Zygmunt błysnął uśmiechem.

Spojrzałam na swój talerz. Drobne kawałki kotleta, jakby przygotowane na prósbę małego dziecka, rozrzucone obok kupki ziemniaków. Zachciało mi się śmiać. Po co w ogóle zamawiałam jedzenie? To ostatnio wyraźnie nie była rzecz dla mnie.

- Trochę ci zazdroszczę - odezwałam się. - Masz wszystko pod kontrolą i zawsze jesteś... - poszukałam odpowiedniego słowa. Słowa, które nie byłoby za mocne. - zadowolony.

- Żartujesz sobie? - Otworzył szeroko oczy, szczerze zdumiony. - Sram pod siebie ze strachu. Dziecko ma mi się urodzić.

Zaskoczenie odpowiedzią Zygmunta sprawiło, że się roześmiałam. Moja reakcja nie zbulwersowała go chyba tylko dlatego, że był nią zbyt zdumiony.

- Przepraszam – powiedziałam szybko, gasząc własne rozbawienie. - To tylko lęk przed nieznanym. Nic ci nie będzie. Wyjdziesz z tego bez szwanku.

- Skoro tak mówisz. – Uśmiechnął się lekko.

- Mam za sobą tyle doświadczeń związanych z porodem i rodzicielstwem, że możesz mi zaufać.

Rozśmieszyłam go, tyle dobrego.

- Widzisz, wbrew temu, co mówiłaś, potrafisz się zachować jak człowiek po psychologii - odezwał się.

- Daj spokój, przecież nie powiedziałam niczego, czego byś nie wiedział.

- No, ale chyba nie w tym rzecz, co nie? - To było oczywiście pytanie retoryczne, więc w odpowiedzi tylko pokręciłam głową.

Co by było, gdybym powiedziała mu o mailu? O tym wybitnym świadectwie mojej niedojrzałości i dowodzie na utratę samokontroli. O tych czterech zdaniach, których nigdy nie powinnam napisać, nawet w wyobraźni. A co dopiero je wysłać, i to w realnym świecie.

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz