BEATA
Czułam się tak, jakbym uciekła na koniec świata. A poszliśmy jedynie do parku, zostawiając resztę towarzystwa w domu. To był jeden z tych weekendów, na które do Wrocławia przyjechali Dorota, Łukasz i Mateusz.
- Czasami żałuję, że on w ogóle pojawił się w naszym życiu - powiedział Łukasz.
Byłam roztrzęsiona. Od środka paliły mnie gniew i rozpacz. A mimo to wiedziałam, że to są o wiele za duże słowa na Łukasza. W dodatku jeśli były prawdziwe, to wyłącznie z mojej winy. Łukasz ubóstwiał Mateusza, miał z nim tylko jeden problem: mnie. Reszta była bez zarzutu.
Ale co może dwudziestolatka, uwięziona w jakimś dziwnym punkcie swojego życia, w którym zbyt wiele sprowadzało się do przystojnego pochmurnego studenta architektury? Z trudem nadążałam za samą sobą. Za nim też.
- Poznajesz kogoś i nie zdajesz sobie sprawy, jak się wszystko może potoczyć - ciągnął Łukasz tonem pełnym poczucia winy. - Myślałem... Nie wiem, co myślałem, ale na pewno miałem nadzieję, że nie dojdzie do... - przez chwilę szukał słowa - katastrofy.
Katastrofa - tylko tak umiał nazwać to, co działo się między mną i Mateuszem.
Jego słowa pocieszały dwudziestoletnią wersję mnie tak bardzo, że wyciągnęłam dłoń Łukasza z kieszeni jego dżinsów, żeby wziąć go za rękę. Od tej pory szliśmy jak para, którą nie byliśmy. Mimo tej bliskości miałam ochotę mu wygarnąć: „Dlaczego zdecydowaliście się na Kraków?". Gdyby Dorota i Łukasz wybrali architekturę we Wrocławiu, nie poznałabym Wintera. Zapewne nie zamieszkałabym też z Klarą w jej odziedziczonym po babci mieszkaniu, wtedy jej brat z dziewczyną zajęliby drugi pokój.
Tylko czy naprawdę chciałam tej drugiej, alternatywnej wersji swojego życia? Czasami na pewno i to całą sobą, ale bywały chwile, gdy to, w co się wplątałam, jawiło mi się jako olśnienie, niezrozumiały i niezbadany nadmiar, którym miałam ochotę się zachłystywać na nowo.
- Gdybym mógł, kazałbym mu zrobić wiele rzeczy - dodał nieco ciszej, patrząc na mnie tak, jakbym była cennym wazonem, który w każdej chwili może się zbić. Puścił moją rękę. - Ale wiesz, że nie mogę.
Jedyne pocieszenie, jakie mi przysługiwało. Pocieszenie, które po latach najwyraźniej straciło na aktualności.
Nadal milczałam, tylko to mi wychodziło, tylko to nie groziło kolejnymi katastrofami.
- Ty za to mogłabyś spróbować nie wchodzić mu w drogę. To znaczy... - poprawił się szybko - moglibyście spróbować nie wchodzić sobie w drogę.
- Mówisz i masz. Najprostsza rzecz na świecie.
Łukasz parsknął, biorąc moje słowa za oznakę poprawy nastroju. Bo było raczej jasne, że ja i Mateusz nie byliśmy w stanie trzymać się od siebie z daleka, co w naszym przypadku (w większości przypadków) równało się wchodzeniu sobie w drogę.
- Chcę, żebyś była szczęśliwa - powiedział po chwili milczenia. Zatrzymał się, stanęliśmy przodem do siebie, zrobiło się poważnie. - Naprawdę.
Przylgnęłam do niego. Staliśmy na parkowej alejce przytuleni do siebie, jakby świat nie istniał. Wtedy byłam przekonana, że mam prawo bez końca naciągać delikatną strunę więzi, która łączyła mnie z Łukaszem. Mimo istnienia Doroty, bezgranicznie wyrozumiałej i wielkodusznej, być może zbyt twardo stąpającej po ziemi.
Łukasz dodawał mi otuchy, pewnie łudząc się, że jakoś oderwie mnie od Mateusza. Ale tak naprawdę dodawał mi sił do przetrwania kolejnych wzlotów i upadków, których miałam doświadczyć z Winterem.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...