62. Przekonać samą siebie

15 1 0
                                    

BEATA

- Mam składniki na nasz makaron – powiedziałam bezwiednie, gdy Krystian otwierał wino. 

Uśmiechnął się, reagując na „nasz makaron". Podobało mu się, że mieliśmy coś swojego. 

Z każdym dniem będzie tego więcej - ta myśl może nie sprawiała mi wielkiej przyjemności, ale też nie wywoływała ataku paniki. Snuliśmy nawet plany na przyszłość, choćby wyjazd do Zakopanego na wiosnę, żeby Krystian mógł poskakać na bungee. Zgodziłam się rozważyć wspólny skok. To były prawdziwe, namacalne oznaki tego, że zostawiłam za sobą przeszłość i otworzyłam się na przyszłość.

Zgłodnieliśmy, bo zaczęliśmy od seksu, jak zawsze ostatnio. Odwrócone randki nam służyły. Służyło nam też wiele innych rzeczy: brak czasu, duża ilość wina, skupianie się na seksie, mało rozmów o czymkolwiek, co miało znaczenie. Jeszcze w łóżku, Krystian podpytywał o kolejny pobyt w Poznaniu, ale nie miałam nic do powiedzenia. Szkolenie jak szkolenie. W drodze powrotnej Zygmunt rzucił niby mimochodem:

- Jak mają się sprawy z architektem?

Naprawdę długo o to nie pytał, cały tydzień, więc powinnam to docenić.

- Zamykasz się w sobie, kiedy o nim wspominam – dodał, zanim zdążyłam odpowiedzieć. - To sygnał, który powinieneś prawidłowo odczytać.

- Myślę, że odczytuję prawidłowo.

- Możemy wziąć na tapetę coś innego? - Sięgnęłam po telefon, chcąc przejrzeć najświeższe newslettery w poszukiwaniu tematu do rozmowy. - Na przykład jakiegoś celebrytę?

Albo - pomyślałam - rodzicielstwo, które wyrysowało na twarzy Zygmunta jakby trwałe zmęczenie.

- Beata, jeśli ktoś tak bardzo jak ty dąży do zmiany tematu, to tak naprawdę mówi: „Mam poważny problem" - rzucił lekko, swoim zwyczajem.

- Twój umysł zaczyna się robić niepokojąco ciasny - odparowałam. Zygmunt przeciągał bolesną strunę, jakby nie rozumiał, że konfrontacja z Mateuszem, ostatnia i ostateczna, już się odbyła, a ja ruszyłam do przodu.

- Od tej pory powinieneś mnie pytać wyłącznie o Krystiana.

- Da się zrobić - odparł po chwili. - No więc, jak się mają sprawy z Krystianem?

- Bardzo dobrze - powiedziałam, siląc się na uśmiech.

- Cieszę się.

Zygmunt pewnie mi nie wierzył, ale za to ja wierzyłam sobie coraz bardziej. Potrzebowałam wyłącznie czasu, by przekonać do końca siebie, a potem innych.

- Zostaniesz do rana? - zagadnęłam Krystiana, biorąc się za gotowanie makaronu.

- Jeśli posiedzę chwilę przy komputerze, to tak – odparł, rozlewając wino.

„Chwila" oznaczała co najmniej dwie godziny, ale nie miałam nic przeciwko temu. Chciałam dopracować własne pomysły na nowe szkolenia. Zygmunt nie miał czasu, by odświeżać i wymyślać formaty, bo ostatnio poświęcał się głównie couchingowi i ojcostwu. Obawiałam się, że popełnimy błąd, jeśli założymy, że to, co sprzedaje się dzisiaj, będzie tak samo chętnie kupowane jutro; musieliśmy wychodzić do klientów z nową ofertą.

- Moja mama znowu dzwoniła – odezwałam się.

- I znowu wyłącznie z mojego powodu? - zapytał Krystian retorycznie, bardzo z siebie zadowolony.

Wszystkiemu winna była Klara, która nie potrafiła utrzymać języka za zębami. Tak się pechowo złożyło, że w drodze do warzywniaka znajdującego się niedaleko jej rodzinnego domu wpadła na moją mamę i wspomniała jej o Krystianie. Świat się zatrząsł. Od tamtej pory mama dzwoniła o wiele za często i zadawała stanowczo za dużo pytań.

Nie powiedziałam nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz