42. Okłamuj siebie dalej

10 2 0
                                    

MATEUSZ

- Nie mów, że siedzisz w cholernym pociągu!

Gruziński znał dobrze życie i mnie, więc wiedział, że nie zaprzeczę. I tak miałem ochotę to zrobić, a jeszcze większą - wymazać z pamięci wczorajszy wieczór.

Po dwóch godzinach marznięcia w pobliżu bloku Beaty dowiedziałem się, że Krystian nie przyszedł na ekspresową randkę. 

Nie padało, przynajmniej tyle zrobiła dla mnie jesień, naprawdę miło z jej strony. Wypaliłem o kilka papierosów więcej, niż dawałem sobie do tego prawo w sytuacjach skrajnie stresujących, i starałem się o niczym nie myśleć, a zwłaszcza o tym, co właśnie robię i co dzieje się w mieszkaniu Beaty. 

Wyszedł od niej przed północą. Nie rozglądał się. Wsiadł do samochodu i po prostu odjechał. Tyle czasu czekałem na ten moment. Kiedy wreszcie nastąpił, ruszyłem w stronę bramy, przemarznięty, obolały i otumaniony nikotyną. Ale zatrzymałem się w pół kroku. Nie w taki sposób, pomyślałem. Nie po czymś takim. Nie zaraz po jego wyjściu.

Zamówiłem taksówkę. Samochód pojawił się już po pięciu minutach. Ulga trwała jednak tylko chwilę: w radiu leciała piosenka The Cure „Lovesong". You make me feel like I am free again, whenever I'm alone with you, you make me feel like I am clean again...

- Może pan przyciszyć? – odezwałem się szorstko.

Taksówkarz natychmiast spełnił moją prośbę. Oparłem głowę o zagłówek i zamknąłem oczy. Kierowca obudził mnie przed hotelem. Gorący prysznic niespecjalnie pomógł. Wisienką na torcie było przewracanie się z boku na bok przez kilka godzin na hotelowym łóżku.

- Wkurwa mnie ten twój Wrocław - sapnął Gruziński. - Ale pamiętam, że zaczęło się od mojej prośby - dodał, a potem przeszedł do rzeczy. Zaprosił mnie na swoją imprezę urodzinową, po czym rozgadał się o sprawach pracowni. Skończyliśmy rozmowę, kiedy wysiadłem z pociągu. Przynajmniej minęła mi senność.

Poszedłem pieszo do domu, po drodze kupując kawę na wynos. Poszarzały Kraków, z wilgotnymi chodnikami, powietrzem przynoszącym nieprzyjemny chłód, sprawiał, że z każdym krokiem szło mi się coraz ciężej. Pod bramą stał Łukasz. Powinienem się bardziej zdziwić, ale, no cóż, nie był to największy ewenement ostatnich tygodni. Wiedziałem, że nie czekałby tutaj na mnie, niezapowiedziany bez ważnego powodu.

- O trzynastej mam klienta - powiedziałem na powitanie.

- Spoko, zdążymy.

- Napijesz się kawy? – zapytałem, gdy weszliśmy do mieszkania. - Bo ja na pewno.

- Może być. - Łukasz rozglądał się, jakby nie był u mnie latami. Uświadomiłem sobie, że tak właśnie było. Od czasu przeprowadzki do Londynu, zawsze gdy przyjeżdżałem do Krakowa, szedłem do Doroty i Łukasza. Wcześniej też spotykaliśmy się w ich mieszkaniu. Pewnie dlatego, że moje nigdy nie było prawdziwym domem, z pełną lodówką i puszczaną codziennie zmywarką. Sześćdziesiąt osiem metrów kwadratowych służących do spania i pracy, albo odwrotnie. - Lila już tutaj nie mieszka?

- Wyprowadziła się do swojego mieszkania. Muszę wziąć prysznic. Zrobisz kawy?

Kiedy wróciłem z łazienki - w świeżym ubraniu, dopinając guziki koszuli - czekał na mnie kubek z gorącą kawą i Łukasz siedzący na kanapie. Pochylał się do przodu i miał ciasno splecione palce dłoni, co oznaczało, że nie czuje się komfortowo. Dla siebie kawy nie zrobił.

- Czego od niej chcesz? - zapytał. I od razu było wiadomo, że to rozmowa o Beacie Grad.

- Czy to powrót do przeszłości, część dwudziesta piąta?

- Mateusz, co się dzieje? Coraz częściej jeździsz do Wrocławia, piszesz do niej maile, nachodzisz Klarę...

Patrzył wyczekująco, a we mnie rosło napięcie. Chciałem zapytać, czy Klara już zdążyła go poinformować o mojej ostatniej wizycie czy nadal chodziło o tę pierwszą. Ale mi przeszło. To były szczegóły bez znaczenia dla meritum.

- Po pierwsze, może się zdziwisz, ale Beata pierwsza do mnie napisała. Po drugie, już nie potrzebuję kontroli.

- Chciałem się tylko dowiedzieć, co się dzieje. Ale widzę, że mi nie powiesz.

Odstawiłem kawę. I tak była za gorąca, żeby ją pić.

Byłem gotów mu powiedzieć. Zajęłoby to kilka, może kilkanaście minut, i wreszcie pozbyłbym się całego ciężaru, który narastał we mnie przez ostatnie tygodnie. Ale co właściwie powiedzieć? Nagle okazało się, że nie ma tego zbyt wiele: chciałem wyjaśnić Beacie, co się wydarzyło siedem lat temu, bo przecież należą się jej wyjaśnienia, a ja dojrzałem do tego, żeby je złożyć. I to właściwie wszystko. Koniec historii.

Kiedy skończyłem mówić, Łukasz wstał.

- Okłamuj siebie dalej - stwierdził i wyszedł.  

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz