KLARA
- Co ty tutaj robisz?
Wiedziałam, po co przyszedł, więc mogłam sobie darować ten wstęp. Albo zatrzasnąć przed nim drzwi. Ale wyglądał na zmęczonego i zdesperowanego, a takim ludziom oferuje się filiżankę herbaty. Bez względu na przeszłość.
- Pracuję – odparł nieprzytomnie. Rozglądał się, jakby zakładał, że Beata może się gdzieś przed nim chować.
- Nie we Wrocławiu, tylko w moim mieszkaniu - doprecyzowałam zmęczonym głosem, nie oczekując odpowiedzi. - Nie ma jej.
Mateusz poszedł za mną do kuchni, gdzie stanął przy oknie, ulegając nawykowi ze starych czasów.
- Zrobię coś do picia. Co chciałeś jej powiedzieć?
Mimo że byłam zajęta robieniem herbaty, widziałam, że pokręcił głową. Być może niema odmowa odpowiedzi była wstępem do werbalnej, ale nie dałam mu na nią czasu.
- Więc załatw to z nią sam. Jeśli uważasz, że to ma sens - rzuciłam takim tonem, żeby było jasne, że według mnie sensu nie ma. Ale kogo chciałam oszukać? Ani moje słowa, ani mój ton głosu nie miały żadnego znaczenia dla Mateusza.
- Pomóż mi, Klara.
Pod wpływem jego prośby, która technicznie rzecz biorąc niewiele różniła się od błagania, na kilka sekund zastygłam przy blacie. Herbata była gotowa. Ale z pewnością żadne z nas nie było gotowe, by usiąść przy stole i wypić ją w swoim towarzystwie.
- Jak mam ci niby pomóc? - Odwróciłam się w jego stronę.
- Muszę się z nią zobaczyć. O której wróci?
- Nie wiem. Poszła na randkę, więc to może trochę potrwać, jeśli wiesz, co mam na myśli... - Chciałam, żeby zrozumiał, że powinien wrócić do cholernego hotelu i dać sobie spokój. Dla dobra nas wszystkich.
- Nie przeszło ci jeszcze, że mówisz to z taką satysfakcją? - Jego głos brzmiał tak lodowato, że przeszedł mnie dreszcz.
Oto i mój powrót do przeszłości, pomyślałam.
- Cieszę się, że poszła na randkę. - Nie mogłam opanować drżenia głosu. - Bo może wreszcie ułoży sobie życie. Więc wybacz, ale to nie ma nic wspólnego ze mną. A nawet z tobą. Wyjątkowa sytuacja, prawda?
Mateusz nie poruszył się, jak gdyby zamierzał okupować miejsce przy oknie do powrotu Beaty. Nie mogłam mu na to pozwolić.
- Wracaj do hotelu, włóż głowę pod prysznic i odkręć zimną wodę. Oto moja rada. Lepszej nie usłyszysz od nikogo.
- To ona powinna decydować.
- Ale jej tu nie ma, prawda? - odparowałam. Miałam nadzieję, że to wystarczy.
Wystarczyło. Minął mnie bez słowa i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Pachniała cynamonem i powinna poprawiać nastrój. Nadal słyszałam, jak Mateusz mówi: Nie przeszło ci jeszcze, że mówisz to z taką satysfakcją?
Jak to się stało, że nagle miałam wrażenie, jakbyśmy w ogóle nie ruszyli do przodu ze swoim życiem? Mateusz w amoku uganiający się za Beatą, Beata zapewne mnożąca problemy i wątpliwości na swojej super randce, no i ja: aktorka drugiego planu. Co prawda, już nie tak nieszczęśliwa, jak kiedyś, ale wystarczyło jedno zdanie z ust Mateusza Wintera, żeby dotkliwie przypomnieć mi o przeszłości.
Za późno dostrzegłam ich spojrzenia. Za późno wyczułam napięcie, które cięło powietrze za każdym razem, gdy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Za późno, żeby przemówić sobie do rozumu, zanim sprawy zaszły za daleko. Pozostało mi trzymanie się z daleka od Wintera, co w praktyce oznaczało mniej więcej tyle, że nie siadałam naprzeciw albo tuż obok niego. Robiłam tyle, ile mogłam, czyli bardzo niewiele. Męczarnia trwała prawie dwa lata. Aż do rozmowy z Mateuszem, odbytej o świcie przed moją bramą, gdy wracałam do domu po wielu przetańczonych godzinach, kłócąc się sama ze sobą, co się właściwie wydarzyło tej nocy. Miałam kilka teorii, ale ich rozwinięcie utrudniało wypicie wcześniej kilku drinków.
CZYTASZ
Nie powiedziałam nikomu
ChickLitGdy zaczęła się jej burzliwa relacja z Mateuszem Winterem - studentem architektury i miłośnikiem pokera, Beata Grad była przykładną studentką psychologii. Kilka lat później ich związek gwałtownie przerwali wspólni przyjaciele. Poczucie krzywdy i nie...