5. Gdybym mógł, kazałbym mu zrobić wiele rzeczy

33 2 0
                                    

BEATA

Czułam się tak, jakbym uciekła na koniec świata. A poszliśmy jedynie do parku, zostawiając resztę towarzystwa w domu. To był jeden z tych weekendów, na które do Wrocławia przyjechali Dorota, Łukasz i Mateusz. 

- Czasami żałuję, że on w ogóle pojawił się w naszym życiu - powiedział Łukasz.  

Byłam roztrzęsiona. Od środka paliły mnie gniew i rozpacz. A mimo to wiedziałam, że to są o wiele za duże słowa na Łukasza. W dodatku jeśli były prawdziwe, to wyłącznie z mojej winy. Łukasz ubóstwiał Mateusza, miał z nim tylko jeden problem: mnie. Reszta była bez zarzutu. 

Ale co może dwudziestolatka, uwięziona w jakimś dziwnym punkcie swojego życia, w którym zbyt wiele sprowadzało się do przystojnego pochmurnego studenta architektury? Z trudem nadążałam za samą sobą. Za nim też. 

- Poznajesz kogoś i nie zdajesz sobie sprawy, jak się wszystko może potoczyć - ciągnął Łukasz tonem pełnym poczucia winy. - Myślałem... Nie wiem, co myślałem, ale na pewno miałem nadzieję, że nie dojdzie do... - przez chwilę szukał słowa - katastrofy.

Katastrofa - tylko tak umiał nazwać to, co działo się między mną i Mateuszem.

Jego słowa pocieszały dwudziestoletnią wersję mnie tak bardzo, że wyciągnęłam dłoń Łukasza z kieszeni jego dżinsów, żeby wziąć go za rękę. Od tej pory szliśmy jak para, którą nie byliśmy. Mimo tej bliskości miałam ochotę mu wygarnąć: „Dlaczego zdecydowaliście się na Kraków?". Gdyby Dorota i Łukasz wybrali architekturę we Wrocławiu, nie poznałabym Wintera. Zapewne nie zamieszkałabym też z Klarą w jej odziedziczonym po babci mieszkaniu, wtedy jej brat z dziewczyną zajęliby drugi pokój. 

Tylko czy naprawdę chciałam tej drugiej, alternatywnej wersji swojego życia? Czasami na pewno i to całą sobą, ale bywały chwile, gdy to, w co się wplątałam, jawiło mi się jako olśnienie, niezrozumiały i niezbadany nadmiar, którym miałam ochotę się zachłystywać na nowo.

- Gdybym mógł, kazałbym mu zrobić wiele rzeczy - dodał nieco ciszej, patrząc na mnie tak, jakbym była cennym wazonem, który w każdej chwili może się zbić. Puścił moją rękę. - Ale wiesz, że nie mogę.

Jedyne pocieszenie, jakie mi przysługiwało. Pocieszenie, które po latach najwyraźniej straciło na aktualności.

Nadal milczałam, tylko to mi wychodziło, tylko to nie groziło kolejnymi katastrofami.

- Ty za to mogłabyś spróbować nie wchodzić mu w drogę. To znaczy... - poprawił się szybko - moglibyście spróbować nie wchodzić sobie w drogę.

- Mówisz i masz. Najprostsza rzecz na świecie. 

Łukasz parsknął, biorąc moje słowa za oznakę poprawy nastroju. Bo było raczej jasne, że ja i Mateusz  nie byliśmy w stanie trzymać się od siebie z daleka, co w naszym przypadku (w większości przypadków) równało się wchodzeniu sobie w drogę.

- Chcę, żebyś była szczęśliwa - powiedział po chwili milczenia. Zatrzymał się, stanęliśmy przodem do siebie, zrobiło się poważnie. - Naprawdę.  

Przylgnęłam do niego. Staliśmy na parkowej alejce przytuleni do siebie, jakby świat nie istniał. Wtedy byłam przekonana, że mam prawo bez końca naciągać delikatną strunę więzi, która łączyła mnie z Łukaszem. Mimo istnienia Doroty, bezgranicznie wyrozumiałej i wielkodusznej, być może zbyt twardo stąpającej po ziemi. 

Łukasz dodawał mi otuchy, pewnie łudząc się, że jakoś oderwie mnie od Mateusza. Ale tak naprawdę dodawał mi sił do przetrwania kolejnych wzlotów i upadków, których miałam doświadczyć z Winterem.  

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz