ROZDZIAŁ 1

1.9K 44 13
                                    

Gdy tylko wylądowałam w Barcelonie, poszłam po odbiór swojej walizki. Nie zajęło mi to dużo czasu, ale jednak trochę się z nim ścigałam. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, które na szczęście udało mi się wynająć. Naprawdę cieszę, że tu przyleciałam, nawet jeśli do końca nie wiem co będę faktycznie robić.

Wyszłam z lotniska, gdzie uderzyło mnie gorące hiszpańskie powietrze. U mnie w Norwegii takich klimatów niestety nie ma. Jest natomiast 2 razy niższa temperatura i o wiele zimniejsze powietrze. Ale jakoś lubię swój kraj. Pomimo tej wiecznie zimnej pogody ma swój urok.

Podeszłam tam, gdzie stało pełno taksówek i wsiadłam do jednej, podając kierowcy adres mojego nowego mieszkania.

- Pani nie stąd?- zapytał kierowca, próbując mnie zagadywać, kiedy wyjechał na ulice Barcelony.

- Nie.- powiedziałam i przeskakiwałam wzrokiem z jednego boku na bok, podziwiając miasto.- Dokładnie to przyleciałam z Norwegii.

- I przywiało Panią aż do Barcelony?- zapytał zdziwiony.

- Potrzebuje zmiany w życiu.- powiedziałam.

- No tak, każdy potrzebuje zmian w życiu.- powiedział i zatrzymał taksówkę.- To mam nadzieje, że tutaj coś Pani zmieni, a za kurs będzie 5€.

Zapłaciłam mu i wysiadłam z taksówki, zabierając swoją walizkę i przy okazji dziękując mu za podwiezienie. Kiedy odjechał, stanęłam przed starą kamienicą, mieszczącą się niedaleko centrum miasta. Wyciągnęłam rączkę walizki i ruszyłam przed siebie, popychając zardzewiałą furtkę. Kodem, który podał mi właściciel weszłam do klatki i schodami weszłam na 3 piętro. Niestety w tym budynku to jedyna forma dostania się do tego mieszkania.

Gdy uporałam się z wejściem, stanęłam przed mieszkaniem oznaczonym literą 6. Z rozmowy z właścicielem, klucz ukryty jest pod donicą kwiatka, stojącego dosłownie obok drzwi. I faktycznie, gdy tylko uniosłam kwiatek wypadł mi złoty kluczyk. Podniosłam go i przekręciłam nim zamek, wchodząc do mieszkania.

Miałam w nim salon połączony z kuchnią i jadalnią, sypialnię i łazienkę oraz mały korytarz. Całe szczęście, że był balkon. Już czuje, że będę na nim przesiadywać z kieliszkiem wina i laptopem.

Po szybkim rozeznaniu się w mieszkaniu, postanowiłam pójść pod prysznic i ubrać w końcu trochę lżejsze ubrania. Podniosłam walizkę i rzuciłam ją na łóżko, otwierając ją. Gdy tylko odrzuciłam klapę, doznałam szoku. W środku nie było ani jednej mojej rzeczy, tylko jakieś sportowe ciuchy i koszulki z ..... FC Barcelony?

- Świetnie trafił mi się wielbiciel piłki nożnej.- powiedziałam sama do siebie, przeczesując swoje popielate włosy.- Co ja teraz zrobię?

Wyciągnęłam pierwszą z brzegu koszulkę i rozłożyłam ją, przyglądając się jej w powietrzu. Facet chyba ma 1,90 i waży ze 100 kg. Jak wszystkie koszulki tak wyglądają to jestem w głębokiej dupie. Chyba, że na szybko je przerobię. Tylko nawet nie mam czym.

Usiadłam na łóżku i spojrzałam przed siebie a dokładnie to na siebie, bo odbiłam się w lustrze wielkiej szafy.

- Nie mam ciuchów, kosmetyków ani butów.- powiedziałam na głos, czując, że powoli się załamuje a to mi się nie zdarza.- Laura, cholera weź się w garść. Ty zawsze masz sprytne plany!!!

Mówiłam sama do siebie, próbując się pocieszyć. I dopiero po 10 mowie motywacyjnej do lustra wzięłam się w garść. Wygrzebałam z torebki małe nożyczki i przecięłam tą koszulkę, tak aby związać ją w talii. Ze spodenkami i dresami nie kombinowałam, bo przecież muszę znaleźć właściciela tej cholernej walizki. I zapewne skoro ja mam jego walizkę to on może mieć moją. Oby tak to będę mieć jeden problem mniej jak go odnajdę.

Po szybkim prysznicu, który okazał się dla mnie zbawienny, usłyszałam dzwonek swojej komórki. Pobiegłam szybko do salonu i złapałam ją, przeciągając zieloną słuchawkę i przykładając telefon do ucha.

L: Słucham?

NN: Dzień dobry, rozmawiam z Panią Laurą Karstensen?

L: Przy telefonie.

NN: Dzwonię aby poinformować Panią, że jutro o 9 ma Pani spotkanie ze swoim nowym szefem. Spotkanie odbywać się będzie na stadionie Camp Nou. Bardzo proszę o punktualność.

L: Oczywiście. Do zobaczenia jutro.

Po zakończonej rozmowie, odłożyłam telefon na stolik i odtańczyłam swój taniec szczęścia. Zawsze gdy coś mi się udaje i jestem naprawdę szczęśliwa tańczę. Nieraz robiłam z siebie kretynkę, ale wtedy myślałam o swoim kolejnym sukcesie. Więc ja mam nadzieje, że praca w Barcelonie to mój kolejny życiowy sukces i dodatkowe doświadczenie.

Zagubione przeznaczenie |Pedro GonzalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz