MATEUSZ
Zaczęło się niewinnie.
- Zmizerniałeś – stwierdziła Dorota. Patrzyła na mnie na tyle uważnie, że się skrzywiłem.
- Wszystkich gości raczysz takimi komplementami? - odparowałem.
- Dobrze wiesz, że tylko ciebie.
Siedzieliśmy przy stole, popijając wino, jedząc bagietkę i sałatkę warzywną. Dorota zacytowała Klarę, według której już się rozpoczął sezon na wszystko co świąteczne, więc również na sałatkę warzywną. Sięgnąłem po swój kieliszek i upiłem dwa łyki wina, które ze sobą przyniosłem. Dobrze wybrałem, choć nie miało to znaczenia - Łukasz był w stanie wypić naprawdę wszystko, a Dorota pod tym względem niewiele się od niego różniła.
Kolację u nich traktowałem jak ostatnią deskę ratunku.
Po tym, jak wpadłem do Klary i zachowałem się jak ostatni kutas, poczułem, jakbym nagle stracił grunt pod nogami i opadł o jeden poziom niżej, jak w jakiejś grze. Naiwnie myślałem, że wystarczy wrócić do Krakowa i do pracy pełną parą, żeby to wszystko minęło. Ale nic nie pomagało.
Potem równie naiwnie myślałem, że kiedy usiądę w kuchni, w której się gotuje, w której na przemian śmieje się i płacze niemowlę, i po której krzątają się moi przyjaciele (zmęczeni, ale ich zmęczenie było konsekwencją podjęcia właściwych decyzji, w przeciwieństwie do mojego) - to wreszcie poczuję się lepiej, cokolwiek by to miało oznaczać.
Nie wziąłem pod uwagę jednego: że to właśnie tam, w ich kuchni, może mnie dopaść przeszłość.
- Rita śpi? – zapytałem głupio. Cóż za błyskotliwa próba zmiany tematu! Mogłem sobie pogratulować.
- Tak, czasami śpi - odezwał się Łukasz z rozbawieniem.
- Żadne dziecko w jej wieku nie byłoby tak długo cicho, gdyby nie spało - dodała Dorota.
- Tylko próbowałem zmienić temat.
- Nie była to wybitna próba, przyznasz - rzuciła Dorota, wstając. A potem wyszła z kuchni.
Łukasz skończył jeść, odsunął od siebie talerz i dolał nam wina. Cisza stawała się coraz cięższa.
- Co robicie w weekend?
Chwila milczenia poprzedzająca odpowiedź powiedziała mi wszystko.
- Jedziemy do Klary.
- Aha - odezwałem się. - To szykuje się wam interesujący weekend.
- No wiesz, twoja perspektywa jest odmienna.
Zajęło mi chwilę, by zrozumieć, że Łukasz zdążył się wstawić. Niewiarygodne.
- Na czym ta różnica niby polega?
- Ja jeżdżę do siostry, a ty do dziewczyny. A może raczej kłócić się z dziewczyną, bo rozmawiać nigdy nie potrafiliście... – Łukasz był rozbawiony własnym żartem.
Ja, wręcz przeciwnie.
- Czas przeszły byłby bardziej odpowiedni - powiedziałem cierpko.
- Nie wydaje mi się.
To już nie były żarty, Łukasz się nie śmiał, a wino się skończyło. I pomyśleć, że sam wywołałem wilka z lasu.
- Namierzyłem cię. - Wycelował we mnie palcem.
Byłem pewien, że się przesłyszałem. Potem, że to żart. Ale nie, Łukasz nie wybuchnął śmiechem. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
- W zeszłym tygodniu byłeś w mieszkaniu Klary - powiedział powoli, a jego palec znowu we mnie mierzył.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
Chick-LitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...