27. Wolę być jedną z wielu

13 1 0
                                    

BEATA

Pojechałam samochodem - takie zabezpieczenie na wypadek, gdybym nabrała ochoty na alkohol. Niech Krystian przekona się, jaka jestem naprawdę, czyli bez wina. Po trzydziestce i po wszystkim, co przeszłam, nie było miejsca na nieświadome i nieprzemyślane wybory. Na kokietowanie, które później odbije się nam czkawką.

Z trudem wcisnęłam swoją fiestę w szczelinę między dwoma jeepami. Prawie roześmiałam się na widok odrapanego małego samochodu otoczonego świeżo umytymi potężnymi pojazdami. Pieprzony kopciuszek, z którego nic już nie będzie. Po raz pierwszy zobaczyłam swój samochód oczami Klary. Rzeczywiście, powinnam zacząć odkładać pieniądze na nowe auto.

Zaparkowałam w tym samym miejscu co wtedy, gdy spotkałam Mateusza. Nieważne, że zwykle tam parkowałam, teraz było to miejsce naznaczone jego obecnością. Szłam w stronę rynku, wdychając powietrze, w którym było czuć zimowy chłód; w internecie straszyli nadchodzącą falą mrozu. Dla Klary były to fantastyczne wiadomości, dla reszty ludzi przykra konieczność wynikająca ze znienawidzonej pory roku. Klara była wniebowzięta nie tylko z powodu pogorszenia się pogody. Cieszyła się na moją randkę jak na swoją, była nawet gotowa mnie na nią ubrać.

- Spódnica byłaby najbardziej praktycznym wyborem, jeśli rozumiesz, co mam na myśli - powiedziała, gdy zobaczyła mnie w dżinsach. - Dobrze by było, żeby on był w stanie ściągnąć z ciebie ciuchy.

- Myślę, że to jak z parkowaniem: jeśli gdzieś wjedziesz, to i wyjedziesz. A ja włożyłam te spodnie, prawda?

- Wspomnisz moje słowa. Jako przykład tego, jak bardzo teoria rozjeżdża się z praktyką. Mówiłam, że pobyt u Doroty i Łukasza dobrze ci zrobi, i miałam rację. A teraz mówię ci, że randka z Krystianem też bardzo dobrze ci zrobi.

- Co do Krakowa... - chciałam wyjaśnić, że Klara dopowiedziała sobie pewne rzeczy, bo na pewno nie usłyszała ich ode mnie. Fakt, coś zostało przełamane, ale miałam poczucie, że to powierzchowna i nietrwała zmiana. Rewizyty w planach nie było. Ponownej wizyty w Krakowie też, choć Zygmunt bardzo na nią liczył z przyczyn biznesowych, a ja musiałam udawać, że oczywiście nie inaczej jest w moim przypadku.

- Wiem, co widziałam - przerwała mi.

- Byłaś pijana. - Wróciłam z Krakowa późnym wieczorem z powodu korków i potrzeby, którą Zygmunt wyraził kilkakrotnie, „zjedzenia czegoś porządnego po drodze". Jeszcze się nie położyłam, kiedy Klara po północy weszła do mieszkania, po czym od razu rzuciła w moją stronę:

- Wiesz, jaką mamy przewagę nad dwudziestolatkami? - Niezwłocznie odpowiedziała na swoje pytanie. - Już wiemy, że nic nie jest w stanie nas zwalić z nóg. W tym tkwi nasza siła.

Nie byłam pewna, czy mogę się z nią zgodzić. Ani czy Klara w ogóle wie, co mówi. Zresztą perorowanie o sile w tym stanie i o tej porze wydawało się groteskowe. Byłam na nią zła, bo zamiast rozejrzeć się za kimś rozsądnym, znowu ruszyła na miasto szukać seksu.

- Jestem wyczerpana - powiedziałam tylko, chciałam na tym zakończyć rozmowę.

- A wiesz dlaczego? Bo nie robisz tego, co powinnaś.

- Ty chyba też.

- Ale ja mam entuzjazm! - wykrzyknęła.

W tym jednym miała rację: właściwie nigdy nie opuszczał jej entuzjazm. Chciała mieć kogoś na stałe, ale znowu wpadła w sidła jednonocnych zabaw z przypadkowymi mężczyznami - nie szkodzi, na razie miała tylko przyjemność, później spróbuje połączyć ją ze zdrowym rozsądkiem i stabilizacją. U mnie wyglądało to inaczej: nie spotykałam się z mężczyznami, raczej zderzałam z nimi; w dodatku w tych kolizjach towarzyszyła mi albo rezygnacja, albo złość, albo strach.

Nie chciałam kontynuować tej bezsensownej nocnej pokrakowskiej rozmowy, więc po prostu wyszłam.

Domofon w kamienicy,  w której mieszkał Krystian, nie działał, ale drzwi do klatki były otwarte. Nacisnęłam dzwonek, myśląc: robię to, co do mnie należy. Wyprzedzałam wydarzenia, zamiast za nimi podążać. Brałam sprawy we własne ręce w sposób właściwy dla ludzi, którzy jakiś czas temu ukończyli trzydziesty rok życia i nie stracili nadziei. W tym planie nie było słabych punktów, oprócz oczywiście, mojego braku przekonania.

- Ładnie wyglądasz.

- To na pewno twoje mieszkanie? - Z progu było sporo widać, bo mieszkanie nie miało korytarza. Poraził mnie porządek. Połysk. Biel ścian, biel mebli. Pomyślałam o jego kilkuletniej córce, która przecież musi tutaj spędzać trochę czasu. Pomyślałam o swoim mieszkaniu, nigdy nie udało mi się doprowadzić go do takiego stanu. Prawdę mówiąc, nigdy nawet tego nie próbowałam.

- To jakaś ustawka? Pożyczasz od kogoś ten lokal na wytworne randki?

Krystian parsknął, a ja zdałam sobie sprawę, że ani nie zdjęłam płaszcza, ani nie wręczyłam mu wina. Wina, którego nie zamierzałam pić.

- Czy możesz mnie przesłuchać, jak już siądziemy? Powiedziałem, że ładnie wyglądasz. - Wziął ode mnie wino, po czym otworzył szafę wnękową, która niemal zlewała się ze ścianą, by znaleźć tam dla mojego płaszcza naprawdę wygodne miejsce na wieszaku.

No cóż, w mojej szafie w korytarzu rzeczy się bardziej upychało, niż wieszało.

- A tak, dzięki - odparłam z opóźnieniem. - Nie zamierzam prowadzić dziś żadnego dochodzenia. Ale nie powiesz mi, że jestem jedyną kobietą, którą zszokował ten widok?

Uśmiechnął się.

- Wiele przyprowadziłem tutaj po tym, jak upiliśmy się na mieście, i te w ogóle nie były zainteresowane wnętrzarstwem. Chodźmy do kuchni.

W kuchni działo się więcej, niż się spodziewałam. Niewiele wyobrażałam sobie przed tym spotkaniem: że może zamówimy pizzę i tyle, w końcu chodziło o seks. Teraz jednak nie było jasne, o co chodzi, skoro piekarnik chodził na pełnych obrotach, na stole stały talerze i kieliszki, a z małego głośnika sączył się jazz.

- Zawsze byłem za porządny - odezwał się, napełniając winem kieliszki. - Składam ubrania, zanim włożę je do szafy. Generalnie preferuję nie wrzucanie rzeczy do szaf. Matylda ma tutaj pokój, właściwie klitkę, i tam może robić, co chce, i rzeczywiście robi, co chce, ale reszta mieszkania... Nie patrz na mnie tak, jakbym miał zadatki na świecenie w ciemności. To nie jest tak, że bez przerwy tutaj sprzątam, przez większość czasu nie ma mnie w domu, i to najbardziej pomaga.

- Naprawdę masz zadatki na świecenie w ciemności - roześmiałam się.

- Wydaje ci się tak, bo myślisz stereotypowo. Czy koleś, który lubi sporty ekstremalne, może mieć porządek w domu? I po drugie czy może coś ugotować?

- No dobrze, co ugotowałeś?

- Zapiekankę.

- Ugotowałeś zapiekankę, jestem pod wrażeniem.

- Dość tego, usiądź i bądź poważna.

- Od dawna zajmujesz się gotowaniem?

- Gotowaniem zapiekanek? Dokładnie od dzisiaj.

Miałam wrażenie, że cały ten wieczór jest raczej rytuałem niż wyjątkową sytuacją. Ładnie oprawiony, przemyślany krok po kroku, przewidywalny. Ale cóż, nie zamierzałam wybrzydzać. Może i byłam jedną z wielu, ale nikt nie twierdził inaczej. Co więcej, gdyby twierdził inaczej, pewnie już by mnie tutaj nie było.

- Jesteś okropna w randkowaniu - odezwał się rozbawiony, otwierając piekarnik. - Nie dałbym ci dwóch punktów w dziesięciostopniowej skali.

- Dziękuję. Jeden punkt to dla mnie sukces.

Krystian postawił na blacie naczynie żaroodporne.

- A jednak trudno ci się oprzeć - powiedział, zabierając się do krojenia zapiekanki.  

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz