BEATA
Minęłam grupę pijanych studentów. Chciałam iść szybciej, ale nogi stawiały opór. A ja myślałam tylko o jednym: oddycham, to najważniejsze.
Przechodziłam obok kolejnych osób, zamazanych sylwetek wydających głośne dźwięki rozbawienia, jak w tunelu, który nie ma końca.
- Beata... – usłyszałam za sobą głos. Zwolniłam, ale nie zatrzymałam się. - Beata, nic ci nie jest?
Ktoś chwycił mnie za ramię, zmuszając, żebym stanęła w miejscu. Wiedziałam kto, ale jednocześnie wiedziałam, że to niemożliwe. No dobrze, prawie niemożliwe.
- Nic ci nie jest? – powtórzył.
Podniosłam na niego spojrzenie. Miodowe oczy. Zaniepokojony wyraz twarzy. Ręka wciąż zaciśnięta na moim ramieniu, choć teraz staliśmy naprzeciw siebie i było to naprawdę niepotrzebne.
- Wszystko w porządku – powiedziałam spokojnie, jak gdyby ani ostatnie kilka minut, ani ostatnie dwie godziny się nie wydarzyły.
- Skąd wracasz?
- Wiesz co, spieszę się.
- Tak, zauważyłem. Ktoś ci coś zrobił? - Jakby nie słyszał, co przed chwilą powiedziałam. Przełknął ślinę. Widziałam, choć może tylko mi się wydawało, że jego mięśnie napięły się jak u osoby, która szykuje się do ewentualnego ataku. Co za ironia, pomyślałam. Ty chcesz mnie bronić.
- Nikt mi niczego nie zrobił - stwierdziłam kategorycznie. - Poszukaj sobie innej wrocławskiej księżniczki do uratowania.
Uśmiechnął się krzywo, z wyraźnym niezadowoleniem.
- Odprowadzę cię - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Jest późno. I naprawdę nie wyglądasz, jakby nic się nie stało. - W dodatku miał swoje argumenty.
- Nie umiesz prawić komplementów.
Mateusz Winter wreszcie uwolnił moje ramię.
- Prowadź - poprosił krótko, zignorowawszy mój przytyk.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Próbowałam pozbierać myśli, ale nie miałam nad nimi kontroli. Rozsypywały się. Pieprzone ziarnka piasku.
- Chyba nie idziemy na parking? - zapytał.
Nie odezwałam się, co wystarczyło za potwierdzenie.
- Beata – powiedział ostro.
- To co mam zrobić?! – Zabrzmiałam wyjątkowo dziecinnie, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
Mateusz zignorował ten wybuch. Wyjątkowo dobrze szło mu ignorowanie.
- Odwiozę cię – powiedział, gdy stanęliśmy przy fieście.
- Co ty tutaj w ogóle robisz?
Ja i on, we Wrocławiu, w środku nocy, wpadliśmy na siebie przypadkiem. Czy to nie cholernie dziwne? Oczywiście jesienią, kiedy by indziej? Gdybym wyszła od Krystiana kilkadziesiąt sekund później albo kilka minut wcześniej, pewnie byśmy się nie spotkali, a ja być może nadal brnęłabym przez centrum miasta, nie mając pojęcia, co robię.
- Pracuję.
- Gdzie się zatrzymałeś?
- W hotelu.
- No, tak.
- Jutro wyjeżdżam. - Włożył ręce do kieszeni przetartych dżinsów, ledwie trzymających się na jego biodrach. Spod niezapiętej czarnej kurtki prześwitywał grafitowy sweter. Miałam ochotę mu powiedzieć, żeby zasunął zamek, bo zmarznie. Włosy miał w nieładzie, przez co wyglądał, jakby właśnie zerwał się z łóżka. Dziś bardziej przypominał dawnego siebie, z czasów sprzed garniturów i wielkiej kariery. Z czasów, gdy zniknął z mojego życia bez słowa. Ale teraz był o niebo atrakcyjniejszy.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...