BEATA
Nie było na świecie większej fanki piosenki „Voices" niż Dorota. Nie zmieniał tego czas, kolejne stopnie edukacji i nowe role w życiu. Nic więc dziwnego, że jej weselna playlista składała się w dwudziestu procentach z utworu Cheap Trick.
Właśnie po raz któryś tam tego dnia usłyszałam znajome takty, gdy w drodze z toalety mijałam parkiet. Mateusz i Edyta tańczyli blisko siebie. Zbyt blisko i intymnie, by brać na poważnie to, co sugerował Winter o swoim związku. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, Łukasz pociągnął mnie w stronę parkietu. Objął mnie lekko w pasie, wciąż zapobiegawczo trzymając moją dłoń.
- I jeszcze porwanie - odezwałam się z niezadowoleniem.
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Jestem ci winien taniec przeprosinowy.
- Wystarczyłyby przeprosiny. - Nie miałam ochoty tańczyć, ale ciało, wzmocnione alkoholem, mimowolnie zaczęło się poruszać do muzyki.
- Pewnie czujesz się, jakbyś była na najgorszym weselu wszech czasów. Twój chłopak wyszedł z mojego powodu.
- Nie tylko z twojego, jeśli to cię pocieszy.
Łukasz uniósł brwi.
- A z czyjego jeszcze?
- Nieważne. To jest najgorsze wesele wszech czasów, ale i tak się cieszę, że tutaj jestem. – Uśmiechnęłam się. Szum w głowie był pomocny. Bardzo pomocny.
- Bo musisz się cieszyć.
- Tak, masz rację, muszę.
Tym razem oboje się uśmiechnęliśmy. To była rozmowa z dawnym Łukaszem. Z kimś, kogo znałam.
- Przepraszam cię, Grad - powiedział niespodziewanie poważnym tonem. A potem po raz drugi w ciągu kilku minut zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.
Pociągnął mnie za sobą, by przejść dosłownie kilka kroków. Zanim dotarło do mnie, co się dzieje, usłyszałam jego głos:
- Odbijam. Pan młody ma pewne niezbywalne przywileje.
Staliśmy obok Mateusza i Edyty. To były ostatnie takty „Voices". Dziewczyna-cyborg nie miała nic przeciwko zmianie partnera, była rozbawiona: niczego nie rozumiała i niczego nie podejrzewała. Mateusz bez uśmiechu objął mnie, zachowując między naszymi ciałami kilkucentymetrową odległość, której nigdy nie określiłabym jako bezpiecznej. Mocno trzymał moją dłoń, tak jak wcześniej Łukasz. A jednak inaczej: przeplótł nasze palce, a może same instynktownie tak się ułożyły? Wolną rękę oparłam na jego barku, bo tak się robiło. Przez kilka minut chciałam robić wyłącznie to, co się robi w trakcie tańca, do którego doszło wskutek głupich weselnych obyczajów. Albo cudzych głupich pomysłów.
Po prostu tańcz, powiedziałam sobie. Ale moje ciało nie słuchało.
- Poprosiłeś go o to? - zapytałam szeptem. Właśnie zaczynała śpiewać Nina Simone.
- Nie zrobiłbym czegoś takiego - odparł chrapliwie. - Edycie, ale przede wszystkim sobie.
Oddychaliśmy trochę zbyt szybko jak na tak leniwe ruchy na parkiecie.
Przysunęliśmy się do siebie, niemal zupełnie likwidując dzielący nas dystans. Czy to możliwe, żebyśmy podjęli taką decyzję równocześnie? Ktoś musiał być pierwszy. Może ja. Chwilami stykaliśmy się biodrami. Chciałam, by to trwało, mimo że miałam wrażenie, że zaraz ugną się pode mną nogi. Czy właśnie tego życzył sobie Łukasz aranżując nasz taniec? Czy patrząc na nas teraz, był z siebie zadowolony? Nie zamierzałam się rozglądać i sprawdzać - nie byłabym w stanie. To było tylko kilka minut, potem czekał mnie powrót do rzeczywistości, który oznaczał, że wyjadę do Wrocławia, a Mateusz zostanie w Krakowie, ustatkowany z Edytą. Drzwi się zatrzasną raz na zawsze.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...