KLARA
- Czy mogłaby mi pani pomóc?
Zawsze lubiłam to pytanie. Po skończeniu psychologii nawet bardziej, bo nabrało nowego wymiaru. Ale akurat dziś było mi nie na rękę. Przyszłam do poradni niewyspana i wypruta po ostatniej nocy. Spędziłam ją w jednym z tych klubów, gdzie bawią się głównie studenci. Miałam jednak szczęście, bo właśnie tam poznałam interesującego trzydziestolatka, z którym fajnie się gadało i równie fajnie uprawiało seks. Już po wszystkim okazało się, że poznałam czyjegoś męża, który we Wrocławiu był w krótkiej delegacji. Wyszłam z mieszkania, które wynajął na kilka dni przez airbnb, z poczuciem, że znowu mam dwadzieścia dwa lata i muszę odbyć tę samą samotną drogę do domu. Tę samą co zawsze, bo nie zmieniłam miejsca zamieszkania. Nic się nie zmieniło - ta myśl przyczepiła się do mnie, i nie odczepiła nawet wtedy, gdy wreszcie zasnęłam: po prostu wpadła do mojego niespokojnego snu.
Kiedyś o takiej nocy i żonatym pociągającym dupku opowiedziałabym Beacie. Zawsze ceniłam ten rodzaj ulgi, która przychodziła po wyrzuceniu z siebie kilku przekleństw i popiciu ich winem w towarzystwie przyjaciół. Ulgi, która nic nie zmieniała a jednocześnie zmieniała wszystko. Ale ponieważ Beata miała silną alergię na przeszłość (a konkretnie na Łukasza, Dorotę i siłą rzeczy również w jakimś stopniu na mnie), nasza przyjaźń zmieniła się w relację, w której od czasu do czasu pije się w swoim towarzystwie kawę i omawia sprawy zawodowe. Fakt, że u mnie zamieszkała, właściwie nie wpłynął na ten stan rzeczy. Może gdyby tamten weekend potoczył się inaczej, to znaczy bez udziału Wintera, dziś miałybyśmy sobie znacznie więcej do powiedzenia.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć przed sobą mężczyznę o zagubionym wyrazie twarzy i ciemnych siwiejących włosach. To on pytał, czy mogłabym pomóc. Korytarz w poradni był wąski, co chwilę ktoś nim przechodził, a drzwi wejściowe otwierały się i zamykały niemal w stałym rytmie.
- Co mogę dla pana zrobić? - odezwałam się uprzejmie. - Szuka pan kogoś?
- Potrzebuję porady.
- Za kwadrans zaczynam zajęcia... - próbowałam się wykręcić. Chciałam odwalić ten dzień i wrócić do domu. Nie po to, żeby rozmyślać o ostatniej nocy: spotkać kogoś sensownego w środku tygodnia w klubie, w którym puszczają elektroniczną muzykę, było jak trafienie szóstki w totolotka. Nigdy nie liczyłam na taką wygraną, więc nie zamierzałam tego roztrząsać. Właściwie nie miałam żadnej konkretnej listy zajęć na wieczór. To znaczy prawdziwej listy, bo na tej utkanej z fantazji widniało bieganie, zrobienie sobie pedicure'u i obejrzenie czegoś głupiego na Netflixie w towarzystwie Beaty. Jeszcze dwa lata temu chodziłam na kurs fotografii, zajęcia z zumby i czytałam jedną ambitną książkę tygodniowo, do tego w weekendy biegłam na spotkania ze znajomymi, które ciągnęły się do późnych godzin nocnych. Teraz, choć czasu wolnego fizycznie nie było mniej, wydawało się, że leci on jakby szybciej, czasami wręcz pędzi. Trudno było nadążyć, mimo że nic specjalnego się nie działo. Poza tym rzadziej wychodziłam z domu, wcześniej kładłam się spać. Niedawno wygooglałam, że po trzydziestce to normalne. Spowolnienie, zmęczenie. Innymi słowy, mentalne starzenie się. Brrr.
- Nie zajmę dużo czasu, to znaczy właściwie nie wiem... - Nagle facet, który mnie zaczepił, wydał mi się nie tyle zagubiony co zestresowany. Patrzył na mnie z nadzieją.
A ja patrzyłam na niego z ciekawością. Choć bardziej na miejscu byłoby współczucie.
Zawsze uważnie przyglądałam się nowo poznanym mężczyznom. Można mieć taki nawyk, gdy przez większość życia jest się singielką, ewentualnie singielką z bagażem, czyli nieodwzajemnioną miłością (co bardziej pasuje do podstawówki niż dorosłego życia). Ocenia się potencjał, atrakcyjność i szanse, by znaleźć się u jego boku jako partnerka.
Nieznajomy, który chciał mojej pomocy, był na to o wiele za stary: dobrze po czterdziestce, a może nawet pięćdziesiątce. Powinnam spoglądać na niego tak, jak patrzyłabym na starszą panią pytającą mnie o drogę. Ale on z każdą kolejną minutą coraz mocniej przyciągał mój wzrok, przyciągał mnie. Dobrze znałam magię takich chwil: za jakiś czas okaże się, że wszystko rozegrało się w mojej wyobraźni. To tylko facet szukający pomocy dla swojego bratanka. To tylko ja mogąca udzielić mu pomocy, bo pracowałam w odpowiednim miejscu. Żadnej magii, czysty zbieg okoliczności.
Poświęciłam mu dwadzieścia minut, nie zostawiając dla siebie żadnej rezerwy; nawet nie wiedziałam, kiedy minął ten czas. To on przytomnie spojrzał na zegarek i przypomniał mi, że powinnam wracać do swoich zajęć. Przed wyjściem pospiesznie zapisał na kartce swoje nazwisko wraz z numerem, tak było szybciej, niż gdybym chciała te dane wklepać do telefonu. Tomek Dobry. Uśmiechnęłam się, patrząc na świstek papieru.
W przerwach w pracy starałam się jak najwięcej dowiedzieć i załatwić dla jego bratanka. Dawid miał dwanaście lat, nie najgorszy wiek na uzależnienie od gier komputerowych. Nierzadko uzależnione były kilkuletnie dzieci, nie tylko od gier, ale nawet od pornografii. Oczywiście podzieliłam się tymi informacjami z Tomkiem Dobrym, i byłam pewna, że słysząc je odczuł ulgę, której jednak nie wypadało mu okazać.
Ostatnie zajęcia miałam z Matyldą, córką Krystiana. Byłam pełna podziwu dla jej uporu - mało które dziecko tak dobrze współpracowało i chętnie ćwiczyło. Jeśli miała to po ojcu, to trzeba dopisać kolejny punkt na całkiem długiej liście jego zalet.
Dziś Matyldę przyprowadziła matka, ale odebrał Krystian.
- Umówiłem się z Beatą - powiedział na odchodne.
- Naprawdę? - Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia. Moja misja powiodła się, a ja nawet nie zostałam o tym poinformowana.
- Miałaś rację, lubię wyzwania - zaśmiał się.
- Na takie jeszcze nie trafiłeś.
- Tym lepiej.
Matylda chciała zostać dłużej w poradni, więc Krystian musiał się skupić na przekonaniu jej do wyjścia. Patrzyłam, jak cierpliwie tłumaczy jej tę konieczność, czule przy tym gładząc córkę po ramionach. Śmieszkowatość sprzed chwili ulotniła się. Nie bez powodu przedstawiłam go Beacie. Jeśli tylko się ze sobą prześpią, nikt nie powinien narzekać. Beata postawi kolejny kroczek. A jeśli miałoby zaiskrzyć, Krystian się do tego nadawał. Beata mogłaby wykonać prawdziwy skok i to tym razem nie w przepaść.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...